Transformacja ustrojowa w Polsce w latach 1988-1990 była wspierana przez bezpiekę
W październiku 1989 r. w "Dzienniku Telewizyjnym" Joanna Szczepkowska ogłosiła, że "4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm". Już wówczas opinia znanej aktorki budziła wątpliwości. Dziś wiemy, że ani w czerwcu, ani nawet jesienią 1989 r. ekipa Jaruzelskiego wcale nie myślała o ostatecznym końcu komunizmu i posłusznym oddaniu władzy. Zdaniem Antoniego Dudka, chodziło raczej o ochronę interesów nomenklatury i przesunięcie centrum władzy z PZPR do urzędu prezydenta, którym miał zostać Jaruzelski. W połowie 1989 r. scenariusz ten został wprowadzony w życie, a cały proces podżyrowała tzw. konstruktywna opozycja z "Solidarności".
W oświadczeniu Czesława Kiszczaka z 26 sierpnia 1988 r. zapowiadającym "okrągły stół" czytamy: "Nie stawiam żadnych warunków ani co do tematyki rozmów, ani co do składu uczestników. Wykluczam jednak możliwość uczestnictwa osób odrzucających porządek prawny i konstytucyjny PRL". W ślad za tym oświadczeniem szła gra władz obliczona na rozbicie i wspieranie podziałów w "Solidarności". Była to w istocie kontynuacja strategii dezintegracji związku zapoczątkowanej w okresie pierwszej "Solidarności". Nie dziwmy się zatem analitykom z SB, którzy w tym czasie pisali: "Obrady w ramach >>okrągłego stołu<< ujawniać mogą daleko idące sprzeczności wewnątrz opozycji. Należy te rozdźwięki, konflikty i animozje skrzętnie wychwytywać i pogłębiać". Niestety, począwszy od zakończenia strajków sierpniowych w 1988 r., w krucjacie przeciw "niekonstruktywnym" uczestniczyli liderzy "Solidarności" skupieni wokół Lecha Wałęsy. Po marginalizacji wewnątrzsolidarnościowej opozycji w postaci Grupy Roboczej Komisji Krajowej "Solidarności" przedmiotem ataku stali się głównie "radykałowie" z Solidarności Walczącej, Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość, Federacji Młodzieży Walczącej, Niezależnego Zrzeszenia Studentów czy Polskiej Partii Niepodległościowej - za to, że nie włączają się w nurt porozumienia z władzami PRL.
Parasol nad Magdalenką
Po oświadczeniu Kiszczaka o gotowości do rozmów z umiarkowaną opozycją szef MSW z satysfakcją mógł powiedzieć komendantom MO: "Wałęsa podjął się misji wygaszania strajków i wypełnił ją mimo silnych oporów jego przeciwników". Tak wysoka ocena kierownictwa "Solidarności" pociągnęła za sobą zgodę Jaruzelskiego na legalizację "Solidarności". 31 sierpnia 1988 r. w willi MSW w Warszawie spotkali się Lech Wałęsa, Stanisław Ciosek, Czesław Kiszczak i ks. Alojzy Orszulik. Podczas pożegnania, kiedy podjeżdżał mercedes episkopatu, Ciosek miał się zwrócić do Wałęsy: "Dogadajmy się, a wszyscy będziemy jeździli takimi mercedesami". Tak rodziła się Magdalenka pomyślana od początku jako swego rodzaju zabieg socjotechniczny, służący przede wszystkim rozładowaniu społecznego niezadowolenia. "Solidarność" miała firmować trudne i bolesne społecznie reformy gospodarcze.
Można powiedzieć, że w przekonaniu władz PRL nowa "Solidarność", rozładowując nastroje niezadowolenia, miała rozciągnąć parasol ochronny nad całym procesem przebudowy realnego socjalizmu wynegocjowanym w Magdalence i przy "okrągłym stole", a realizowanej nawet po zwycięskich dla "Solidarności" wyborach z 4 czerwca 1989 r.
Pomagierzy z SB
Lektura dokumentów SB z lat 1988-1990 pozwala stwierdzić, że ów proces przebudowy był wspomagany operacyjnie przez bezpiekę. Jeszcze zanim rozpoczęły się rozmowy "okrągłego stołu", instrukcje SB wskazywały na potrzebę wspierania "zwolenników konstruktywnego nurtu opozycji w naszym kraju" kosztem "wyhamowania najbardziej agresywnych inicjatyw" podejmowanych przez "ekstremistów". W "Problemowym planie działania" gdańskiej SB ze stycznia 1989 r. jest mowa o tym, że w związku z istniejącymi podziałami w "strukturach przeciwnika" należy "ofensywnie wykorzystywać posiadane już osobowe źródła informacji oraz nawiązać dialogi operacyjne zwłaszcza w strukturach zwolenników nurtu umiarkowanego". Miały one czynnie wspierać "reformatorskie poczynania władz polityczno-państwowych". Centralną operacją SB w tym zakresie było "Żądło" ukierunkowane na kontrolę operacyjną Komitetu Obywatelskiego. Jak napisał Antoni Dudek w "Reglamentowanej rewolucji", MSW uznało, że z 63 członkami komitetu można było "prowadzić dialog" i zaliczono ich do "opozycji konstruktywnej", z kolei 40 uznano za ekstremistów nie kwalifikujących się do rozmów. W wypadku 10 członków komitetu "ograniczono się do zapisu, w której komórce MSW znajdują się materiały na ich temat, co mogło oznaczać - choć nie musiało - że byli oni osobowymi źródłami informacji SB".
"Hydra" i "Duet"
Cały czas starano się monitorować i neutralizować wszelkie inicjatywy "nurtu radykalnego". W instrukcjach MSW z początku 1989 r. jest mowa o próbach "agenturalnego opanowania" niektórych ugrupowań radykalnych "w celu zepchnięcia ich do defensywy". O działaniach operacyjnych SB na bieżąco informowano najwyższe czynniki w państwie. Dobrym tego przykładem może być operacja o kryptonimie "Hydra", wymierzona w niewielką Polską Partię Niepodległościową (Romualda Szeremietiewa) i podejmowane przez nią inicjatywy na rzecz porozumienia wszystkich kontestatorów umów "okrągłego stołu". Informacje o groźbie budowy "bloku niepodległościowego" pomiędzy PPN, Solidarnością Walczącą (Kornel Morawiecki) i Grupą Roboczą Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" (m.in. Andrzej Gwiazda i Andrzej Słowik), którego celem było nie tylko całkowite odebranie władzy komunistom, ale również marginalizacja ekipy skupionej wokół Wałęsy, lądowały na biurkach 50 najważniejszych osób w państwie. Wśród nich najbardziej znaczącymi byli rzecz jasna Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak i Mieczysław F. Rakowski, ale poza nimi również Stanisław Ciosek, Jerzy Urban, Janusz Reykowski, Ireneusz Sekuła, Sławomir Wiatr, Aleksander Kwaśniewski i Józef Oleksy.
W maju 1989 r. w poszczególnych województwach SB przystąpiła do akcji "operacyjnego zabezpieczenia kampanii wyborczej i wyborów do Sejmu i Senatu".
W Trójmieście operacja ta nosiła kryptonim "Duet". "Zabezpieczenie kampanii wyborczej" przez SB polegało w istocie na zakłócaniu spotkań przedwyborczych i kolportowaniu fałszywek na temat tych kandydatów Komitetu Obywatelskiego, których SB uznała za niepożądanych w przyszłym Sejmie i Senacie. W archiwach IPN zachowały się nawet instrukcje z konkretnymi zestawami pytań, które podczas spotkań z kandydatami "Solidarności" mieli zadawać podstawieni "wyborcy" (zazwyczaj funkcjonariusze lub tajni współpracownicy SB). W zestawie dwudziestu pytań kilka sprawia wrażenie merytorycznych. Podstawieni "wyborcy" pytali o stosunek kandydata do aborcji, program antyinflacyjny, kwestie mieszkaniowe czy pomysł na reformę oświaty. Większość pytań zdradzała jednak intencje autorów. Przykładem może być pytanie oznaczone nr 17: Jak Pan rozumie pojęcie "wolność" w haśle "Nie ma wolności bez "Solidarności""? Czy w związku z porozumieniem przy "okrągłym stole" nie należałoby przyjąć hasła koalicji rządowej: "Nie ma wolności bez "Solidarności" i odpowiedzialności?".
Mazowiecki kontra ekstremiści
Sukces "Solidarności" w wyborach kontraktowych z 4 czerwca 1989 r. i powstanie rządu Tadeusza Mazowieckiego w sierpniu 1989 r. nie do końca osłabiło działalność SB. Z dostępnych dziś źródeł MSW wiemy, że do wiosny 1990 r. SB - z różnym natężeniem - wciąż prowadziła działania operacyjne wobec niektórych odłamów antykomunistycznej opozycji. Być może działania te koordynował dyrektor Departamentu Ochrony Konstytucyjnego Porządku Państwa MSW, gen. Krzysztof Majchrowski, na którego biurko jeszcze wiosną 1990 r. spływały na przykład meldunki tajnego współpracownika o pseudonimie Ryszard, działającego w kierowniczych strukturach PPN.
Faktem jest, że wszystkie antyokrągłostołowe organizacje - Solidarność Walcząca, Polska Partia Niepodległościowa, Federacja Młodzieży Walczącej i część Konfederacji Polski Niepodległej (pomijam tutaj rozproszone środowiska i pojedyncze osoby) - w sprawie rządu Mazowieckiego mówiły jednym głosem. Działalność rządu postrzegano bowiem wyłącznie przez pryzmat umowy "okrągłego stołu". Zarzucano mu bardzo wiele: "grubą kreskę", strach przed wolnymi wyborami, opieszałość w wyprowadzaniu Polski z Układu Warszawskiego, obronę wpływów PZPR w szkołach i zakładach pracy, utrzymywanie funkcjonariuszy MO i SB na swoich stanowiskach czy przymykanie oczu na proces niszczenia dokumentów partyjnych i bezpieczniackich. Pod koniec 1989 r. w MSW powstał nawet obszerny raport na temat pozaparlamentarnych partii i organizacji politycznych w Polsce.
W obronie PZPR
Kulminacja konfliktu środowisk antykomunistycznych z rządem Mazowieckiego i układem "okrągłego stołu" przypadła na styczeń 1990 r. Jego pierwsza odsłona dokonała się przy okazji ostatniego zjazdu PZPR w Sali Kongresowej w Warszawie w sobotę 27 stycznia 1990 r. Zaczęło się około 17.00, kiedy pod pałacem doszło do pierwszych przepychanek z milicjantami chroniącymi zjazdowiczów. Rozrzucono ulotki z jakże wymowną treścią: "W lutym ubiegłego roku w wyniku obrad >>okrągłego stołu<< (czytaj: targowicy) tzw. konstruktywna opozycja uzurpująca sobie prawo reprezentowania całego społeczeństwa zawarła z komunistami kontrakt zapewniający im utrzymanie władzy. W wyniku panującej przed i w czasie wyborów (35 proc.) psychozy solidarnościowej ekipa Wałęsy otrzymała od ponad połowy społeczeństwa kredyt zaufania, który od dnia ich zakończenia z premedytacją wręcz defrauduje (É). Front antykomunistyczny prowadzić będzie bezkompromisową walkę z pozostałościami komunizmu w Polsce. Demaskować będziemy dzisiejsze poczynania ludzi odpowiedzialnych za ostatnie 45 lat, jak i ich spadkobierców politycznych". Potem były okrzyki: "Precz z komuną!", "FMW!", "Jaruzelski pies sowiecki!", "Znajdzie się pała na d... generała!", "Mazowiecki musi odejść!" itd. Spłonęły pierwsze czerwone flagi okalające Salę Kongresową. Wreszcie doszło do szturmu na milicję.
Cel demonstrantów był jasny - wtargnąć do Sali Kongresowej. Nic z tego jednak nie wyszło. Władze skrupulatnie przygotowały się do ochrony zjazdu PZPR. Postawiły w stan gotowości około 3 tys. funkcjonariuszy MO. Jednostki milicyjne, przemianowane już wówczas z ZOMO na OPMO (Oddziały Prewencji Milicji Obywatelskiej), sprawnie wkroczyły do akcji i po kilkunastu minutach regularnej bitwy zdołały zepchnąć demonstrantów w okolice Dworca Centralnego, ulic Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej. Walki trwały prawie do 22.00. Wielu dziennikarzy i polityków skarżyło się na brutalność milicji - bez efektu. Dziennikarz "Kuriera Polskiego" Igor Śnieciński pisał: "Dwóch umundurowanych osiłków, którzy najpierw do spółki z innymi dwoma kolegami obili korespondenta japońskiej gazety, dobrało się również do mnie. Uzbrojeni po zęby nie reagowali na żadne argumenty. Nigdy nikt nie uśmiechał się do mnie tak serdecznie jak ten duet, który wywichnął mi łokieć, skatował nerki i potłukł flesz wartości 150 dolarów".
Ultimatum Mazowieckiego
W całym kraju organizowano wtedy antyrządowe demonstracje, podczas których domagano się rozliczenia PZPR i SB oraz przejęcia niszczonych archiwów partii i bezpieki. Próbowano zająć budynki WUSW i komitetów wojewódzkich PZPR. Największe wystąpienia odbyły się w Poznaniu, Gdańsku, Szczecinie, Krakowie, Wrocławiu, Białymstoku i Rzeszowie. W Gdańsku 29 stycznia 1990 r. po mszy w kościele św. Brygidy doszło do spontanicznej manifestacji. Uformował się pochód, który ruszył pod Komitet Wojewódzki PZPR. Po krótkich przemówieniach liderów FMW do budynku bez przeszkód weszli manifestanci i opanowali go. Chcieli zapobiec niszczeniu dokumentów, o czym w tym czasie krążyło w Gdańsku wiele plotek. Niemal od razu po wejściu do gmachu KW PZPR potwierdziły się wszystkie informacje o zaawansowanym procesie likwidacji dokumentacji partyjnej. W kotłowni znaleziono hałdy zmielonych i dopalających się akt PZPR. Okazało się, że na ostatnim piętrze "urzędują" zabarykadowani działacze KW, którzy przez komin wrzucali przeznaczone do "wybrakowania" dokumenty, a te, po dotarciu do kotłowni, mielono w specjalnej maszynie i palono w piecu. Ten żałosny widok jeszcze bardziej zradykalizował nastroje wśród federacyjnej młodzieży, choć nie udało się "sforsować" ostatniego piętra i dotrzeć do "najwierniejszych z wiernych" rozwiązanej już wówczas PZPR. Jeden z worków wystawiono na zewnątrz budynku. "Niech ludzie zobaczą, jak partia zaciera ślady" - mówiono. Obiekt został zabezpieczony przez Komitet Okupacyjny, do którego weszli przedstawiciele kilku organizacji: FMW, PPN, Niepodległościowej Partii "Solidarność" i KPN.
Do budynku przyjechał ówczesny prezydent Gdańska Jerzy Pasiński, który powołując się na naciski ze strony rządu (wymieniał zwłaszcza ministrów Aleksandra Halla i Jacka Ambroziaka), próbował wynegocjować pokojowe opuszczenie gmachu PZPR. Prezydent Pasiński zakomunikował w imieniu premiera Mazowieckiego: jeśli w ciągu godziny budynek nie zostanie oddany w ręce władz, zostanie siłą odbity przez jednostki MO. Około 23.00 do budynku wtargnęło OPMO i wspierająca je brygada antyterrorystyczna komandosów uzbrojona w topory, kastety, bagnety i broń maszynową. Po kilku minutach budynek wrócił do rąk byłych członków PZPR, a na zewnątrz doszło do spontanicznej manifestacji, która w okolicach Dworca Głównego PKP została rozpędzona przez milicję.
Hamulec dla prawdy
Wydarzenia ze stycznia 1990 r. zamykały pewną epokę - w symboliczny sposób kończyły zmiany zapoczątkowane na przełomie lat 1988 i 1989. Wiosną 1990 r. w MSW zamykano sprawy operacyjnego rozpracowania kontynuowane jeszcze od czasów PRL. Ale nawet przy tej okazji funkcjonariusze nie omieszkali wspomnieć, że środowiska kontestujące kierunek przemian zapoczątkowanych "okrągłym stołem" "w każdej chwili mogą zakłócić porządek publiczny". W ten sposób, mimo społecznego poparcia dla solidarnościowej rewolucji i idei zerwania z dziedzictwem PRL, proces ten został świadomie wyhamowany. Konsekwencje tego widoczne są do dziś.
Więcej możesz przeczytać w 25/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.