Chłoniak, wyjątkowo agresywny nowotwór węzłów chłonnych, często jest mylony z grypą i przeziębieniem
Shirley Henshaw z Londynu miała bóle w miednicy i niewielką gorączkę, w ciągu siedmiu miesięcy straciła ponad 15 kg. - Wyglądałam jak więzień obozu koncentracyjnego, bo lekarze przez kilka miesięcy leczyli mnie sterydami - opowiadała podczas międzynarodowego kongresu w Lugano poświęconego chłoniakom. Dopiero po dwóch latach błędnej terapii okazało się, że jej węzły chłonne z powodu zmian nowotworowych powiększyły się cztery razy ponad normę - do ponad 4 cm!
Osłabienie, poczucie ciągłego zmęczenia, spadek wagi i stan podgorączkowy oraz silne poty nocą i świąd skóry zwykle są kojarzone z grypą lub przeziębieniem. Mogą być jednak początkiem chłoniaka - wyjątkowo agresywnego nowotworu złośliwego układu limfatycznego. Jeszcze kilkanaście lat temu ten nowotwór występował rzadko, dziś po raku prostaty i czerniaku tempo wzrostu zachorowań na chłoniaka jest najwyższe. Cierpi na niego już 1,5 mln osób na świecie. Liczba pacjentów zwiększa się o 5 proc. rocznie, głównie dotyczy to osób w wieku 20-40 lat.
Antybiotyki na raka
Pierwszym objawem choroby jest powiększenie węzła chłonnego - głównie w okolicach szyi, pod pachami i w pachwinach, a także w klatce piersiowej i brzuchu, często nie dające żadnych dolegliwości. Mimo że nie ma to żadnego związku z infekcją, wielu chorych jest niepotrzebnie leczonych za pomocą antybiotyków i leków przeciwzapalnych. Choć węzeł stale się powiększa, lekarze jedynie zmieniają leki, zanim się zorientują, że mają do czynienia z chorobą nowotworową. Robert Barnard z Teksasu został skierowany przez lekarza rodzinnego do kardiochirurga, bo miał trudne do zdiagnozowania zaburzenia czynności mięśnia sercowego. Dopiero podczas operacji na otwartym sercu lekarze znaleźli w śródpiersiu powiększony węzeł chłonny zakłócający pracę serca. - To nie są odosobnione przypadki. Aż połowa zachorowań na chłoniaki rozpoczyna się od powstania nacieku na narządach innych niż węzły chłonne, na przykład na migdałkach, w śledzionie, szpiku kostnym, skórze, jajnikach lub jądrach, a nawet w mózgu. Ta choroba może udawać dowolny nowotwór, i to w każdym miejscu ciała - mówi dr Jan Walewski z Centrum Onkologii w Warszawie.
Czasem niepotrzebnie poddaje się pacjentów ciężkim zabiegom operacyjnym, na przykład wycięciu narządu rodnego, resekcji żołądka lub amputacji kończyny. Adam Morris, 27-letni piłkarz Port Vale FC, najpierw odczuwał ból w lewym kolanie, potem upadł na skutek pęknięcia kości udowej. Lekarze chcieli amputować nogę, ale rutynowe badania krwi i zdjęcia rentgenowskie wykazały, że powodem jego dolegliwości jest agresywna postać chłoniaka, która wymaga natychmiastowego leczenia.
Zabójcze limity
Do rozwoju chłoniaka dochodzi, gdy nastąpi przemiana nowotworowa w jednej z miliardów komórek odpornościowych - białych ciałek krwi (limfocytów). Wtedy powstaje patologiczny klon komórkowy, który rozrasta się i niszczy prawidłowe tkanki. To sprawia, że układ obronny organizmu nie tylko nie chroni przed zakażeniami, ale sam staje się agresorem. Pacjenci, których węzeł chłonny osiągnie średnicę powyżej 1 cm, a kilkutygodniowe leczenie przeciwbakteryjne i przeciwzapalne nie daje poprawy, powinni jak najszybciej poddać się biopsji. Dalsze leczenie za pomocą kolejnych antybiotyków i sulfonamidów jest błędem w sztuce lekarskiej. Tymczasem w Polsce wielu lekarzy zwodzi pacjentów, bo limity narzucone przez NFZ zmuszają ich do oszczędności na rutynowych badaniach diagnostycznych, nawet takich, jak morfologia krwi i zdjęcie rentgenowskie!
Ponad 55 proc. najczęściej występujących tzw. chłoniaków nieziarniczych rozwija się bardzo szybko. Zwykle pacjent umiera po sześciu miesiącach, najpóźniej po dwóch latach. Niektóre chłoniaki przez 5-8 lat nie dają żadnych objawów, dlatego trudno je wykryć. Właśnie w takich wypadkach najczęściej dochodzi do nawrotu choroby, a reakcja na leczenie po każdej terapii jest słabsza. - Błędna diagnoza lub niewłaściwe leczenie zmniejsza szanse na wyzdrowienie aż o 50 proc. - podkreśla dr Janusz Meder z Centrum Onkologii w Warszawie.
Najnowsze leki pozwalają uratować większość pacjentów, ale im wcześniej choroba zostanie wykryta, tym lepiej. Nawet wyjątkowo agresywny chłoniak Burkitta w 80 proc. przypadków daje się wyleczyć. Tradycyjna chemioterapia pozwala utrzymać przy życiu przez ponad pięć lat 30-40 proc. pacjentów cierpiących na najczęściej występującą agresywną postać chłoniaka nieziarniczego. Dodatkowe zastosowanie przeciwciała monoklonalnego takiego jak rituximab (mabthera) zwiększa szanse przeżycia do co najmniej 60 proc..
Nowotwory w potrzasku?
Nowe farmaceutyki rozpoznają określone komórki i zmuszają je do samozniszczenia lub aktywizują układ odpornościowy. - Takie "inteligentne" leki zawierające przeciwciała monoklonalne coraz częściej stosuje się również zapobiegawczo po zakończeniu głównego leczenia. To zmniejsza ryzyko nawrotu - mówi prof. Anton Hagenbeek z Akademii Medycznej w Utrechcie. Niektóre preparaty zawierają radioizotopy lub substancje chemiczne niszczące komórki nowotworowe (tak działają stosowane w leczeniu niektórych chłoniaków zevalin oraz bexxar). Jeśli chorego nie da się całkowicie wyleczyć, dzięki nowoczesnym lekom można przynajmniej wydłużyć mu życie (w razie nawrotów jest możliwy przeszczep komórek macierzystych szpiku kostnego).
Republikanin Arlen Specter, przewodniczący komisji sędziowskiej amerykańskiego Senatu, ma co najmniej 50 proc. szans na przeżycie - ocenia jego onkolog dr John H. Glick. Lekarze są optymistami, mimo że w lutym wykryto u Spectera ziarnicę złośliwą (chłoniak Hodgkina) w najbardziej zaawansowanym, czwartym stadium. 75-letni senator ma ciągłą gorączkę i powiększone węzły chłonne. "Pokonałem już raka mózgu i wielu przeciwników politycznych, teraz zamierzam się uporać również z ziarnicą" - oświadczył Specter.
Leczenie ziarnicy złośliwej jest najlepszym przykładem ogromnego postępu w onkologii. W latach 40. minionego stulecia choroba była uznawana za nieuleczalną. Dziś można uratować 70-80 proc. chorych, a przy wczesnym rozpoznaniu skuteczność terapii sięga nawet 95 proc.! Podobny postęp dokonuje się w leczeniu innych nowotworów. Jeśli udaje się wyleczyć 84 proc. chorych na raka jelita grubego z przerzutami do innych narządów, to już wkrótce będziemy mówić o przełomie w leczeniu nowotworów złośliwych - przekonywali onkolodzy podczas kongresu w Lugano. Optymiści twierdzą, że nastąpi to najpóźniej za 10-15 lat.
Więcej możesz przeczytać w 25/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.