To najpiękniejszy dar losu, kiedy człowieka otaczają sami genialni krewni
Romana Giertycha spotkała ostatnio historia podobna do tej, jaka przydarzyła się jednemu z pierwszych sekretarzy KC PZPR. Jury prestiżowej nagrody państwowej przyznało synowi sekretarza główne wyróżnienie. Szczęśliwy ojciec nie posiadał się z radości, że ma tak zdolne dziecko. Rzucił się na szyję żonie, a następnie podziękował jurorom za bezstronny werdykt i docenienie talentu jego latorośli. I tylko zawistnicy za plecami szeptali, że to wszystko bujda, bo synalek geniuszem wcale nie jest, a nagrodę dostał w wyniku nacisków dworaków wszechwładnego wielkorządcy PRL i służalczości jury.
W podobnej sytuacji znalazł się Roman Giertych. W uznaniu dla jego talentów i bez najmniejszego związku z powiązaniami rodzinnymi aktywiści LPR wybrali go na kandydata na prezydenta. Posunięcie okazało się trafne, o czym świadczy walka wydana tej kandydaturze przez ośrodki badania opinii publicznej. Nie dają one kandydatowi LPR żadnych szans, ale to nic, bo - jak twierdzi syn elekta - to tylko obrzydliwy sposób zwalczania faworyta wyborów.
Dostrzeżone zostały również wybitne zdolności teściowej Romana Giertycha. Została ona zatrudniona w biurze europosła LPR Bogusława Rogalskiego z lukratywną pensją 4500 zł miesięcznie. Rogalskiemu musiało się jednak w głowie pomieszać, bo pokłócił się z Giertychem i oświadczył, że teściowa nic w biurze nie robi, a synekurę załatwił jej wpływowy zięć. Ten zawrzał śmiertelnym oburzeniem i zapowiedział wytoczenie procesu wszystkim, którzy uwierzą w tę bzdurę.
Ale to jeszcze nie koniec kadrowo-płacowej sagi Giertychów. Jak się ostatnio okazało, z namaszczenia LPR świetną pracę - prawie za 12 tys. zł miesięcznie - otrzymał w Parlamencie Europejskim szwagier największego (wzrostem) polityka RP. Według jego objaśnień, i w tym wypadku nie może być mowy o jakiejkolwiek protekcji. Szwagier jest po prostu rewelacyjnym fachowcem. Wpływowemu mężowi siostry nie ma nic do zawdzięczenia. Więcej nawet, za rodzinne związki płaci zwichnięciem kariery. "Zapewniam, że gdyby nie łączyły nas koligacje rodzinne, startowałby dziś w wyborach z pierwszego miejsca na naszych listach" - wyznał jednemu z pism Giertych.
Nie ma innego wyjścia, jak pogratulować Romanowi Giertychowi uzdolnionej rodziny. To prawdziwy dar losu. Grzechem byłoby nieskorzystanie z takich talentów, oczywiście, z myślą o Rzeczypospolitej, a nie o rodzinie.
I niech tu jacyś malkontenci nie mówią o nepotyzmie i afrykańsko-plemiennym sposobie uprawiania polityki. Takim niecnym zachowaniem lider LPR po prostu się brzydzi. Mówił przecież o tym wielokrotnie. A że fakty świadczą o czymś innym, tym gorzej dla faktów.
W podobnej sytuacji znalazł się Roman Giertych. W uznaniu dla jego talentów i bez najmniejszego związku z powiązaniami rodzinnymi aktywiści LPR wybrali go na kandydata na prezydenta. Posunięcie okazało się trafne, o czym świadczy walka wydana tej kandydaturze przez ośrodki badania opinii publicznej. Nie dają one kandydatowi LPR żadnych szans, ale to nic, bo - jak twierdzi syn elekta - to tylko obrzydliwy sposób zwalczania faworyta wyborów.
Dostrzeżone zostały również wybitne zdolności teściowej Romana Giertycha. Została ona zatrudniona w biurze europosła LPR Bogusława Rogalskiego z lukratywną pensją 4500 zł miesięcznie. Rogalskiemu musiało się jednak w głowie pomieszać, bo pokłócił się z Giertychem i oświadczył, że teściowa nic w biurze nie robi, a synekurę załatwił jej wpływowy zięć. Ten zawrzał śmiertelnym oburzeniem i zapowiedział wytoczenie procesu wszystkim, którzy uwierzą w tę bzdurę.
Ale to jeszcze nie koniec kadrowo-płacowej sagi Giertychów. Jak się ostatnio okazało, z namaszczenia LPR świetną pracę - prawie za 12 tys. zł miesięcznie - otrzymał w Parlamencie Europejskim szwagier największego (wzrostem) polityka RP. Według jego objaśnień, i w tym wypadku nie może być mowy o jakiejkolwiek protekcji. Szwagier jest po prostu rewelacyjnym fachowcem. Wpływowemu mężowi siostry nie ma nic do zawdzięczenia. Więcej nawet, za rodzinne związki płaci zwichnięciem kariery. "Zapewniam, że gdyby nie łączyły nas koligacje rodzinne, startowałby dziś w wyborach z pierwszego miejsca na naszych listach" - wyznał jednemu z pism Giertych.
Nie ma innego wyjścia, jak pogratulować Romanowi Giertychowi uzdolnionej rodziny. To prawdziwy dar losu. Grzechem byłoby nieskorzystanie z takich talentów, oczywiście, z myślą o Rzeczypospolitej, a nie o rodzinie.
I niech tu jacyś malkontenci nie mówią o nepotyzmie i afrykańsko-plemiennym sposobie uprawiania polityki. Takim niecnym zachowaniem lider LPR po prostu się brzydzi. Mówił przecież o tym wielokrotnie. A że fakty świadczą o czymś innym, tym gorzej dla faktów.
Więcej możesz przeczytać w 39/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.