"Taniec wampirów" w Romie przebije rozmachem "Grease", "Miss Sajgon" i "Koty"
Wystarczyło kilka sezonów, by stołeczna Roma, przez lata zmurszały teatr operetkowy, stała się sceną musicalową, wytrzymującą porównania z nowojorskimi teatrami Broadwayu i londyńskim West Endem. To efekt pomysłowości, uporu i menedżerskiego profesjonalizmu Wojciecha Kępczyńskiego. W nie mogącej się pochwalić wieloma atrakcjami Warszawie przybyło miejsce będące obowiązkowym celem wizyt większości zagranicznych turystów - w jednym szeregu z Zamkiem Królewskim, Łazienkami i Starówką. Wyprzedane bilety i prawdziwa "wieża Babel" na widowni oraz w eleganckim foyer mówią same za siebie. A przecież wychowanych na musicalach Amerykanów, Anglików, Niemców czy Francuzów nie da się oszukać tanim blichtrem scenografii czy kiepskim śpiewaniem. Można ich natomiast zaskoczyć - przedstawieniem tak wysokiej jakości jak "Taniec wampirów" Romana Polańskiego. To najtrudniejsze organizacyjnie i produkcyjnie (koszt prawie 3 mln zł), a zarazem najbardziej widowiskowe z dotychczasowych przedsięwzięć Romy.
Perypetie z wampirami
Najpierw był film Polańskiego "Nieustraszeni pogromcy wampirów" (z 1967 r.), którego historia powstawania nadaje się na... osobny musical. W założeniu była to parodia i zarazem nowe spojrzenie na mitologię z krainy Draculi. Dzieło to, wymyślone przez Polańskiego z niezastąpionym Gerardem Brachem - współscenarzystą "Matni", "Wstrętu", "Piratów" i "Frantica" - stało się ofiarą amerykańskiego producenta. Przemontowany, skrócony i uproszczony film nie podobał się twórcom na tyle, że Polański chciał nawet wycofać swoje nazwisko z czołówki. Zabraniała tego jednak umowa, w rezultacie czego film był wyświetlany w dwóch wersjach: dla USA (producencka) i dla Europy (autorska). "Moje nieszczęsne przygody z wampirami" - jak nazwał w autobiografii ów ciąg afer sam reżyser i odtwórca głównej roli, nie poszły na marne. Jako oryginalna, inteligentna i dowcipna parodia filmów grozy, ozdobiona urodą Sharon Tate, zamordowanej dwa lata później żony mistrza, obraz stał się szybko "kultowym" klasykiem. Po trzydziestu latach - już jako musical - znów podzielił Amerykę i Stary Kontynent: na Broadwayu został wygwizdany, a w Austrii i w Niemczech uznano go za najlepszy spektakl sezonu!
Całkowite zaćmienie serca
"Taniec wampirów" rozpoczyna się w karczmie, w której podróżników dziwi niezwykła ilość czosnku. Alfred, asystent profesora, zakochuje się w Sarze, córce karczmarza. Tymczasem pojawia się także książę von Krolock z pobliskiego zamku z zaproszeniem dla dziewczyny na bal. Charakterystyczna dla Polańskiego galeria niezwykłych postaci idzie o lepsze z niesamowitym klimatem, rodem z horroru, a wszystko w konwencji czarnej komedii - z melodyjną dynamiczną muzyką. Miłośnicy Krzysztofa Komedy, który skomponował ścieżkę do filmu, na partyturę Jima Steinmana, autora muzyki do "Tańca wampirów", pewnie się będą krzywić. Ale musical rządzi się swymi prawami, a Steinman jest w końcu autorem wielu hitów z repertuaru Barbry Streisand czy Celine Dion. Największy przebój przedstawienia, będący zarazem jego motywem przewodnim, to znany song "Total Eclipse of the Heart" ("Całkowite zaćmienie serca"), wychrypiany przed laty (i ostatnio w Sopocie) przez damskiego Roda Stewarta, czyli Bonnie Tyler.
Czosnek pachnący sukcesem
W warszawskim przedstawieniu Bonnie Tyler nie zaśpiewa, lecz o obsadę możemy być spokojni. Sam Polański, zajęty kręceniem "Olivera Twista" (premiera kinowa zbiega się z premierą w Romie), nie mógł się podjąć przygotowania spektaklu, ale wziął na swoje barki "opiekę artystyczną". O obsadzie zdecydował - po trwających kilka miesięcy castingach - jego asystent Cornelius Baltus. I tak w prapremierze wystąpią m.in. tegoroczna maturzystka Malwina Kusior (w roli Sary) i Jakub Molęda, który wcieli się w postać Alfreda. Zobaczymy też popularnych aktorów, m.in. Roberta Rozmusa, Wojciecha Paszkowskiego i Grażynę Strachotę. Międzynarodowa jest natomiast ekipa realizatorów, by wspomnieć choreografię Dennisa Callahana, twórcy układów tanecznych do "Grease", i reżyserię świateł sławnej Felice Ross. Scenografię stworzył Boris Kudlicka (najbliższy współpracownik Mariusza Trelińskiego), a animacje filmowe - mający na koncie wiele sukcesów Piotr Dumała.
Na potrzeby spektaklu zmieniono wystrój widowni wraz z foyer. Ściany zostały przemalowane na krwistą czerwień i głęboki granat. Zmieniono także oświetlenie. Wszystko po to, by stworzyć niezapomniany nastrój i przenieść widzów do tajemniczej Transylwanii, gdzie przybywa nieustraszony badacz wampirów profesor Abronsius ze swoim asystentem. Nie trzeba być prorokiem, by mieć pewność, że po kocich arystokratach i dachowcach nowy sezon zdominują wampiry (aktorzy mają idealnie dobrane przez specjalistów ostre zęby) i... wszechobecny czosnek. Tyle że w Romie pachnie on sukcesem.
Perypetie z wampirami
Najpierw był film Polańskiego "Nieustraszeni pogromcy wampirów" (z 1967 r.), którego historia powstawania nadaje się na... osobny musical. W założeniu była to parodia i zarazem nowe spojrzenie na mitologię z krainy Draculi. Dzieło to, wymyślone przez Polańskiego z niezastąpionym Gerardem Brachem - współscenarzystą "Matni", "Wstrętu", "Piratów" i "Frantica" - stało się ofiarą amerykańskiego producenta. Przemontowany, skrócony i uproszczony film nie podobał się twórcom na tyle, że Polański chciał nawet wycofać swoje nazwisko z czołówki. Zabraniała tego jednak umowa, w rezultacie czego film był wyświetlany w dwóch wersjach: dla USA (producencka) i dla Europy (autorska). "Moje nieszczęsne przygody z wampirami" - jak nazwał w autobiografii ów ciąg afer sam reżyser i odtwórca głównej roli, nie poszły na marne. Jako oryginalna, inteligentna i dowcipna parodia filmów grozy, ozdobiona urodą Sharon Tate, zamordowanej dwa lata później żony mistrza, obraz stał się szybko "kultowym" klasykiem. Po trzydziestu latach - już jako musical - znów podzielił Amerykę i Stary Kontynent: na Broadwayu został wygwizdany, a w Austrii i w Niemczech uznano go za najlepszy spektakl sezonu!
Całkowite zaćmienie serca
"Taniec wampirów" rozpoczyna się w karczmie, w której podróżników dziwi niezwykła ilość czosnku. Alfred, asystent profesora, zakochuje się w Sarze, córce karczmarza. Tymczasem pojawia się także książę von Krolock z pobliskiego zamku z zaproszeniem dla dziewczyny na bal. Charakterystyczna dla Polańskiego galeria niezwykłych postaci idzie o lepsze z niesamowitym klimatem, rodem z horroru, a wszystko w konwencji czarnej komedii - z melodyjną dynamiczną muzyką. Miłośnicy Krzysztofa Komedy, który skomponował ścieżkę do filmu, na partyturę Jima Steinmana, autora muzyki do "Tańca wampirów", pewnie się będą krzywić. Ale musical rządzi się swymi prawami, a Steinman jest w końcu autorem wielu hitów z repertuaru Barbry Streisand czy Celine Dion. Największy przebój przedstawienia, będący zarazem jego motywem przewodnim, to znany song "Total Eclipse of the Heart" ("Całkowite zaćmienie serca"), wychrypiany przed laty (i ostatnio w Sopocie) przez damskiego Roda Stewarta, czyli Bonnie Tyler.
Czosnek pachnący sukcesem
W warszawskim przedstawieniu Bonnie Tyler nie zaśpiewa, lecz o obsadę możemy być spokojni. Sam Polański, zajęty kręceniem "Olivera Twista" (premiera kinowa zbiega się z premierą w Romie), nie mógł się podjąć przygotowania spektaklu, ale wziął na swoje barki "opiekę artystyczną". O obsadzie zdecydował - po trwających kilka miesięcy castingach - jego asystent Cornelius Baltus. I tak w prapremierze wystąpią m.in. tegoroczna maturzystka Malwina Kusior (w roli Sary) i Jakub Molęda, który wcieli się w postać Alfreda. Zobaczymy też popularnych aktorów, m.in. Roberta Rozmusa, Wojciecha Paszkowskiego i Grażynę Strachotę. Międzynarodowa jest natomiast ekipa realizatorów, by wspomnieć choreografię Dennisa Callahana, twórcy układów tanecznych do "Grease", i reżyserię świateł sławnej Felice Ross. Scenografię stworzył Boris Kudlicka (najbliższy współpracownik Mariusza Trelińskiego), a animacje filmowe - mający na koncie wiele sukcesów Piotr Dumała.
Na potrzeby spektaklu zmieniono wystrój widowni wraz z foyer. Ściany zostały przemalowane na krwistą czerwień i głęboki granat. Zmieniono także oświetlenie. Wszystko po to, by stworzyć niezapomniany nastrój i przenieść widzów do tajemniczej Transylwanii, gdzie przybywa nieustraszony badacz wampirów profesor Abronsius ze swoim asystentem. Nie trzeba być prorokiem, by mieć pewność, że po kocich arystokratach i dachowcach nowy sezon zdominują wampiry (aktorzy mają idealnie dobrane przez specjalistów ostre zęby) i... wszechobecny czosnek. Tyle że w Romie pachnie on sukcesem.
Więcej możesz przeczytać w 39/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.