Pomimo zniszczeń po niedawnym tsunami Indie stają się światowym mocarstwem
Ulicami indyjskich miast nadal chodzą święte krowy, ale za kilka lat pierwszy Hindus stanie na Księżycu. O ile święte zwierzęta od wieków uchodziły za symbol Indii, o tyle określenie "indyjska technologia" do niedawna kojarzyło się z kiepską jakością i częściej było tematem żartów niż analiz ekonomistów. Kiedy jednak w listopadzie Indyjska Agencja Kosmiczna w Bangalurze poinformowała o rozpoczęciu przygotowań do wysłania za siedem lat w kosmos pierwszego lunonauty, nikt się już nie śmiał. Z perspektywy Bangaluru, centrum tutejszej Doliny Krzemowej, której zazdroszczą Indiom nawet Amerykanie, taki cel wydaje się nie tylko prawdopodobny, lecz wręcz prozaiczny.
Stosunki niespecjalne
Bangalur, indyjską stolicę high-tech, informatyki i biznesu komputerowego, w grudniu odwiedził prezydent Rosji Władimir Putin, chcący odnowić "specjalne stosunki" z dawnym sojusznikiem z czasów zimnej wojny. Podpisano wiele porozumień o współpracy gospodarczej i energetycznej, ale - wbrew zapowiedziom - nie zawarto nowych kontraktów wojskowych. 70 proc. indyjskiego uzbrojenia jest wciąż pochodzenia sowieckiego lub rosyjskiego. Moskwa liczyła, że kontrakty z Delhi w najbliższych pięciu, sześciu latach będą stanowiły połowę rosyjskiego eksportu broni.
W Bangalurze Putin, wyrażając uznanie dla osiągnięć indyjskiej informatyki, mówił o potrzebie "nowego partnerstwa ekonomicznego" między obu krajami. Moskwa nie jest już jednak głównym dostawcą broni dla Indii, coraz częściej ustępuje miejsca Izraelowi, RPA i Stanom Zjednoczonym. Stosunki Indii z USA zacieśniły się po ogłoszeniu przez ten kraj wojny z terroryzmem, którą Delhi, niezależnie od zastrzeżeń wobec operacji w Iraku, zdecydowanie popiera. "Nasze stosunki z Rosją nie są już specjalne i podejrzewam, że podobnie widzi to Moskwa" - uważa Pratap Bhanu Mehta, dyrektor Ośrodka Badań Politycznych w Delhi. Z politycznego punktu widzenia pewną wagę miało uroczyste wyrażenie przez Moskwę i Delhi poparcia wzajemnych aspiracji międzynarodowych - w wypadku Indii chodziło o uzyskanie statusu stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, w wypadku Rosji - o wejście do Światowej Organizacji Handlu. Obserwatorzy zauważyli też wypowiedzi Putina przeciw "dyktatowi" Zachodu w polityce międzynarodowej i zachęty do współpracy w trójkącie Rosja - Indie - Chiny, co zrównoważyłoby globalną dominację USA.
W Indiach chętniej niż o polityce mówi się dziś jednak o inwestycjach, a na inne kraje patrzy przez pryzmat ich produktów, które się tu sprzedaje, lub firm, z którymi się handluje. To efekt przebudzenia się nowego azjatyckiego giganta, który 13 lat temu zarzucił trącącą socjalizmem politykę gospodarczego interwencjonizmu, otwierając rynek i wdrażając reformy. Wbrew tradycji indyjskiej niemożności, dobrych intencji niweczonych przez utarte struktury i nawyki, systemu kast spychającego za margines miliony ludzi miliardowy kraj kilka lat temu dołączył do grona najszybciej rozwijających się państw między Pacyfikiem i Oceanem Indyjskim. W 2004 r. tempo wzrostu PKB wyniosło 7 proc. Według rządowego planu, do 2007 r. indyjska gospodarka osiągnie najszybsze tempo wzrostu na świecie. Według prognoz niezależnych ekonomistów, do 2040 r., a według niektórych do 2020 r., Indie, będące dziś trzecią gospodarką w Azji i dwunastą na świecie, staną się trzecią potęgą gospodarczą po USA i Chinach.
Bliżej Arystotelesa
Gospodarczy boom zrodził już nową warstwę około 61 tys. milionerów, mniejszą niż w Chinach (236 tys.) i Rosji (84 tys.), ale szybko rosnącą. Tylko w 2003 r. przybyło ich 11 tys. Według magazynu "Forbes", piątka najbogatszych Hindusów z majątkiem wartym 24,8 mld USD jest zamożniejsza od swych odpowiedników w Wielkiej Brytanii (24 mld USD). Indie mają jednak także swoich "superbiednych". 300 mln ludzi, czyli prawie jedna czwarta społeczeństwa, żyje za mniej niż dolara dziennie, bez szans na pracę. Od zasypania przepaści między tymi światami będzie zależeć indyjska przyszłość.
Czy wzrost gospodarczy państwa nie załamie się pod ciężarem sprzeczności? W Delhi odpowiada się, cytując Arystotelesa, że dobre, mające szanse na stabilny rozwój, jest społeczeństwo, w którym stan średni przeważa nad innymi. W Indiach klasa średnia rośnie w żywiołowym tempie. W ostatnich latach liczba osób o rocznych dochodach 2-4 tys. USD potroiła się i sięgnęła 300 mln, a do końca 2006 r. ma wzrosnąć do 445 mln. Jeśli tempo wzrostu gospodarczego się utrzyma, do 2025 r. klasa średnia przekroczy w Indiach 50 proc. ludności. To ona narzuca dziś nowy styl życia - szybki samochód, komórkę i wizyty w eleganckich restauracjach. Nowe obyczaje przejmują młodzi - osoby poniżej 20. roku życia, których Indie mają najwięcej na świecie (do 2015 r. będzie ich 550 mln), napędzają boom w sektorze komiksów, mody, filmów i gier komputerowych. Zalew tych ostatnich wynika też z aktywności tutejszych inżynierów elektroników i programistów, których w samym Bangalurze jest ponad 150 tys. (w Dolinie Krzemowej 120 tys.).
Indyjski lew chce odgrywać większą rolę w regionie. Na szczycie Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) w listopadzie pierwsze skrzypce grały Chiny, ale przywódcy ASEAN wyraźnie zabiegali także o względy Indii, oferując im udział w powstającym bloku konkrencyjnym wobec Unii Europejskiej i Ameryki. "Aby zapewnić pomyślność regionu, musimy spoglądać zarówno na północ - na Chiny, jak i zachód - na Indie, dwie nowe potęgi w globalnym środowisku handlowym" - powiedział Ahmad Badawi Abdullah, premier Malezji. Wzrost siły Indii bywa postrzegany jako przeciwwaga dla rosnącego chińskiego mocarstwa, ale ostatnio mówi się, że oba państwa mogą się uzupełniać.
Azjatycką wielką dwójkę łączy dążenie do bogactwa, ale różni sposób osiągnięcia tego celu. Chiński smok stał się fabryką świata, atrakcyjnym miejscem inwestycji i produkcji na potrzeby ponadmiliardowego rynku. Indyjski lew zamiast na hardware - maszyny i sprzęt, postawił na oprogramowanie komputerowe i biotechnologię. Indie mają stabilny system prawny i dziewięć razy więcej inżynierów niż ChRL, do tego mówiących płynnie po angielsku. Centralnie sterowane Chiny przyciągają jednak co roku zagraniczne inwestycje warte
54 mld USD, dziesięć razy więcej niż sąsiad z południa, który wciąż musi pokonywać opory lokalnych przedsiębiorców. Indie z kolei produkują rocznie towary o wartości 1,4 bln USD, trzykrotnie większej niż Chińczycy. Na pytanie, który model ostatecznie zwycięży, większość analityków wskazuje na Chiny, ale coraz częściej słychać też opinie, że decydująca może się okazać "większa żywotność przemysłowa" Indii. Poza tym relacje między azjatyckimi potęgami niekoniecznie muszą się opierać tylko na rywalizacji. "Chiny i Indie razem mogą się stać lokomotywami wzrostu regionalnego i światowego. Słońce wstaje na wschodzie" - mówi N. Srinivasan, szef Indyjskiej Konfederacji Przemysłu.
Taką niekonfrontacyjną wizję dalszej drogi Indii podziela 71--letni ekonomista Manmohan Singh, szef rządu. Singh kontynuuje liberalną politykę gospodarczą poprzedniego rządu. Rozwija też "globalny dialog" z Pakistanem, mający doprowadzić do pokoju między zwaśnionymi sąsiadami, bez którego gospodarcza stabilność regionu może się okazać mrzonką. W wywiadzie Singh zauważył, że wyjątkowość indyjskiego rozwoju polega na tym, iż rewolucja dokonuje się tu konsekwentnie w ramach prawa i demokracji. "To największy eksperyment w światowej historii" - powiedział. Niektórzy twierdzą, że bliższy cudu niż podróż Hindusa na Księżyc.
Stosunki niespecjalne
Bangalur, indyjską stolicę high-tech, informatyki i biznesu komputerowego, w grudniu odwiedził prezydent Rosji Władimir Putin, chcący odnowić "specjalne stosunki" z dawnym sojusznikiem z czasów zimnej wojny. Podpisano wiele porozumień o współpracy gospodarczej i energetycznej, ale - wbrew zapowiedziom - nie zawarto nowych kontraktów wojskowych. 70 proc. indyjskiego uzbrojenia jest wciąż pochodzenia sowieckiego lub rosyjskiego. Moskwa liczyła, że kontrakty z Delhi w najbliższych pięciu, sześciu latach będą stanowiły połowę rosyjskiego eksportu broni.
W Bangalurze Putin, wyrażając uznanie dla osiągnięć indyjskiej informatyki, mówił o potrzebie "nowego partnerstwa ekonomicznego" między obu krajami. Moskwa nie jest już jednak głównym dostawcą broni dla Indii, coraz częściej ustępuje miejsca Izraelowi, RPA i Stanom Zjednoczonym. Stosunki Indii z USA zacieśniły się po ogłoszeniu przez ten kraj wojny z terroryzmem, którą Delhi, niezależnie od zastrzeżeń wobec operacji w Iraku, zdecydowanie popiera. "Nasze stosunki z Rosją nie są już specjalne i podejrzewam, że podobnie widzi to Moskwa" - uważa Pratap Bhanu Mehta, dyrektor Ośrodka Badań Politycznych w Delhi. Z politycznego punktu widzenia pewną wagę miało uroczyste wyrażenie przez Moskwę i Delhi poparcia wzajemnych aspiracji międzynarodowych - w wypadku Indii chodziło o uzyskanie statusu stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, w wypadku Rosji - o wejście do Światowej Organizacji Handlu. Obserwatorzy zauważyli też wypowiedzi Putina przeciw "dyktatowi" Zachodu w polityce międzynarodowej i zachęty do współpracy w trójkącie Rosja - Indie - Chiny, co zrównoważyłoby globalną dominację USA.
W Indiach chętniej niż o polityce mówi się dziś jednak o inwestycjach, a na inne kraje patrzy przez pryzmat ich produktów, które się tu sprzedaje, lub firm, z którymi się handluje. To efekt przebudzenia się nowego azjatyckiego giganta, który 13 lat temu zarzucił trącącą socjalizmem politykę gospodarczego interwencjonizmu, otwierając rynek i wdrażając reformy. Wbrew tradycji indyjskiej niemożności, dobrych intencji niweczonych przez utarte struktury i nawyki, systemu kast spychającego za margines miliony ludzi miliardowy kraj kilka lat temu dołączył do grona najszybciej rozwijających się państw między Pacyfikiem i Oceanem Indyjskim. W 2004 r. tempo wzrostu PKB wyniosło 7 proc. Według rządowego planu, do 2007 r. indyjska gospodarka osiągnie najszybsze tempo wzrostu na świecie. Według prognoz niezależnych ekonomistów, do 2040 r., a według niektórych do 2020 r., Indie, będące dziś trzecią gospodarką w Azji i dwunastą na świecie, staną się trzecią potęgą gospodarczą po USA i Chinach.
Bliżej Arystotelesa
Gospodarczy boom zrodził już nową warstwę około 61 tys. milionerów, mniejszą niż w Chinach (236 tys.) i Rosji (84 tys.), ale szybko rosnącą. Tylko w 2003 r. przybyło ich 11 tys. Według magazynu "Forbes", piątka najbogatszych Hindusów z majątkiem wartym 24,8 mld USD jest zamożniejsza od swych odpowiedników w Wielkiej Brytanii (24 mld USD). Indie mają jednak także swoich "superbiednych". 300 mln ludzi, czyli prawie jedna czwarta społeczeństwa, żyje za mniej niż dolara dziennie, bez szans na pracę. Od zasypania przepaści między tymi światami będzie zależeć indyjska przyszłość.
Czy wzrost gospodarczy państwa nie załamie się pod ciężarem sprzeczności? W Delhi odpowiada się, cytując Arystotelesa, że dobre, mające szanse na stabilny rozwój, jest społeczeństwo, w którym stan średni przeważa nad innymi. W Indiach klasa średnia rośnie w żywiołowym tempie. W ostatnich latach liczba osób o rocznych dochodach 2-4 tys. USD potroiła się i sięgnęła 300 mln, a do końca 2006 r. ma wzrosnąć do 445 mln. Jeśli tempo wzrostu gospodarczego się utrzyma, do 2025 r. klasa średnia przekroczy w Indiach 50 proc. ludności. To ona narzuca dziś nowy styl życia - szybki samochód, komórkę i wizyty w eleganckich restauracjach. Nowe obyczaje przejmują młodzi - osoby poniżej 20. roku życia, których Indie mają najwięcej na świecie (do 2015 r. będzie ich 550 mln), napędzają boom w sektorze komiksów, mody, filmów i gier komputerowych. Zalew tych ostatnich wynika też z aktywności tutejszych inżynierów elektroników i programistów, których w samym Bangalurze jest ponad 150 tys. (w Dolinie Krzemowej 120 tys.).
Indyjski lew chce odgrywać większą rolę w regionie. Na szczycie Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) w listopadzie pierwsze skrzypce grały Chiny, ale przywódcy ASEAN wyraźnie zabiegali także o względy Indii, oferując im udział w powstającym bloku konkrencyjnym wobec Unii Europejskiej i Ameryki. "Aby zapewnić pomyślność regionu, musimy spoglądać zarówno na północ - na Chiny, jak i zachód - na Indie, dwie nowe potęgi w globalnym środowisku handlowym" - powiedział Ahmad Badawi Abdullah, premier Malezji. Wzrost siły Indii bywa postrzegany jako przeciwwaga dla rosnącego chińskiego mocarstwa, ale ostatnio mówi się, że oba państwa mogą się uzupełniać.
Azjatycką wielką dwójkę łączy dążenie do bogactwa, ale różni sposób osiągnięcia tego celu. Chiński smok stał się fabryką świata, atrakcyjnym miejscem inwestycji i produkcji na potrzeby ponadmiliardowego rynku. Indyjski lew zamiast na hardware - maszyny i sprzęt, postawił na oprogramowanie komputerowe i biotechnologię. Indie mają stabilny system prawny i dziewięć razy więcej inżynierów niż ChRL, do tego mówiących płynnie po angielsku. Centralnie sterowane Chiny przyciągają jednak co roku zagraniczne inwestycje warte
54 mld USD, dziesięć razy więcej niż sąsiad z południa, który wciąż musi pokonywać opory lokalnych przedsiębiorców. Indie z kolei produkują rocznie towary o wartości 1,4 bln USD, trzykrotnie większej niż Chińczycy. Na pytanie, który model ostatecznie zwycięży, większość analityków wskazuje na Chiny, ale coraz częściej słychać też opinie, że decydująca może się okazać "większa żywotność przemysłowa" Indii. Poza tym relacje między azjatyckimi potęgami niekoniecznie muszą się opierać tylko na rywalizacji. "Chiny i Indie razem mogą się stać lokomotywami wzrostu regionalnego i światowego. Słońce wstaje na wschodzie" - mówi N. Srinivasan, szef Indyjskiej Konfederacji Przemysłu.
Taką niekonfrontacyjną wizję dalszej drogi Indii podziela 71--letni ekonomista Manmohan Singh, szef rządu. Singh kontynuuje liberalną politykę gospodarczą poprzedniego rządu. Rozwija też "globalny dialog" z Pakistanem, mający doprowadzić do pokoju między zwaśnionymi sąsiadami, bez którego gospodarcza stabilność regionu może się okazać mrzonką. W wywiadzie Singh zauważył, że wyjątkowość indyjskiego rozwoju polega na tym, iż rewolucja dokonuje się tu konsekwentnie w ramach prawa i demokracji. "To największy eksperyment w światowej historii" - powiedział. Niektórzy twierdzą, że bliższy cudu niż podróż Hindusa na Księżyc.
Więcej możesz przeczytać w 1/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.