Wszystkie one, wbrew temu, co chcą nam wmówić lewicowe media, mają sens, są społecznie sprawiedliwe i mają poparcie obywateli. Trudno zrozumieć, dlaczego zagraniczne sieci handlowe nie płacą od lat w Polsce podatków, dlaczego mamy nie pomagać polskim rodzinom czy nie zastanowić się nad reformą polskiej szkoły. Należałoby je zatem zrealizować, ale wydaje się, że PiS powinien raz jeszcze gruntownie je przemyśleć. O wiele gorzej będzie, jeśli nowy rząd będzie wdrażał je szybko i po łebkach niż nawet później, narażając się na krytykę niespełnienia obietnic, ale z rozwagą i strukturalnie. Z trzech analizowanych przez nas pomysłów najrozsądniej brzmi pomoc rodzinom. Choć projekt nie jest dopracowany – wymaga gruntowego przemyślenia oraz, przede wszystkim, zastanowienia. Tutaj, choć warto myśleć o tym, dlaczego zagraniczne firmy nie płacą w Polsce podatków, konieczne jest raz jeszcze przemyślenie szczegółów. Najgorzej jest z luźno rzuconym pomysłem likwidacji gimnazjów. To nie w nich tkwi problem niewydolnej polskiej szkoły. Prosta likwidacja tych szkół może nie tylko nie pomóc, ale pogłębić chaos. PiS, jeśli chce pomóc rodzicom i dzieciom, powinien wprowadzić bardziej strukturalne rozwiązanie. Nie obejdzie się w tej materii bez naruszenia przywilejów nauczycieli. Choć sama koncepcja wsparcia rodzin wychowujących dzieci jest ze wszech miar słuszna, to na pierwszy rzut oka widać, że wymaga gruntownej refleksji. Gdy czyta się projekt ustawy zgłoszony przez PiS, odnosi się wrażenie, że jest to prowizoryczne rozwiązanie rzucone na potrzeby kampanii wyborczej. Przypomnijmy, że przewiduje ona wypłatę od 1 stycznia 2016 r. 500 zł na każde drugie i kolejne dziecko w rodzinie. Z kolei na pierwsze byłoby wypłacane tylko w tych rodzinach, w których miesięczny dochód nie przekracza 800 zł netto na osobę (w sytuacji wychowywania dziecka niepełnosprawnego wzrasta on do 1200 zł). Projekt przewiduje co prawda wypłatę świadczeń już od stycznia, ale wyjątkowo w przyszłym roku, przy uruchamianiu wsparcia, za okres styczeń – kwiecień, byłyby one wypłacone w kwietniu. Z naszych informacji wynika, że poważna debata o projekcie rozpoczęła się już w ramach samego PiS oraz ekspertów, którzy choć ciepło przyjmują sam pomysł, to zgłaszają do przedstawicieli partii Jarosława Kaczyńskiego wątpliwości. Politycy tej partii zdają sobie sprawę, że prosta realizacja pomysłu 500 zł na dziecko w tej formie jak obecnie oprócz tego, że jest niezwykle kosztowna – rocznie budżet ma na nią wydać ok. 22 mld zł – może prowadzić niekiedy do patologii. Choć występowałaby ona zapewne rzadko, mogłaby taką formę wsparcia rodzin skompromitować. Dyskutowana jest zatem sprawa relacji tego projektu z obecnym systemem świadczeń rodzinnych, ewentualnej dezaktywizacji kobiet czy mechanizmu starania się o nowe świadczenie. To niezwykle ważne, bo proste wprowadzenie projektu w wersji zaproponowanej w czasie kampanii może powodować te niepożądane skutki. Taka debata oznacza, że projekt może ulec istotnym zmianom. Z naszych ustaleń wynika, że dyskutowanych jest co najmniej kilka spraw. Poniżej opisujemy te punkty, które powinny lub mogą zostać zmienione albo dopracowane. 1. WYSOKOŚĆ ŚWIADCZENIA Na warunki polskie, ale także i europejskie (patrz mapa), jest ono wysokie. Kwota ponad 120 euro na dziecko to dość sporo jak na Polskę, kraju na dorobku. Może ona zatem niekiedy, w ekstremalnych wypadkach, stać się sposobem na życie na koszt podatników. Zwłaszcza że wsparcie ma być wypłacane przez bardzo długi czas – do 18. roku życia dziecka. Może też, choć rzadziej, powodować patologiczne zachowania – dziecko, chciane czy niechciane, stanie się sposobem na życie. Można w związku z tym rozważać wprowadzenie rozwiązania, że świadczenie jest wypłacane tylko tym rodzinom, w której choć jeden z rodziców pracuje lub aktywnie szuka pracy. Tutaj pojawia się jednak problem samotnych rodziców – trudno wykluczyć ich z pomocy i wymagać od nich bezwzględnie aktywności zawodowej. A jeśli przyzna się im świadczenie bez takiego wymogu, może się okazać, że państwo będzie zachęcać do rozwodów i separacji. Małżonkowie, nie mogąc znaleźć pracy lub nie chcąc pracować, mogliby dochodzić do wniosku, że formalnie lepiej żyć osobno, by zyskać pomoc. Ponadto wprowadzenie wymogu pracy uruchamia całą kosztowną procedurę biurokratycznej weryfikacji prawa do świadczenia. PiS może także przemyśleć obniżenie świadczenia do kwoty ok. 300 zł. – To nie byłoby takie złe, bo nie powodowałoby efektu życia na koszt podatnika i dezaktywizacji – słyszymy od osoby, która doradza PiS, jak poprawić projekt. Ale taki ruch byłby jednak bardzo kosztowny politycznie. Sztandarowy pomysł partii byłby teraz zmieniany na niekorzyść rodzin. Zarówno wprowadzenie wymogu pracy, jak i obniżka świadczenia mogą więc być trudne do realizacji. 2. POZOSTAWIENIE ŚWIADCZEŃ RODZINNYCH W OBECNYM KSZTAŁCIE Inaczej jest z relacją 500+ do obecnego systemu pomocy. To najsłabszy punkt propozycji – PiS nie wspomina w projekcie, że wprowadzenie 500 zł na dziecko powinno wiązać się z likwidacją obecnego systemu świadczeń rodzinnych. Nie ma powodu utrzymywania trzypoziomowego systemu: pomoc społeczna dla najuboższych, świadczenia rodzinne uzależnione od dochodu (obecnie, od 1 listopada, wypłacane gdy dochód na członka rodziny nie przekracza 674 zł netto) i powszechne zasiłki. Byłoby to kuriozalne i niezwykle kosztowne. Okazałoby się wtedy na przykład, że rodzina z trojgiem dzieci, w której żaden z rodziców nie pracuje, otrzymuje od państwa ok. 2 tys. zł miesięcznie. 1,5 tys. z tytułu trzech świadczeń 500 zł na dziecko, trzy zasiłki rodzinne (łącznie ok. 350 zł), dodatek z tytułu wielodzietności (90 zł). Tak duże wsparcie mogłoby być społecznie nieakceptowane. Oprócz tego funkcjonowałyby w niezrozumiały sposób w systemie pomocy rodzinom trzy różne progi dochodowe upoważniające do świadczeń. Z pomocy społecznej, świadczeń rodzinnych oraz ze świadczenia 500+. PiS powinien zatem zlikwidować zasiłek rodzinny, siedem dodatków do niego, becikowe i zasiłki pielęgnacyjne. Jedyne świadczenie, jakie powinno pozostać, to wsparcie dla rodziców dzieci niepełnosprawnych, tzw. świadczenie pielęgnacyjne. Korzyści z takiego rozwiązania będą w kilku wymiarach. Po pierwsze przejrzystość systemu i jego uproszczenie. Obecny system świadczeń rodzinnych jest bardzo skomplikowany i kosztowny. Na samą jego obsługę wydajemy 330 mln zł, a gminy zajmujące się wypłatami zatrudniają do tego zadania blisko 8,1 tys. osób. Do tego dochodzą koszty, jakie ponoszą same osoby ubiegające się o świadczenia, np. z tytułu urlopów, które muszą brać, by zebrać konieczną dokumentację. W najnowszym raporcie o polityce rodzinnej autorstwa instytutu Ordo Iuris są one szacowane po stronie osób ubiegających się o świadczenia na kolejne 300 mln zł. Ważne jest także to, że likwidacja świadczeń rodzinnych bardzo urealni wypłatę 500 zł na dziecko z perspektywy możliwości finansów państwa. W ubiegłym roku kosztowały one 7,5 mld zł. Jeśli zlikwidujemy wszystkie świadczenia, oprócz tych wypłacanych opiekunom dzieci niepełnosprawnych (te kosztują 1 mld zł), będzie to oznaczać 6,5 mld zł oszczędności, które można przeznaczyć na 500+. 3. Moment wypłaty Kolejny słaby punkt projektu PiS to brak refleksji, że nowe świadczenie powinno być wypłacane od pierwszego roku życia dziecka, a nie zaraz po jego urodzeniu. Obecne przepisy przewidują, że przez pierwszy rok osoby ubezpieczone w ZUS otrzymują z zakładu 80 proc. swojej pensji (nie mniej niż 1 tys. zł). Z kolei osoby nieubezpieczone (rolnicy, studenci, bezrobotni, pracujący na umowie o dzieło) otrzymają od 1 stycznia 2016 r. specjalne świadczenie wynoszące 1 tys. zł. Wydaje się, że to wystarczająca pomoc i nie ma po co dodatkowo wypłacać tym rodzicom 500 zł. Nie bez znaczenia jest także tutaj argument finansowy. Na likwidacji wypłaty świadczenia jednemu rocznikowi dzieci można zyskać ok. 1,2 mld zł. 4. Paternalizm państwa Bardzo kontrowersyjny w projekcie PiS jest art. 7. Stanowi on, że: „W przypadku, gdy ośrodek pomocy społecznej [...] przekazał organowi właściwemu informację, że uprawniony marnotrawi wypłacane świadczenie lub wydatkuje je niezgodnie z przeznaczeniem, organ właściwy ogranicza lub wstrzymuje wypłatę”. To skrajny paternalizm, dający urzędnikom dodatkowe narzędzia kontroli rodzin. Czy to oni mają decydować, czy ktoś kupuje dziecku szynkę, czy wysyła je na kurs języka angielskiego lub opłaca mu korepetycje? Świadczenie powszechne (od drugiego dziecka) nie powinno podlegać takiej kontroli, należałoby je uchwalić odrębną ustawą. W takim układzie świadczenie na pierwsze dziecko dla rodzin uboższych powinno trafić do pomocy społecznej i tam powinien istnieć system kontroli wydatkowania tych pieniędzy. 5. Nie co roku z wnioskiem PiS w projekcie chce także zmusić rodziców, by co roku składali wnioski o powszechne świadczenie. To niepotrzebny zapis, skutkujący zbędną biurokracją i kosztami. Wniosek na świadczenie powszechne powinien być złożony tylko raz, a gmina powinna je wypłacać do 18. roku życia dziecka. Ewentualne zdarzenia mające wpływ na zawieszenie transferu, takie jak śmierć dziecka, umieszczenie go w pieczy zastępczej, odebranie praw rodzicielskich – należałoby zgłaszać przez odpowiednie instytucje do gminy, która dokonuje płatności. 6. Zgubna podwyżka podatków Politycy PiS powinni także pamiętać, że najlepszym sposobem na prowadzenie polityki rodzinnej jest niewielki fiskalizm. Po prostu zabierajmy rodzicom z zarabianych przez nich pieniędzy jak najmniej. Jeśli zatem kosztem wprowadzenia 500 zł na dziecko mają być dodatkowe obciążenia pracy, sprawa wydaje się wątpliwa. Jeśli jednak źródłem pieniędzy będzie walka z mafiami wyłudzającymi VAT, korporacjami i bankami unikającymi płacenia w Polsce danin czy oszczędność w wydatkach budżetu, to gra warta jest świeczki. 7. „Nie” dla likwidacji ulg PiS, wprowadzając dodatek, nie powinien równolegle myśleć o likwidacji ulg w PIT na dzieci. Byłoby to de facto podniesienie podatków rodzicom, co, jak pisaliśmy wyżej, byłoby bezsensowne. Ulga jest jednym z najlepszych narzędzi wspierania rodzin, jakie istnieją – państwo zachęca rodziców do pracy, a dlatego że podejmują się trudu wychowania potomstwa, zabiera im z wypracowanych przez nich pieniędzy mniej dla siebie. Nie ma nic cenniejszego niż ludzie. Polityka rodzinna się opłaca, wydatek na nią to nie socjal, ale inwestycja. Musi jednak być robiona z głową, długofalowo i strategicznie. Wprowadzając nowe rozwiązania, rząd powinien o tym pamiętać. Warto zatem nieco dłużej pracować nad koncepcją, nawet kosztem zarzutu, że program nie wychodzi od razu. Chodzi o to, by wydając publiczne pieniądze, osiągnąć maksymalny efekt.
Więcej możesz przeczytać w 46/2015 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.