Klaps w tyłek, pociągnięcie dziecka za ucho czy podniesienie na nie głosu grozi w Szwecji kilkuletnim więzieniem
Niedościgłym wzorem państwa jest Szwecja, która praktykuje czysty socjalizm. Tuż za Szwecją plasują się natomiast Chiny będące mieszaniną socjalizmu i kapitalizmu. Tak klasyfikował państwa koreański dyktator Kim Dzong Il w rozmowie z Madelaine Albright, sekretarz stanu USA za prezydentury Billa Clintona. Albright wspomina swoje spotkanie z koreańskim zamordystą w "Pamiętnikach". Kim Dzong Ilowi mógł się w Szwecji spodobać zwłaszcza stosunek państwa do rodziny. Karl Rudbeck, liberalny szwedzki publicysta, twierdzi, że socjalistyczne państwo, dążąc do podporządkowania sobie jak największej liczby obszarów życia społecznego, niszczy wszelkie niezależne od siebie ośrodki władzy i autorytetu. A w największym stopniu niszczy rodzinę. Wiele szwedzkich ustaw wręcz stymuluje rozbijanie więzi rodzinnych i to na różnych poziomach: między współmałżonkami, między rodzicami a dziećmi oraz między wnukami a dziadkami.
- Rodzina stała się celem ataku socjalistów, gdyż ze swej natury preferuje pewien rodzaj wychowania, który może być alternatywą wobec opiekuńczych instytucji państwa. Rodzina tworzy siatkę ochronną dla człowieka, który w momencie, gdy pojawiają się problemy, na przykład brak pieniędzy czy kłopoty zdrowotne, może się zwrócić o pomoc do krewnych. Państwo dąży do zerwania więzi rodzinnych po to, by ludzie zwracali się z pomocą bezpośrednio do niego. W ten sposób uzależnia ich od siebie - mówi "Wprost" Henrik Bejke, redaktor miesięcznika "Nyliberalen".
Plastikowe rodziny
W Szwecji rocznie zawieranych jest 38 tys. małżeństw, a jednocześnie 31 tys. par się rozwodzi. Oznacza to, że trwałych jest zaledwie 18 proc. małżeństw. Nic dziwnego, że 60 proc. dzieci rodzi się w związkach pozamałżeńskich, a 20 proc. jest wychowywanych przez samotnych rodziców. Nic też dziwnego, że pojawiają się nowe, alternatywne formy "rodzin", na przykład sambo, czyli "mieszkający razem" lub serbo - "mieszkający oddzielnie". W 1995 r. szwedzki parlament zalegalizował też pary homoseksualne. Według danych zebranych przez Sšrena Anderssona ze Związku Równouprawnienia Seksualnego (RFSL), w tego typu związkach wychowuje się już około 40 tys. dzieci. Będzie ich jednak znacznie więcej, gdyż 3 czerwca 2005 r. przyjęto prawo o inseminacji par lesbijskich, które zezwala dwóm kobietom na zapłodnienie in vitro - na koszt państwa.
Elina Aberg ze szwedzkiej młodzieżówki Zielonych mówi otwarcie "Wprost", że tradycyjna rodzina to w Szwecji przeżytek, a przyszłością jest poligamia. Tradycyjną rodzinę zastępują tzw. plastikowe rodziny, czyli hybrydy powstałe po kilku małżeństwach i kilku rozwodach. Dziecko w takiej rodzinie ma na przykład cztery mamy, sześciu ojców i liczne rodzeństwo, którego często nie jest się w stanie doliczyć. Państwowe uczelnie finansują nawet badania, które mają wskazać pozytywne strony tego typu rozwiązań. Prof. Margareta Bck-Wiklund z uniwersytetu w Goeteborgu opowiada "Wprost", że dzieci wędrujące po kolejnych rozwodach od jednej rodziny do drugiej nabywają w ten sposób życiowego doświadczenia i kapitału społecznego, który może im się przydać w dorosłym życiu. Najczęściej przywoływanym argumentem świadczącym o wyższości "plastikowych rodzin" nad tradycyjnymi ma być fakt, że dzieci na święta dostają znacznie więcej prezentów.
Klapsozbrodnia
Szwedzkie państwo przejęło niemal pełną kontrolę nad wychowaniem dzieci. Wysokie podatki uniemożliwiają utrzymanie rodziny z jednej pensji, więc oboje rodzice muszą pracować, a dziecko przez cały dzień przebywa w publicznej szkole lub innych państwowych instytucjach opieki.
W Szwecji od 1979 r. obowiązuje absolutny zakaz wymierzania dzieciom kar cielesnych. Grozi za to od roku do dziesięciu lat więzienia. Kara grozi za takie przestępstwa, jak na przykład klaps w tyłek czy pociągnięcie za ucho. Już w przedszkolu dzieci są informowane o swoich prawach: mają obowiązek zgłosić na policję każdy tego typu przypadek. Głośna była niedawno w Szwecji sprawa nastoletniej Agnety, która postanowiła się zemścić na ojczymie za to, że oddał kocięta do uśpienia. Oskarżyła go o pobicie i seksualne molestowanie, co skończyło się skazaniem go na dwa lata więzienia i 83 tys. koron odszkodowania. Matce, która nie uwierzyła w opowieść córki, odebrano prawa rodzicielskie, zaś Agneta trafiła do rodziny zastępczej. Kiedy po trzech miesiącach załamana dziewczynka zdecydowała się przyznać do fałszerstwa, prokurator nie dał jej wiary i mężczyzna musiał odsiedzieć wyrok do końca.
Dyktatura socjalu
Niemal zawsze w wypadku konfliktu między rodzicem a dzieckiem wymiar sprawiedliwości przyjmuje punkt widzenia dziecka. W szwedzkim prawie nie istnieje zresztą pojęcie władzy rodzicielskiej. Istnieje za to obowiązek opieki i odpowiedzialności za dziecko, który jest nałożony po równo na rodziców i na państwo. To ostatnie, poprzez swoje instytucje, może kontrolować życie rodzinne, a nawet interweniować w nie. Centralną tego typu placówką jest Główny Zarząd Zdrowia i Opieki Społecznej, zwany w Szwecji "socjalem". Rocznie odbiera on rodzicom 10-12 tys. dzieci.
Dotarliśmy do Marianny Sigstroem, której "socjal" odebrał 12-letniego synka Daniela. Oficjalnym powodem było to, że matka była "nadopiekuńcza" i "popełniała błędy w wychowaniu". Jej syn trafił najpierw do rodziny zastępczej, którą okazała się para narkomanów na odwyku, następnie zaś do samotnego alkoholika, którego uznano za "rodzinę zastępczą". Daniel był epileptykiem i kiedy miał ataki padaczki, nowi opiekunowie nie wiedzieli, jak mu pomóc. W rezultacie chłopiec zmarł. Matka, która wytoczyła państwu proces, przegrała we wszystkich instancjach i musi zapłacić państwu 1,5 mln koron kosztów sądowych. Znany w Skandynawii dziennikarz, Polak Maciej Zaremba, nagłośnił sprawę Marianny Sigstroem, pisząc o niej w dzienniku "Dagens Nyheter", ale niewiele to pomogło. Sigstroem mówi dziennikarzowi "Wprost", że nazywanie Szwecji państwem prawa jest ponurym żartem.
Społeczeństwo samotników
Prawa do wychowywania dzieci odbiera się nie tylko rodzicom, ale też nauczycielom. Aż do ósmej klasy uczniom nie wolno stawiać stopni, nie wolno ich zostawiać na drugi rok w tej samej klasie ani usunąć ze szkoły. Dzieci już od przedszkola mówią do nauczycieli na "ty" i nie muszą odpowiadać na ich powitanie. Coraz częściej dochodzi do napaści na nauczycieli dokonywanych przez uczniów. Maria Naesstroem, która pracuje w sztokholmskiej szkole jako nauczycielka angielskiego, opowiada "Wprost", że w wielu klasach nie sposób pracować z powodu chaosu, hałasu i agresji na lekcjach. Szwedzkie państwo, które w latach 60. XX wieku zastąpiło rodzinę, teraz nie jest już w stanie wypełniać wszystkich opiekuńczych funkcji, bo nie ma na to pieniędzy. Efektem jest zamykanie nie tylko świetlic, punktów opieki i ognisk dla dzieci, ale też szkół i przedszkoli. W efekcie coraz częściej dzieci pozbawione są opieki zarówno rodziny, jak i państwa.
Szwecja staje się społeczeństwem samotników. Państwo najpierw rozbiło więzi uczuciowe i emocjonalne w rodzinach, a potem same rodziny. Nic dziwnego, że obecnie aż 70 proc. wszystkich gospodarstw domowych w Sztokholmie to gospodarstwa jednoosobowe. Trudno się dziwić, że taki socjalizm podoba się Kim Dzong Ilowi. Społeczeństwem samotników jest o wiele łatwiej rządzić niż takim, którego ostoją jest rodzina, w którym istnieją normalne więzi. Tyle że takie społeczeństwo jest jedną wielką patologią.
Więcej możesz przeczytać w 25/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.