Rozmowa z Johnem Finnisem, filozofem prawa
Bronisław Wildstein: Jak pan ocenia projekt konstytucji europejskiej?
John Finnis: Uderzyło mnie, jak wielkie uprawnienia przekazuje ona instytucjom unii, co grozi jej przekształceniem się raczej w scentralizowane państwo niż w federację. W prawdziwej federacji rozdział uprawnień między centralę a jej części składowe - stany czy prowincje - jest gwarantowany dużo bardziej jednoznacznie niż w tej konstytucji.
- Jaka jest pana opinia o sposobie tworzenia prawa w Unii Europejskiej, którego zwieńczeniem miała być eurokonstytucja?
- Nie nazwałbym tego prawem, mimo że uregulowania te funkcjonują jako prawo i kształtują rozmaite aspekty życia milionów mieszkańców unii. Największe wątpliwości budzi sytuacja, w której obywatele w uzasadniony sposób czują się pozbawieni wpływu na kształtowanie dotyczącego ich prawa. Tworzone jest ono poza ich kulturą i narzucane z zewnątrz. To główna przyczyna oporu przeciw konstytucji, na przykład w Wielkiej Brytanii. W UE widzimy typową dla biurokracji tendencję do wzmacniania i utrwalania roli władzy centralnej.
- Czy nadmiar odgórnych rozporządzeń funkcjonujących jako prawo unijne (prawie 100 tys. stron regulacji) nie prowadzi do zaniku autorytetu prawa?
- Może do tego prowadzić. Sądy brytyjskie traktują to jednak jako prawo obowiązujące, a więc jest ono przestrzegane. Wątpliwości powszechne nie mają wpływu na funkcjonowanie prawa, wyrażają się więc w stosunku do konstytucji i w wynikach referendów na ten temat.
- Czy charakter tworzenia prawa unijnego nie prowadzi do zaniku demokracji? Decyzje zapadają w odległych od obywateli instytucjach, a wybierane na sposób demokratyczny krajowe gremia mają coraz mniej do powiedzenia w tych kwestiach.
- Projekt eurokonstytucji do pewnego stopnia redukuje władzę unijnej biurokracji, choćby wzmacniając rolę Trybunału Europejskiego. Gdyby Europejczykom przedstawiono otwarcie tę konstytucję jako projekt budowy nowego państwa i powiedziano, że przyjmując ją, staną się jego obywatelami, tak jak w 1789 r. obywatele stanu Nowy Jork stali się obywatelami Stanów Zjednoczonych, i gdyby Europejczycy zaakceptowali to w wolnych referendach, to mogliby uznać to za jakąś formę demokracji. Tak jak mieszkańcy stanu Nowy Jork uznali się za obywateli Stanów Zjednoczonych. Jeśli jednak projekt prezentowany jest obywatelom jako uporządkowanie istniejącej sytuacji, które nie prowadzi do żadnej substancjalnej zmiany, co rozmija się z prawdą, to przyjęcie takiej konstytucji nawet przy aprobacie wprowadzonych w błąd obywateli krajów Europy jest naruszeniem zasad demokracji.
- Czy unia w ogóle potrzebuje konstytucji?
- Nie. Unia potrzebuje lepszego dostosowania do rozszerzenia i nowych warunków funkcjonowania. Nowe uregulowania nie powinny jednak przybierać kształtu konstytucji, która ma charakter dokumentu powołującego nowe państwo.
John Finnis: Uderzyło mnie, jak wielkie uprawnienia przekazuje ona instytucjom unii, co grozi jej przekształceniem się raczej w scentralizowane państwo niż w federację. W prawdziwej federacji rozdział uprawnień między centralę a jej części składowe - stany czy prowincje - jest gwarantowany dużo bardziej jednoznacznie niż w tej konstytucji.
- Jaka jest pana opinia o sposobie tworzenia prawa w Unii Europejskiej, którego zwieńczeniem miała być eurokonstytucja?
- Nie nazwałbym tego prawem, mimo że uregulowania te funkcjonują jako prawo i kształtują rozmaite aspekty życia milionów mieszkańców unii. Największe wątpliwości budzi sytuacja, w której obywatele w uzasadniony sposób czują się pozbawieni wpływu na kształtowanie dotyczącego ich prawa. Tworzone jest ono poza ich kulturą i narzucane z zewnątrz. To główna przyczyna oporu przeciw konstytucji, na przykład w Wielkiej Brytanii. W UE widzimy typową dla biurokracji tendencję do wzmacniania i utrwalania roli władzy centralnej.
- Czy nadmiar odgórnych rozporządzeń funkcjonujących jako prawo unijne (prawie 100 tys. stron regulacji) nie prowadzi do zaniku autorytetu prawa?
- Może do tego prowadzić. Sądy brytyjskie traktują to jednak jako prawo obowiązujące, a więc jest ono przestrzegane. Wątpliwości powszechne nie mają wpływu na funkcjonowanie prawa, wyrażają się więc w stosunku do konstytucji i w wynikach referendów na ten temat.
- Czy charakter tworzenia prawa unijnego nie prowadzi do zaniku demokracji? Decyzje zapadają w odległych od obywateli instytucjach, a wybierane na sposób demokratyczny krajowe gremia mają coraz mniej do powiedzenia w tych kwestiach.
- Projekt eurokonstytucji do pewnego stopnia redukuje władzę unijnej biurokracji, choćby wzmacniając rolę Trybunału Europejskiego. Gdyby Europejczykom przedstawiono otwarcie tę konstytucję jako projekt budowy nowego państwa i powiedziano, że przyjmując ją, staną się jego obywatelami, tak jak w 1789 r. obywatele stanu Nowy Jork stali się obywatelami Stanów Zjednoczonych, i gdyby Europejczycy zaakceptowali to w wolnych referendach, to mogliby uznać to za jakąś formę demokracji. Tak jak mieszkańcy stanu Nowy Jork uznali się za obywateli Stanów Zjednoczonych. Jeśli jednak projekt prezentowany jest obywatelom jako uporządkowanie istniejącej sytuacji, które nie prowadzi do żadnej substancjalnej zmiany, co rozmija się z prawdą, to przyjęcie takiej konstytucji nawet przy aprobacie wprowadzonych w błąd obywateli krajów Europy jest naruszeniem zasad demokracji.
- Czy unia w ogóle potrzebuje konstytucji?
- Nie. Unia potrzebuje lepszego dostosowania do rozszerzenia i nowych warunków funkcjonowania. Nowe uregulowania nie powinny jednak przybierać kształtu konstytucji, która ma charakter dokumentu powołującego nowe państwo.
John Mitchel Finnis uznawany jest za jednego z najważniejszych współcześnie filozofów prawa. Australijczyk, wykłada na najbardziej znaczących uniwersytetach Wielkiej Brytanii i USA. Twórca nowej teorii prawa naturalnego, którą wywodzi ze zrewidowanych tradycji arystotelesowsko-tomistycznej i filozofii analitycznej. Prowadzi polemikę z rzecznikami liberalnej koncepcji prawa. Za jego główne dzieło uznawane jest: "Prawo naturalne i uprawnienia naturalne". |
Więcej możesz przeczytać w 25/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.