Problemy futbolu z pieniędzmi biorą się stąd, że przez dziesiątki lat nie myślano o piłce w kategoriach interesu
Większość futbolowych klubów w Europie ma gigantyczne problemy z zachowaniem finansowej płynności. Są źle zarządzane, nie przestrzegają podstawowych reguł przedsiębiorczości. W ostatnich latach zyski klubów pięciu najlepszych lig w Europie wzrosły o 60 proc. W tym czasie ich wydatki (głównie na pensje zawodników) poszły w górę o 72 proc. Zestawienie tych liczb najlepiej pokazuje nielogiczny świat piłkarskich finansów.
W polskim futbolu, nawet w naszym najlepiej zorganizowanym klubie, czyli Wiśle Kraków, finanse są postawione na głowie. Kapitał zakładowy to 1,5 mln zł, tymczasem pierwsza drużyna dysponuje rocznym budżetem w wysokości 35 mln zł. Różnicę wykłada właściciel Wisły - firma Tele-Fonika. Ciężko nazwać ją sponsorem, skoro wszystkie wydane pieniądze Bogusław Cupiał, właściciel Tele-Foniki, zapisywał w księgach jako dług Wisły wobec jego firmy. Obecnie ten dług Wisły sięga 80 mln zł.
Piłka zastępcza
Problem z pieniędzmi w futbolu bierze się stąd, że przez dziesiątki lat nikt nie myślał o piłce nożnej w kategoriach interesu. Miała ona być rozrywką, czy wentylem bezpieczeństwa rozładowującym konflikty narodowe lub religijne. Przed wojną było wiadomo, że Ruch Chorzów to klub, któremu kibicują Polacy, a na trybunach Górnika Zabrze zasiadają Niemcy. Podobnie do dziś wygląda to w Hiszpanii, gdzie Real Madryt jest dumą Kastylii, Barcelona - Katalonii, a Athletic Bilbao to oczko w głowie Basków. W Belgii Walonowie kibicują Standardowi Liege, a Flamandowie - Anderlechtowi Bruksela. W Glasgow protestanci zawsze chodzili na mecze Rangersów, a katolicy - Celticu. Często kluby piłkarskie stawały się tubami partii. Gdy do władzy doszedł Edward Gierek, błyskawicznie awansowały śląskie kluby. Espanyol Barcelona i Atletico Madryt to były ekipy blisko związane z reżimem Franco. Na Cyprze Omonię Nikozja uważano za drużynę partii komunistycznych, a APOEL Nikozja - prawicowych.
Przemysł futbolowy
Gdy upowszechniła się telewizja, rozpoczął się mariaż futbolu z reklamą. Reklamodawcy stworzyli popyt na gwiazdy ułatwiające promowanie produktów. Pierwszą globalną gwiazdą futbolową stał się Johan Cruyff. Gdy w 1973 roku przechodził z Ajaksu Amsterdam do Barcelony, 100 tys. osób kupiło bilety, by zobaczyć go na Camp Nou, mimo że wtedy nie rozgrywano żadnego meczu! Dziś przy doborze piłkarzy do czołowych klubów częściej decyduje ich wartość marketingowa niż piłkarskie umiejętności.
Milowym krokiem w tworzeniu przemysłu piłkarskiego stała się Liga Mistrzów. Rozpoczęta w sezonie 1991/1992 reforma rozgrywek zakładająca podział na grupy okazała się strzałem w dziesiątkę. Wreszcie największe kluby grały z sobą na okrągło, bez przymusu mierzenia się z maluczkimi europejskiego futbolu. Okazało się jednak, że większość klubów nie potrafi gospodarować wielkimi pieniędzmi, jakie płaciły im telewizja i reklamodawcy. Lata 90. to okres nie ograniczonego pompowania balonu futbolowego biznesu: żądano coraz wyższych stawek za telewizyjne transmisje, a nadwyżki gotówki ładowano w absurdalnie wysokie transfery i pensje piłkarzy. W tym czasie prezesi klubów zachowywali się tak, jakby byli kibicami własnych drużyn. Zamiast realizować wieloletni biznesplan, za gigantyczne pieniądze kupowali gwiazdy, które miały zapewnić im sukces. Taka strategia okazała się krótkowzroczna. Lazio Rzym, ówczesny mistrz Włoch, wydało aż 54 mln dolarów na supernapastnika Hernana Crespo. Ten długo leczył kontuzję, potem odszedł via Inter do Chelsea. Dziś zadłużone Lazio broni się przed spadkiem.
W 1997 r. naszpikowana gwiazdami Borussia Dortmund sięgnęła po Puchar Europy. Dwa miesiące temu klub ogłosił, że ma 118 mln euro długu. Awans Legii Warszawa i Widzewa Łódź do Ligi Mistrzów w połowie lat 90. okazał się początkiem końca tych drużyn.
Futbolowy balon pękł z chwilą plajty telewizji Leo Kircha w Niemczech oraz ITV Digital w Wielkiej Brytanii, które przepłaciły za prawa do transmisji. Dziś większość klubów ledwo wiąże koniec z końcem i właściwie - poza Chelsea Romana Ambramowicza - nie mogą sobie pozwolić na ekstrawagancje. Wyjątkiem jest Manchester United, który wysoki poziom sportowy łączy z dodatnim bilansem. Ubiegły rok zamknął zyskiem 19 mln funtów. To zasługa Aleksa Fergusona, który jest nie tylko świetnym trenerem, ale także rozumie, jak powinien być zarządzany nowoczesny klub. Właśnie takiego człowieka potrzebuje Cupiał i polska piłka.
W polskim futbolu, nawet w naszym najlepiej zorganizowanym klubie, czyli Wiśle Kraków, finanse są postawione na głowie. Kapitał zakładowy to 1,5 mln zł, tymczasem pierwsza drużyna dysponuje rocznym budżetem w wysokości 35 mln zł. Różnicę wykłada właściciel Wisły - firma Tele-Fonika. Ciężko nazwać ją sponsorem, skoro wszystkie wydane pieniądze Bogusław Cupiał, właściciel Tele-Foniki, zapisywał w księgach jako dług Wisły wobec jego firmy. Obecnie ten dług Wisły sięga 80 mln zł.
Piłka zastępcza
Problem z pieniędzmi w futbolu bierze się stąd, że przez dziesiątki lat nikt nie myślał o piłce nożnej w kategoriach interesu. Miała ona być rozrywką, czy wentylem bezpieczeństwa rozładowującym konflikty narodowe lub religijne. Przed wojną było wiadomo, że Ruch Chorzów to klub, któremu kibicują Polacy, a na trybunach Górnika Zabrze zasiadają Niemcy. Podobnie do dziś wygląda to w Hiszpanii, gdzie Real Madryt jest dumą Kastylii, Barcelona - Katalonii, a Athletic Bilbao to oczko w głowie Basków. W Belgii Walonowie kibicują Standardowi Liege, a Flamandowie - Anderlechtowi Bruksela. W Glasgow protestanci zawsze chodzili na mecze Rangersów, a katolicy - Celticu. Często kluby piłkarskie stawały się tubami partii. Gdy do władzy doszedł Edward Gierek, błyskawicznie awansowały śląskie kluby. Espanyol Barcelona i Atletico Madryt to były ekipy blisko związane z reżimem Franco. Na Cyprze Omonię Nikozja uważano za drużynę partii komunistycznych, a APOEL Nikozja - prawicowych.
Przemysł futbolowy
Gdy upowszechniła się telewizja, rozpoczął się mariaż futbolu z reklamą. Reklamodawcy stworzyli popyt na gwiazdy ułatwiające promowanie produktów. Pierwszą globalną gwiazdą futbolową stał się Johan Cruyff. Gdy w 1973 roku przechodził z Ajaksu Amsterdam do Barcelony, 100 tys. osób kupiło bilety, by zobaczyć go na Camp Nou, mimo że wtedy nie rozgrywano żadnego meczu! Dziś przy doborze piłkarzy do czołowych klubów częściej decyduje ich wartość marketingowa niż piłkarskie umiejętności.
Milowym krokiem w tworzeniu przemysłu piłkarskiego stała się Liga Mistrzów. Rozpoczęta w sezonie 1991/1992 reforma rozgrywek zakładająca podział na grupy okazała się strzałem w dziesiątkę. Wreszcie największe kluby grały z sobą na okrągło, bez przymusu mierzenia się z maluczkimi europejskiego futbolu. Okazało się jednak, że większość klubów nie potrafi gospodarować wielkimi pieniędzmi, jakie płaciły im telewizja i reklamodawcy. Lata 90. to okres nie ograniczonego pompowania balonu futbolowego biznesu: żądano coraz wyższych stawek za telewizyjne transmisje, a nadwyżki gotówki ładowano w absurdalnie wysokie transfery i pensje piłkarzy. W tym czasie prezesi klubów zachowywali się tak, jakby byli kibicami własnych drużyn. Zamiast realizować wieloletni biznesplan, za gigantyczne pieniądze kupowali gwiazdy, które miały zapewnić im sukces. Taka strategia okazała się krótkowzroczna. Lazio Rzym, ówczesny mistrz Włoch, wydało aż 54 mln dolarów na supernapastnika Hernana Crespo. Ten długo leczył kontuzję, potem odszedł via Inter do Chelsea. Dziś zadłużone Lazio broni się przed spadkiem.
W 1997 r. naszpikowana gwiazdami Borussia Dortmund sięgnęła po Puchar Europy. Dwa miesiące temu klub ogłosił, że ma 118 mln euro długu. Awans Legii Warszawa i Widzewa Łódź do Ligi Mistrzów w połowie lat 90. okazał się początkiem końca tych drużyn.
Futbolowy balon pękł z chwilą plajty telewizji Leo Kircha w Niemczech oraz ITV Digital w Wielkiej Brytanii, które przepłaciły za prawa do transmisji. Dziś większość klubów ledwo wiąże koniec z końcem i właściwie - poza Chelsea Romana Ambramowicza - nie mogą sobie pozwolić na ekstrawagancje. Wyjątkiem jest Manchester United, który wysoki poziom sportowy łączy z dodatnim bilansem. Ubiegły rok zamknął zyskiem 19 mln funtów. To zasługa Aleksa Fergusona, który jest nie tylko świetnym trenerem, ale także rozumie, jak powinien być zarządzany nowoczesny klub. Właśnie takiego człowieka potrzebuje Cupiał i polska piłka.
Więcej możesz przeczytać w 1/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.