Przymierzmy sukces i na pewno będzie leżał na nas tak samo jak na Amerykanach czy Brytyjczykach Nie jesteśmy zrobieni na miarę, co jest wielką zaletą i pewną wadą. Jest to tzw. plus ujemny - jak mawia Lech Wałęsa - który nadaje naszemu bytowaniu sens. Zaletą tego stanu jest to, że od urodzenia przymierzamy poglądy innych osób, ich opinie, styl życia, sposób myślenia, a przede wszystkim przymierzamy system wartości. Życie jest jedną wielką przymierzalnią - im częściej i więcej przymierzamy, tym bardziej żyjemy. Nasz temat okładkowy "Dzień z życia Polaka" jest zaproszeniem do ogólnospołecznej przymierzalni, w której można skonfrontować pewne wyobrażenia o nas samych z tymi uszytymi przez dane statystyczne.
W przymierzalni jak to w przymierzalni - jedne rzeczy wydają się za duże, inne piją po zapięciu pod szyją. Są takie, które na nas nie leżą, jak rozwody czy czytanie książek i higiena osobista. W sumie, kiedy spojrzymy, jak przeciętny Dupont, Schmidt i Kowalski spędzają dzień, to dowcipy zaczynające się od słów: "Był sobie Polak, Niemiec i Francuz..." stają się mocno nieaktualne. Upodabniamy się do naszych europejskich partnerów, co z pewnością zasmuca naszych narodowców i publicystów z zawodówki moralnego niepokoju. Gdyby udała się transplantacja wiary w życiowy sukces - o czym pisze w świetnym eseju znakomity socjolog Paweł Śpiewak - i gdyby ten przeszczep nie został odrzucony przez organizm Polaka, to Lepper z Samoobroną wróciłby wreszcie na gospodarstwo, a LPR do rodzin. Nie uwierzę, jak nie przymierzę - mówi stare polskie przysłowie, a więc może przymierzmy sukces i na pewno będzie leżał na nas tak samo jak na Amerykanach, Brytyjczykach. Przymierzam, więc jestem, nawet jeśli jest to uniform peerelowskiej przeszłości, który ciśnie i cuchnie dopóty, dopóki jest schowany w teczce. Mówi o tym prymas Polski kardynał Józef Glemp w rozmowie z "Wprost". Prymas zaskoczy swoimi opiniami wielu, wielu rozczaruje. Zwłaszcza tych, którzy zakochali się w swoim wizerunku i resztę życia postanowili spędzić na przymierzaniu coraz to zdobniejszych wieńców laurowych. "Trzecia RP to wielki bal przebierańców, gdzie szubrawcy pasowani są na autorytety, cynizm przedstawiany jest jako moralność, a histeria jako roztropność" - pisze Bronisław Wildstein w felietonie "Polska Michnika i Urbana". Jest to bal, na którym orkiestra, złożona z przebierańców, gra tylko z nut przyniesionych przez balujących. Tak jak i cały bal, oczywiście orkiestra jest dęta. W przymierzalniach europejskich ruch nie mniejszy niż w polskich. Kanclerz Schreder przymierza reformy NATO i najchętniej chodziłby w stringach maskujących, które tak uwielbia prezydent (vide: "Autobahn Ost"). Francuzi z kolei przymierzają nieboszczyka Mitterranda (vide: "Casanova polityki"), osobnika, który przestrzegał jednej zasady: nie mieć żadnych zasad. Szczytowym osiągnięciem tego mistrza politycznej mimikry było upodobnienie się pod koniec życia do trupa. Nie wszystko warto przymierzać, choć pasuje i cieszy europejskie salony. Jeśli ktoś to lubi, niech przymierza, co chce i kiedy chce. Przymierzajmy, nie przymierzając jak Niemiec, Francuz, Włoch, Hiszpan, Austriak, Czech, Węgier etc. Jak zrobimy tłok w przymierzalni, to żaden Amerykanin się nie wciśnie, co niestety nie zostanie nawet zauważone przez resztę świata.
Więcej możesz przeczytać w 8/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.