Na zawały serca będą umierać jedynie ludzie po osiemdziesiątce!
Choroby serca przestają być wyrokiem śmierci dla ludzi w średnim wieku. Za pięć lat w Wielkiej Brytanii jedynie nieliczne osoby poniżej 65. roku życia będą umierać z powodu zawału - zapowiada brytyjskie Ministerstwo Zdrowia. Podobnie będzie w USA, gdzie od 1970 r. liczba nagłych zgonów wywołanych chorobami serca zmniejszyła się o 52 proc. Również w Polsce wygrywamy walkę z zawałami. W ostatnich dziesięciu latach liczba nagłych zgonów na serce wśród osób w wieku 45-64 lat zmalała o 35 proc. i nadal spada. Do 2012 r. śmiertelność z powodu zawałów zmniejszy się co najmniej o kolejne 30 proc. - zapowiedzieli specjaliści podczas zakończonego w niedzielę w Katowicach IX Kongresu Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.
W latach 70. i 80. ubiegłego wieku tempo wzrostu liczby zgonów wywołanych chorobami serca w Polsce należało do najwyższych w Europie. Śmiertelność chorych na serce mężczyzn, szczególnie w średnim wieku, była ponaddwukrotnie większa niż w Europie Zachodniej. Tę niekorzystną tendencję udało się zatrzymać w latach 90., gdy liczba zgonów z powodu zawałów zmniejszyła się o 30 tys. rocznie. Teraz notujemy największy spadek liczby zgonów z powodu chorób serca w Europie. Polacy ponaddwukrotnie rzadziej umierają na zawał serca niż na nowotwory złośliwe, mimo że na chorobę wieńcową choruje około 2 mln osób!
Serce wirtualne
Coraz więcej Polaków dba o zdrowie, jedynie w ostatniej dekadzie 2 mln osób przestało palić papierosy. Coraz częściej wykonujemy również badania kontrolne, ale coraz większy jest też postęp techniki medycznej. W ostatnich pięciu latach trzykrotnie zwiększyła się w Polsce skuteczność ratowania chorych w ostrym zawale serca. Teraz dzięki nowym urządzeniom kardiolodzy będą mogli przewidzieć, komu w ciągu kilku lat zagraża zawał. Pierwszy taki aparat w Europie Środkowej i Wschodniej od czerwca działa w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. - To nowej generacji tomograf, tzw. 64-rzędowy, który ma tak dużą rozdzielczość, że dokładne widać dzięki niemu nie tylko główne naczynia krwionośne odżywiające serce, ale też ich drobne gałązki - mówi dr Paweł Twarkowski, szef Zakładu Radiologii Lekarskiej WIM. Takie urządzenie prawdopodobnie uratowało życie 57-letniemu Davidowi Bowie. Muzyk podczas jednego z koncertów w Niemczech został przywieziony do szpitala z powodu nerwobólu w lewym ramieniu. Po badaniu okazało się, że musi być natychmiast poddany zabiegowi angioplastyki, czyli udrożnienia tętnic wieńcowych serca, bo grozi mu rozległy zawał.
Najnowszy tomograf to rewolucja w technice diagnostycznej. Do końca tego roku w USA będzie stosowanych kilkaset takich aparatów, a w Unii Europejskiej - co najmniej kilkadziesiąt, choć jeden kosztuje 1,5-2 mln dolarów.
W ciągu ułamka sekundy urządzenie jest w stanie zobrazować, jak pracuje mięsień serca, może nawet "zatrzymać" go w ruchu. W ciągu zaledwie 0,37 sekundy przecina narząd pacjenta w rzeczywistości wirtualnej na 64 plastry o grubości około 0,4 mm i po dziesięciu sekundach tworzy na monitorze komputera trójwymiarowy, precyzyjny obraz serca. Lekarze mogą dzięki niemu określić stan tętnic i ścian mięśnia sercowego także u pacjentów, którzy dobrze się czują i nie mają żadnych niepokojących dolegliwości. - To pierwszy aparat, który można wykorzystać do tzw. badań przesiewowych, czyli do wyszukiwania osób najbardziej zagrożonych zawałem serca - mówi prof. Witold Rużyłło z Instytutu Kardiologii w Warszawie.
Kardiolodzy mogli dotychczas stosować jedynie wymagającą pobytu w szpitalu tzw. koronarografię. Polega ona na wprowadzeniu cewnika przez tętnicę udową do naczyń serca i użyciu płynu kontrastującego.
Pod wpływem promieniowania rentgenowskiego pokazuje on, w których naczyniach wieńcowych doszło do niebezpiecznego zawężenia. Nowe badanie przy użyciu tomografu 64-rzędowego jest nie tylko mniej inwazyjne i czterokrotnie tańsze, ale też z 90--procentową dokładnością pozwala określić, w jakim stanie są tętnice, czy są w nich zawężenia lub rozwarstwienia ściany. Badany w WIM 48-letni warszawski biznesmen jedynie od czasu do czasu odczuwał niewielkie bóle w klatce piersiowej. Wysiłkowe EKG nie wykazywało nic niepokojącego, miał również prawidłowy echokardiogram (tzw. echo serca). Dopiero badanie nowym tomografem wykryło, że pień lewej tętnicy wieńcowej jest zwężony w 80 proc. i w każdej chwili może dojść do zawału. Lekarze natychmiast przeprowadzili angioplastykę. Profilaktycznie badaniu w WIM poddało się już kilkunastu innych biznesmenów z czołowych miejsc listy najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost".
Gorące blaszki miażdżycowe
Ponad 160 tys. chorych w Polsce ma tzw. ostre zespoły wieńcowe, jak lekarze nazywają stan przedzawałowy lub tzw. niepełnościenny zawał serca. Spośród tych osób co roku umiera prawie 20 tys. chorych. Wielu z nich, mimo że dbało o zdrowie i wykonywało badania, nie było nawet świadomych zagrożenia, bo tylko co drugi zawałowiec miał wcześniej podwyższone stężenie cholesterolu we krwi (powyżej 200 mg/dl). Właśnie wśród tych osób można było znacznie zmniejszyć śmiertelność, gdyby tylko zostali w porę zdiagnozowani. 59-letni Robin Cook, były minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, cierpiał na nadciśnienie tętnicze, ale nie miał żadnych niepokojących objawów choroby wieńcowej. Niespodziewanie zmarł w sierpniu tego roku na zawał serca w Szkocji podczas wycieczki w góry. Więcej szczęścia miał jego rówieśnik Bill Clinton. Były prezydent USA przed rokiem miał jedynie nieznacznie podwyższony poziom cholesterolu we krwi (233 mg/dl), gdy zaczął odczuwać duszność i ucisk w klatce piersiowej podczas regularnie uprawianego joggingu. Kardiochirurdzy natychmiast poddali go operacji wszczepienia czterech by-passów, dodatkowych naczyń krwionośnych mięśnia sercowego, bo niektóre tętnice miał zwężone w 90 proc.!
Lekarze nie potrafią jeszcze ze stuprocentową pewnością określić, u kogo dojdzie do zawału serca. Takim zagrożeniem nie jest postępujące zwężenie złogami tłuszczowymi tętnic doprowadzających krew do mięśnia sercowego (chorzy odczuwają jedynie duszność podczas większego wysiłku fizycznego, podobnie jak Bill Clinton). Aż 70 proc. zawałów zdarza się u ludzi, którzy mają zatkane tętnice jedynie w 20-40 proc.! Mało niepokojące jest również zwapnienie naczyń krwionośnych (wykrywane przez starszej generacji tomograf 16-rzędowy). - Znam pacjentów ze znacznym zwapnieniem tętnic, którzy dobrze się czują i nie mają zaburzeń układu krążenia - mówi prof. Rużyłło. Ostre zespoły wieńcowe są powodowane głównie pęknięciem znajdującej się w ścianie tętnicy blaszki miażdżycowej. Powstają wtedy zakrzepy, które zawężają tętnice wieńcowe (skutkiem tego jest tzw. stan przedzawałowy). Niektóre z nich całkowicie blokują przepływ krwi, co powoduje w tętnicy zator i doprowadza do pełnego zawału serca.
Żadnym badaniem nie można jeszcze wykryć niestabilnych blaszek, ale specjaliści są przekonani, że będzie to możliwe za 3-5 lat. Wiadomo, że najbardziej zagrożone są "gorące" blaszki, czyli takie, które z powodu stanu zapalnego w naczyniu krwionośnym w każdej chwili mogą zostać rozerwane. Prof. Robert Christenson z University of Maryland pracuje nad testem chemicznym wykrywającym we krwi białka, których pojawienie się poprzedza zawał serca. Tomograf komputerowy połączony z pozytonową tomografią emisyjną (PET) u ludzi po zawale pozwala ustalić, jaki zabieg może im pomóc - wszczepienie by-passów czy angioplastyka. Lekarze mogą też lepiej dobierać farmaceutyki, bo nowej generacji rezonans magnetyczny (MRI) ujawnia, czy zastosowane u chorego statyny faktycznie zmniejszają w tętnicach powstawanie złogów miażdżycowych. Aparat obrazuje również, z jaką siłą mięsień serca pompuje krew, w jakim stanie są ściany, komory i zastawki serca.
Inhibitory zawału
Kardiolodzy coraz skuteczniej potrafią nie tylko diagnozować, ale też leczyć choroby serca. W Polsce w ubiegłym roku poszerzono tętnice prawie 60 tys. chorym, w tym roku ten zabieg przeprowadzono u 20 tys. osób w świeżym zawale serca (to prawie pięciokrotnie więcej niż pięć lat temu). Niektóre zabiegi z powodzeniem są kilkakrotnie powtarzane u tego samego pacjenta. Rekordzistą jest 64-letni wiceprezydent USA Dick Cheney, który przeżył cztery zawały serca (pierwszy w wieku 37 lat). Przed trzynastu laty przeszedł operację wszczepienia czterech by-passów, cztery lata temu został poddany angioplastyce, a od dwóch lat ma wszczepiony do klatki piersiowej defibrylator - urządzenie mniejsze od paczki papierosów, które w razie konieczności impulsem elektrycznym przywraca sercu właściwy rytm.
Nowe leki kardiologiczne są coraz skuteczniejsze. Przeprowadzone w Europie badania ASCOT wykazały, że u osób zagrożonych zawałem o 65 proc. można zmniejszyć ryzyko ataku serca dzięki skojarzeniu dwóch środków - tzw. blokerów kanałów wapniowych oraz statyn. Za kilka lat będzie dostępna multipigułka zawierająca statyny, aspirynę, beta-blokery oraz tzw. inhibitor ACE. Badania specjalistów z Nottingham University potwierdziły, że może ona o 83 proc. zmniejszyć ryzyko zawału serca lub udaru mózgu u każdej osoby po 55. roku życia. Jeśli za kilka lat potwierdzi się, że mięsień serca będzie można regenerować komórkami macierzystymi, na zawały serca będą umierać jedynie schorowani ludzie po osiemdziesiątce.
Współpraca: Monika Florek
W latach 70. i 80. ubiegłego wieku tempo wzrostu liczby zgonów wywołanych chorobami serca w Polsce należało do najwyższych w Europie. Śmiertelność chorych na serce mężczyzn, szczególnie w średnim wieku, była ponaddwukrotnie większa niż w Europie Zachodniej. Tę niekorzystną tendencję udało się zatrzymać w latach 90., gdy liczba zgonów z powodu zawałów zmniejszyła się o 30 tys. rocznie. Teraz notujemy największy spadek liczby zgonów z powodu chorób serca w Europie. Polacy ponaddwukrotnie rzadziej umierają na zawał serca niż na nowotwory złośliwe, mimo że na chorobę wieńcową choruje około 2 mln osób!
Serce wirtualne
Coraz więcej Polaków dba o zdrowie, jedynie w ostatniej dekadzie 2 mln osób przestało palić papierosy. Coraz częściej wykonujemy również badania kontrolne, ale coraz większy jest też postęp techniki medycznej. W ostatnich pięciu latach trzykrotnie zwiększyła się w Polsce skuteczność ratowania chorych w ostrym zawale serca. Teraz dzięki nowym urządzeniom kardiolodzy będą mogli przewidzieć, komu w ciągu kilku lat zagraża zawał. Pierwszy taki aparat w Europie Środkowej i Wschodniej od czerwca działa w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie. - To nowej generacji tomograf, tzw. 64-rzędowy, który ma tak dużą rozdzielczość, że dokładne widać dzięki niemu nie tylko główne naczynia krwionośne odżywiające serce, ale też ich drobne gałązki - mówi dr Paweł Twarkowski, szef Zakładu Radiologii Lekarskiej WIM. Takie urządzenie prawdopodobnie uratowało życie 57-letniemu Davidowi Bowie. Muzyk podczas jednego z koncertów w Niemczech został przywieziony do szpitala z powodu nerwobólu w lewym ramieniu. Po badaniu okazało się, że musi być natychmiast poddany zabiegowi angioplastyki, czyli udrożnienia tętnic wieńcowych serca, bo grozi mu rozległy zawał.
Najnowszy tomograf to rewolucja w technice diagnostycznej. Do końca tego roku w USA będzie stosowanych kilkaset takich aparatów, a w Unii Europejskiej - co najmniej kilkadziesiąt, choć jeden kosztuje 1,5-2 mln dolarów.
W ciągu ułamka sekundy urządzenie jest w stanie zobrazować, jak pracuje mięsień serca, może nawet "zatrzymać" go w ruchu. W ciągu zaledwie 0,37 sekundy przecina narząd pacjenta w rzeczywistości wirtualnej na 64 plastry o grubości około 0,4 mm i po dziesięciu sekundach tworzy na monitorze komputera trójwymiarowy, precyzyjny obraz serca. Lekarze mogą dzięki niemu określić stan tętnic i ścian mięśnia sercowego także u pacjentów, którzy dobrze się czują i nie mają żadnych niepokojących dolegliwości. - To pierwszy aparat, który można wykorzystać do tzw. badań przesiewowych, czyli do wyszukiwania osób najbardziej zagrożonych zawałem serca - mówi prof. Witold Rużyłło z Instytutu Kardiologii w Warszawie.
Kardiolodzy mogli dotychczas stosować jedynie wymagającą pobytu w szpitalu tzw. koronarografię. Polega ona na wprowadzeniu cewnika przez tętnicę udową do naczyń serca i użyciu płynu kontrastującego.
Pod wpływem promieniowania rentgenowskiego pokazuje on, w których naczyniach wieńcowych doszło do niebezpiecznego zawężenia. Nowe badanie przy użyciu tomografu 64-rzędowego jest nie tylko mniej inwazyjne i czterokrotnie tańsze, ale też z 90--procentową dokładnością pozwala określić, w jakim stanie są tętnice, czy są w nich zawężenia lub rozwarstwienia ściany. Badany w WIM 48-letni warszawski biznesmen jedynie od czasu do czasu odczuwał niewielkie bóle w klatce piersiowej. Wysiłkowe EKG nie wykazywało nic niepokojącego, miał również prawidłowy echokardiogram (tzw. echo serca). Dopiero badanie nowym tomografem wykryło, że pień lewej tętnicy wieńcowej jest zwężony w 80 proc. i w każdej chwili może dojść do zawału. Lekarze natychmiast przeprowadzili angioplastykę. Profilaktycznie badaniu w WIM poddało się już kilkunastu innych biznesmenów z czołowych miejsc listy najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost".
Gorące blaszki miażdżycowe
Ponad 160 tys. chorych w Polsce ma tzw. ostre zespoły wieńcowe, jak lekarze nazywają stan przedzawałowy lub tzw. niepełnościenny zawał serca. Spośród tych osób co roku umiera prawie 20 tys. chorych. Wielu z nich, mimo że dbało o zdrowie i wykonywało badania, nie było nawet świadomych zagrożenia, bo tylko co drugi zawałowiec miał wcześniej podwyższone stężenie cholesterolu we krwi (powyżej 200 mg/dl). Właśnie wśród tych osób można było znacznie zmniejszyć śmiertelność, gdyby tylko zostali w porę zdiagnozowani. 59-letni Robin Cook, były minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, cierpiał na nadciśnienie tętnicze, ale nie miał żadnych niepokojących objawów choroby wieńcowej. Niespodziewanie zmarł w sierpniu tego roku na zawał serca w Szkocji podczas wycieczki w góry. Więcej szczęścia miał jego rówieśnik Bill Clinton. Były prezydent USA przed rokiem miał jedynie nieznacznie podwyższony poziom cholesterolu we krwi (233 mg/dl), gdy zaczął odczuwać duszność i ucisk w klatce piersiowej podczas regularnie uprawianego joggingu. Kardiochirurdzy natychmiast poddali go operacji wszczepienia czterech by-passów, dodatkowych naczyń krwionośnych mięśnia sercowego, bo niektóre tętnice miał zwężone w 90 proc.!
Lekarze nie potrafią jeszcze ze stuprocentową pewnością określić, u kogo dojdzie do zawału serca. Takim zagrożeniem nie jest postępujące zwężenie złogami tłuszczowymi tętnic doprowadzających krew do mięśnia sercowego (chorzy odczuwają jedynie duszność podczas większego wysiłku fizycznego, podobnie jak Bill Clinton). Aż 70 proc. zawałów zdarza się u ludzi, którzy mają zatkane tętnice jedynie w 20-40 proc.! Mało niepokojące jest również zwapnienie naczyń krwionośnych (wykrywane przez starszej generacji tomograf 16-rzędowy). - Znam pacjentów ze znacznym zwapnieniem tętnic, którzy dobrze się czują i nie mają zaburzeń układu krążenia - mówi prof. Rużyłło. Ostre zespoły wieńcowe są powodowane głównie pęknięciem znajdującej się w ścianie tętnicy blaszki miażdżycowej. Powstają wtedy zakrzepy, które zawężają tętnice wieńcowe (skutkiem tego jest tzw. stan przedzawałowy). Niektóre z nich całkowicie blokują przepływ krwi, co powoduje w tętnicy zator i doprowadza do pełnego zawału serca.
Żadnym badaniem nie można jeszcze wykryć niestabilnych blaszek, ale specjaliści są przekonani, że będzie to możliwe za 3-5 lat. Wiadomo, że najbardziej zagrożone są "gorące" blaszki, czyli takie, które z powodu stanu zapalnego w naczyniu krwionośnym w każdej chwili mogą zostać rozerwane. Prof. Robert Christenson z University of Maryland pracuje nad testem chemicznym wykrywającym we krwi białka, których pojawienie się poprzedza zawał serca. Tomograf komputerowy połączony z pozytonową tomografią emisyjną (PET) u ludzi po zawale pozwala ustalić, jaki zabieg może im pomóc - wszczepienie by-passów czy angioplastyka. Lekarze mogą też lepiej dobierać farmaceutyki, bo nowej generacji rezonans magnetyczny (MRI) ujawnia, czy zastosowane u chorego statyny faktycznie zmniejszają w tętnicach powstawanie złogów miażdżycowych. Aparat obrazuje również, z jaką siłą mięsień serca pompuje krew, w jakim stanie są ściany, komory i zastawki serca.
Inhibitory zawału
Kardiolodzy coraz skuteczniej potrafią nie tylko diagnozować, ale też leczyć choroby serca. W Polsce w ubiegłym roku poszerzono tętnice prawie 60 tys. chorym, w tym roku ten zabieg przeprowadzono u 20 tys. osób w świeżym zawale serca (to prawie pięciokrotnie więcej niż pięć lat temu). Niektóre zabiegi z powodzeniem są kilkakrotnie powtarzane u tego samego pacjenta. Rekordzistą jest 64-letni wiceprezydent USA Dick Cheney, który przeżył cztery zawały serca (pierwszy w wieku 37 lat). Przed trzynastu laty przeszedł operację wszczepienia czterech by-passów, cztery lata temu został poddany angioplastyce, a od dwóch lat ma wszczepiony do klatki piersiowej defibrylator - urządzenie mniejsze od paczki papierosów, które w razie konieczności impulsem elektrycznym przywraca sercu właściwy rytm.
Nowe leki kardiologiczne są coraz skuteczniejsze. Przeprowadzone w Europie badania ASCOT wykazały, że u osób zagrożonych zawałem o 65 proc. można zmniejszyć ryzyko ataku serca dzięki skojarzeniu dwóch środków - tzw. blokerów kanałów wapniowych oraz statyn. Za kilka lat będzie dostępna multipigułka zawierająca statyny, aspirynę, beta-blokery oraz tzw. inhibitor ACE. Badania specjalistów z Nottingham University potwierdziły, że może ona o 83 proc. zmniejszyć ryzyko zawału serca lub udaru mózgu u każdej osoby po 55. roku życia. Jeśli za kilka lat potwierdzi się, że mięsień serca będzie można regenerować komórkami macierzystymi, na zawały serca będą umierać jedynie schorowani ludzie po osiemdziesiątce.
Współpraca: Monika Florek
Więcej możesz przeczytać w 39/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.