Za prezesury Czajkowskiego Urząd Zamówień Publicznych zaciemnia przejrzystość przetargów publicznych
W Brukseli krąży dowcip o przetargu rozpisanym przez Komisję Europejską. Chodziło o wybudowanie bramy w trzecie tysiąclecie, która symbolizowałaby coraz ściślejsze więzi łączące państwa członkowskie. Firma z Turcji zaoferowała, że zrobi ją za 5 tys. euro. Niemiecka firma chciała dostać za to samo 10 tys. euro. Dlaczego tak drogo? - spytali członkowie komisji. - Ekstra doliczamy precyzyjny niemiecki projekt, solidne niemieckie materiały i niemiecką jakość wykonania. Wszystkich jednak przebili Polacy, żądając 55 tys. euro. - Skąd ta astronomiczna kwota? - zdziwili się członkowie komisji. - 25 tys. dla nas, 25 tys. dla szanownej komisji i 5 tys. dla Turków, bo ktoś tę cholerną bramę musi wykonać - wyjaśnili. Żart śmieszy wszędzie poza Polską, bo u nas niewiele odbiega od rzeczywistości.
Dlaczego? Bo polskie prawo jest tak skonstruowane, że prezes Urzędu Zamówień Publicznych praktycznie może jednoosobowo decydować o wyłonieniu wykonawcy wielomilionowych zamówień. Pozornie wszystko jest w porządku - inwestorów wyłaniają komisje przetargowe. Jeśli jednak ich decyzja nie spodoba się prezesowi UZP, jest on w stanie na wiele miesięcy zablokować każdą budowę i w ten sposób doprowadzić do bankructwa przedsiębiorców, którzy wyłożyli na nią pieniądze. - Procedura odwoławcza jest tak rozbudowana, że rozstrzyganie przetargów można przeciągać niemal w nieskończoność - potwierdza Paweł Poncyljusz, poseł PiS.
Prezes decyduje
Przykładem ręcznego sterowania przetargami przez Tomasza Czajkowskiego, prezesa Urzędu Zamówień Publicznych, jest budowa Centrum Kliniczno-Dydaktycznego w Łodzi. O zamówienie warte około 170 mln zł (dokończenie inwestycji, której budowa ślimaczy się od prawie 30 lat) walczyło w ubiegłym roku kilka firm. Ostatecznie na placu boju pozostali Budimex, który dotychczas budował CKD, i łódzkie konsorcjum Remo-Bud. Budimex został jednak wykluczony, kiedy okazało się, że firma będąca z nim w konsorcjum złożyła fałszywe zaświadczenie o płatności składek ZUS. Zwycięstwo w konkursie przyznano firmie Remo-Bud. Budimex próbował się odwoływać do zespołu arbitrów Urzędu Zamówień Publicznych i do sądu, ale to nic nie dało (przegrał w obu instancjach). Do akcji wkroczył jednak prezes UZP, który zarządowi inwestycji zarzucił, że... nie odwołał się do sądu od wydanej jeszcze na początku przetargu decyzji arbitrów, która wyeliminowała konkurentów Budimeksu i Remo-Budu. - Taka możliwość pojawiła się dopiero w 2005 r., a sprawa była rozstrzygana rok wcześniej - mówi Grzegorz Kruhły, dyrektor Zarządu Inwestycji Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
Przegrany zwycięzca
Władze Uniwersytetu Medycznego nie czekały na kolejne posunięcia UZP i po orzeczeniu Sądu Okręgowego w Łodzi, który pozwolił na zawarcie umowy, podpisały ją z Remo-Budem. Ruszyły prace finansowane z budżetu Ministerstwa Zdrowia. Nie na długo, bo interweniował prezes Czajkowski. Na tyle skutecznie, że resort zdrowia wstrzymał finansowanie do czasu wyjaśnienia sporu. W ten sposób Uniwersytet Medyczny straci ponad 50 mln zł. Prezes Czajkowski wystąpił też do sądu o stwierdzenie nieważności umowy zawartej z Remo-Budem, co sąd potwierdził w maju tego roku. Według mecenasa Jerzego Pieroga, prawnika Remo-Budu i autora komentarzy do prawa zamówień publicznych, prezes UZP wykazuje niczym nie uzasadnioną nadgorliwość. - Badałem dokumenty sprawy. Doszło do drobnych uchybień, ale nie było naruszeń prawa, które miałyby wpływ na wynik przetargu - przekonuje. Tę tezę potwierdza fakt, że miesiąc temu - jak dowiedzieli się reporterzy "Wprost" - w Łodzi pojawił się wysoki rangą urzędnik resortu zdrowia, który oświadczył, że inwestycja ruszy z miejsca, jeśli Uniwersytet Medyczny podporządkuje się werdyktom UZP. Nowy wykonawca miałby zostać wyłoniony decyzją UZP z wolnej ręki. - Wszyscy odczytali, że chodzi o Budimex - mówi "Wprost" uczestnik spotkania.
Firma z plecami
Budimex, jeszcze do niedawna kierowany przez Grzegorza Tuderka, obecnie posła SLD, to firma, która ma nadzwyczaj mocne "plecy". W 2003 r. przetarg na rozbudowę warszawskiego portu lotniczego Okęcie, wart kilkaset milionów dolarów, skontrolowała Najwyższa Izba Kontroli. Inspektorzy uznali całą procedurę za nielegalną, bo od rozpisania przetargu aż do jego rozstrzygnięcia inwestor, czyli Przedsiębiorstwo Państwowe Porty Lotnicze, nie wiedział, jakie będą koszty inwestycji i jak będzie wyglądał terminal, a co najważniejsze - aż siedmiokrotnie zmieniano skład komisji przetargowej. - Wyglądało na to, że zamęt w komisji będzie trwał do momentu, gdy wynik przetargu będzie korzystny dla jednej firmy - relacjonował "Wprost" w 2003 r. jeden z usuniętych członków komisji. Ostatecznie wygrał Budimex. Z raportu NIK nic nie wynikło. I wyniknąć nie mogło, ponieważ od początku przetarg na Okęciu przebiegał tak, jakby sterowała nim "niewidzialna ręka".
Cisi protektorzy
Ta sama "niewidzialna ręka" kierowała pracami nad uchwaleniem nowego prawa o zamówieniach publicznych. Ustawa została przyjęta w ekspresowym tempie na przełomie roku 2003 i 2004. O jak najszybsze jej uchwalenie zabiegał Marek Wagner, poseł SLD, który w styczniu 2004 r. był jednym z najbliższych współpracowników premiera Leszka Millera. On i Krzysztof Janik, ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji, byli cichymi protektorami Czajkowskiego, który został szefem urzędu w 2001 r. i ponownie w 2004 r. Dzięki temu, że ustawa wprowadziła kadencyjność prezesa, ma on zapewnioną posadę do 2009 r. Tomasz Czajkowski jest wypróbowanym człowiekiem SLD. Był już wiceszefem UZP w latach 1995-1997, w okresie rządów koalicji SLD-PSL. Do 1989 r. był członkiem PZPR. Ekipa Millera była na tyle zdeterminowana, że na posiedzenia podkomisji zajmującej się ustawą o zamówieniach publicznych nie przychodzili przedstawiciele ministerstw, którzy powinni być zainteresowani nowym prawem obejmującym wszystkie instytucje państwowe. - Wszystko po to, by nie zadawać im pytań, nie prezentować własnego stanowiska. Niektórzy wręcz mieli zakaz wypowiadania się na posiedzeniach podkomisji - mówi nam jeden z uczestników prac.
Hamulec Czajkowskiego
Pod kierownictwem prezesa Czajkowskiego UZP przekształcił się w biurokratycznego molocha, który zamiast stać na straży przejrzystości inwestycji, szkodzi temu. - Dla mnie niektóre decyzje UZP są zupełnie niezrozumiałe - ocenia w rozmowie z "Wprost" Mirosław Kochalski, szef Biura Zamówień Publicznych w stołecznym ratuszu. Jako przykład podaje ciągłe kontrolowanie przetargu na modernizację jednego z głównych stołecznych węzłów komunikacyjnych w Alejach Jerozolimskich. Mimo że inwestor, czyli miasto Warszawa, seryjnie wygrywa wszelkie procesy odwoławcze z firmami odrzuconymi w przetargu, UZP mnoży kontrole i w efekcie kontrakt, który ma być finansowany również ze środków unijnych, ciągle nie może ruszyć. Podobnie jest w wypadku projektu warszawskiego mostu Północnego. - Wcale mnie nie dziwi, że związany z SLD prezes blokuje wszystkie najważniejsze inwestycje komunikacyjne w stolicy rządzonej przez prawicę. Chodzi o to, by tej ekipie można było przypiąć łatkę nieudaczników - ocenia Jerzy Polaczek z sejmowej Komisji Infrastruktury.
Z UZP toczy spór Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad. W ubiegłym roku wyłoniła w negocjacjach ubezpieczyciela. Kontrakt wart 26 mln zł wygrało konsorcjum - Warty i Hestii. UZP kontrolujący przetarg stwierdził, że doszło do naruszeń prawa. Zakwestionował to, że ogłaszając przetarg, nie zażądano od startujących w nim firm zezwoleń na ubezpieczanie. - Nie było takiej potrzeby - tłumaczy Maciej Łaciński, koordynator ds. zamówień publicznych w GDDKiA. - Takie dokumenty ubezpiczyciel składa w Krajowym Rejestrze Sądowym, zanim dostanie zezwolenie na działalność - mówi Łaciński. Sprawa jest w sądzie, który ma stwierdzić ważność tej umowy. Pracownicy UZP twierdzą, że wszystkie działania urzędu są zgodne z prawem, a "prezes działał w ochronie interesu publicznego".
Więcej możesz przeczytać w 25/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.