Listy czytelników postawiły mnie w roli podpowiadacza świadczącego usługi maturalne Głośno ostatnio o czarnym rynku prac maturalnych i magisterskich. W prasie publikowane są ogłoszenia w rodzaju "pracę maturalną na dowolny temat napiszę", wśród uczniów mówi się o cennikach: szybko i po łebkach - 200 zł, na wyższą ocenę - nawet 500 zł. Rozmaite komisje etyki oświadczają, że to nieetyczne, media sprawę przedstawiają (zwykle z potępiającym komentarzem), a ogłoszeń przybywa.
Co jednak powiedzieć o takich, którzy piszą podobne prace sprytnym uczniom za darmo, nawet o tym nie wiedząc? Niewiele brakowało, a stałbym się jednym z nich. W mojej skrzynce mailowej od kilku miesięcy przybywa pisanych przez młodych ludzi próśb w rodzaju: "Witam, panie Tomku, jestem uczniem trzeciej klasy LO, niedługo mam maturę ustną z polskiego, a temat wybrany przeze mnie to >>Filmowe adaptacje wielkiej literatur<< i w związku z tym poszukuję wszelkich recenzji odnośnie filmów >>Wesele<<, >>Pan Tadeusz<< i >>Zemsta<<. Jeśli mógłby mi pan jakoś pomóc, to proszę o przesłanie czegoś na e-maila. Z góry dziękuję".
Już mi ręce lecą do klawiatury, już chcę odpisywać Markowi z bliskiego memu sercu miasta, gdy znowu odzywa się dźwięk komputerowego programu pocztowego: masz wiadomość. Odruchowo klikam i dostaję kolejne zadanie, tym razem od Żanety: "Witam pana, panie Tomaszu. Mam pewien kłopocik. Piszę w tym roku maturę. Z języka polskiego możemy sobie wybrać temat. Ja wybrałam >>Pierwowzory literackie a ich adaptacje filmowe<<. Ta strona tematu jest do przeżycia, inna jest druga część tematu - >>Omów opinie krytyków i sformułuj swoją opinię<<. Chciałabym prosić pana o te opinie. Moje pierwowzory literackie to >>Dr Jekyll i Mr Hyde<<, >>Frankenstein<<, >>Dracula<<. Czy zechciałby pan odpowiedzieć na kilka moich pytań? Bardzo pana proszę: 1. Jaka adaptacja filmowa z kręgu horrorów utkwiła panu najbardziej w pamięci i dlaczego? 2. Czy kino polskie jest gotowe na robienie adaptacji filmów grozy? 3. Jaka jest różnica między adaptacją a ekranizacją? 4. Co musi zrobić reżyser (jaki zabieg), aby adaptacja była najlepszym odzwierciedleniem książki? 5. Co pan jako filmoznawca i krytyk poleca: najpierw przeczytanie książki czy obejrzenie filmu? 6. Co takiego przyciąga widzów do oglądania adaptacji? 7. Czy dobrze jest, kiedy adaptacja w pełni odzwierciedla dzieło literackie?".
A więc mam nawet przygotowany konspekcik, żeby praca poszła mi łatwiej i szybciej. Ktoś kliknął w adres [email protected] i czeka, że przez Internet podeślę mu gotowca. Co prawda o honorarium w obu wypadkach nie ma mowy, ale nie ulega najmniejszej wątpliwości, że oto zostałem poproszony, by moim młodym czytelnikom pomóc w napisaniu ich prac maturalnych. Mój Boże, gdyby wiedzieli, jaką miałem przygodę ze swoją maturą! Ja, olimpijczyk z polskiego, pragnący zostać krytykiem filmowym.
"Moje drogie dziecko - krzyczała na korytarzu nauczycielka języka polskiego pani F. - Jak mogłeś mnie tak zawieść i spaskudzić sobie maturę?!".
"Jak to, dlaczego??? - nie rozumiałem, o co chodzi. - Czyżbym zrobił jakiś błąd ortograficzny?".
"Ależ nie, za to napisałeś nie na temat!".
"Niemożliwe - uspokoiłem się - przecież temat brzmiał >>Opisz adaptację filmową ulubionego dzieła literackiego<<, a ja napisałem o >>Weselu<< w reżyserii Andrzeja Wajdy".
"No właśnie - triumfowała pani F. - przecież wiadomo było, że należało opisać >>Noce i dnie<< w reżyserii Jerzego Antczaka!".
"Ale moim ulubionym dziełem jest >>Wesele<<...".
"I to jest błąd, w tym roku kuratorium postanowiło, że będą to >>Noce i dnie<<" - zakończyła dyskusję polonistka, odrzuciła rudy kosmyk włosów, poprawiła fioletową apaszkę i pobiegła na zebranie komisji egzaminacyjnej.
Przez długą chwilę stałem jak wryty na środku korytarza prestiżowego warszawskiego liceum im. Lelewela, które przede mną kończyli bliźniacy Kaczyńscy (jeden z nich został nawet prezydentem Warszawy), a po mnie Paweł Piskorski (też prezydent, tylko były). Potem machnąłem ręką i na zawsze zrezygnowałem z myśli, że rzeczy oczywiste są oczywiste.
Gdy więc listy moich korespondentów postawiły mnie w roli mimowolnego podpowiadacza świadczącego usługi maturalne, postanowiłem nie odrabiać za nich lekcji. Niech ewentualny sukces lub porażkę zawdzięczają tylko sobie. I na własną rękę interpretują temat.
[email protected]
Już mi ręce lecą do klawiatury, już chcę odpisywać Markowi z bliskiego memu sercu miasta, gdy znowu odzywa się dźwięk komputerowego programu pocztowego: masz wiadomość. Odruchowo klikam i dostaję kolejne zadanie, tym razem od Żanety: "Witam pana, panie Tomaszu. Mam pewien kłopocik. Piszę w tym roku maturę. Z języka polskiego możemy sobie wybrać temat. Ja wybrałam >>Pierwowzory literackie a ich adaptacje filmowe<<. Ta strona tematu jest do przeżycia, inna jest druga część tematu - >>Omów opinie krytyków i sformułuj swoją opinię<<. Chciałabym prosić pana o te opinie. Moje pierwowzory literackie to >>Dr Jekyll i Mr Hyde<<, >>Frankenstein<<, >>Dracula<<. Czy zechciałby pan odpowiedzieć na kilka moich pytań? Bardzo pana proszę: 1. Jaka adaptacja filmowa z kręgu horrorów utkwiła panu najbardziej w pamięci i dlaczego? 2. Czy kino polskie jest gotowe na robienie adaptacji filmów grozy? 3. Jaka jest różnica między adaptacją a ekranizacją? 4. Co musi zrobić reżyser (jaki zabieg), aby adaptacja była najlepszym odzwierciedleniem książki? 5. Co pan jako filmoznawca i krytyk poleca: najpierw przeczytanie książki czy obejrzenie filmu? 6. Co takiego przyciąga widzów do oglądania adaptacji? 7. Czy dobrze jest, kiedy adaptacja w pełni odzwierciedla dzieło literackie?".
A więc mam nawet przygotowany konspekcik, żeby praca poszła mi łatwiej i szybciej. Ktoś kliknął w adres [email protected] i czeka, że przez Internet podeślę mu gotowca. Co prawda o honorarium w obu wypadkach nie ma mowy, ale nie ulega najmniejszej wątpliwości, że oto zostałem poproszony, by moim młodym czytelnikom pomóc w napisaniu ich prac maturalnych. Mój Boże, gdyby wiedzieli, jaką miałem przygodę ze swoją maturą! Ja, olimpijczyk z polskiego, pragnący zostać krytykiem filmowym.
"Moje drogie dziecko - krzyczała na korytarzu nauczycielka języka polskiego pani F. - Jak mogłeś mnie tak zawieść i spaskudzić sobie maturę?!".
"Jak to, dlaczego??? - nie rozumiałem, o co chodzi. - Czyżbym zrobił jakiś błąd ortograficzny?".
"Ależ nie, za to napisałeś nie na temat!".
"Niemożliwe - uspokoiłem się - przecież temat brzmiał >>Opisz adaptację filmową ulubionego dzieła literackiego<<, a ja napisałem o >>Weselu<< w reżyserii Andrzeja Wajdy".
"No właśnie - triumfowała pani F. - przecież wiadomo było, że należało opisać >>Noce i dnie<< w reżyserii Jerzego Antczaka!".
"Ale moim ulubionym dziełem jest >>Wesele<<...".
"I to jest błąd, w tym roku kuratorium postanowiło, że będą to >>Noce i dnie<<" - zakończyła dyskusję polonistka, odrzuciła rudy kosmyk włosów, poprawiła fioletową apaszkę i pobiegła na zebranie komisji egzaminacyjnej.
Przez długą chwilę stałem jak wryty na środku korytarza prestiżowego warszawskiego liceum im. Lelewela, które przede mną kończyli bliźniacy Kaczyńscy (jeden z nich został nawet prezydentem Warszawy), a po mnie Paweł Piskorski (też prezydent, tylko były). Potem machnąłem ręką i na zawsze zrezygnowałem z myśli, że rzeczy oczywiste są oczywiste.
Gdy więc listy moich korespondentów postawiły mnie w roli mimowolnego podpowiadacza świadczącego usługi maturalne, postanowiłem nie odrabiać za nich lekcji. Niech ewentualny sukces lub porażkę zawdzięczają tylko sobie. I na własną rękę interpretują temat.
[email protected]
Więcej możesz przeczytać w 8/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.