Szymon Majewski spuszcza powietrze z nabrzmiałego balonu pychy polskiej polityki
Cimoszewicz jako ojciec chrzestny mafii, Lepper czarniejszy od węgla, Giertych w wojskowych oficerkach, a do tego Violetta Villas z pieskiem i Renata Beger z kurwikami. Wszystko to można było obejrzeć w nowym programie Szymona Majewskiego w TVN. Show Majewskiego to po latach posuchy udany powrót satyry politycznej do telewizji.
Błazny z polityki
Za komuny kabaret pełnił funkcję wolnych mediów. Na występach Salonu Niezależnych, Pod Egidą Pietrzaka, Teya czy ekipy 60 Minut na Godzinę widzowie słuchający żartów z władzy na chwilę zachłystywali się wolnością. Popularnym typem skeczy była rozmowa dwóch facetów, którzy nie mogli się dogadać. Jeden odgrywał rolę naiwnego inteligenta, a drugi uświadomionego działacza partyjnego, cwaniaka, który debilowi musi wszystko tłumaczyć. Skecze te bawiły, ale też uzmysławiały widzom, że w PRL wszystko jest postawione na głowie.
Gdy po 1989 r. pojawiły się wolne media, kabaret polityczny stracił na znaczeniu. Życie po raz kolejny przerosło kabaret. Satyrze politycznej ciężko było się odnaleźć po zniesieniu cenzury i w epoce, w której konkurencja w postaci demonstrantów przywiązywała zwierzęta hodowlane do bram Sejmu, a bojówki Leppera, pomstując na Balcerowicza, wylewały tony gnoju pod gmachami urzędów. W tym czasie rolę błazeńskich trefnisiów sceny przejęli (często nieświadomie) sami politycy i niektórzy działacze związkowi.
Satyra jak opalenizna Leppera
Kabarety preferujące w swych programach polityczne żarty były uważane za archaiczne i obciachowe. W kręgach młodzieży kabaretowej zapanowała moda na bezpieczny kabaret absurdalny, skrzący się angielskim humorem, tryskający żartem obyczajowym. Świetne kabarety, takie jak Potem, Ani Mru Mru, Kabaret Moralnego Niepokoju, Kabaret Rafała Kmity czy Mumio, operowały w rejonach odległych od satyry politycznej o miliony lat świetlnych.
Niektórzy producenci telewizyjni czuli, że satyrę polityczną trzeba odkurzyć i ubrać w nową marynarkę, że trzeba ją sprzedać w atrakcyjnej formie. Hitem okazał się pomysł Jacka Fedorowicza ("Dziennik telewizyjny" w TVP 1) polegający na przezabawnym montażu wypowiedzi, min i gestów osób publicznych wbrew ich rzeczywistym intencjom. Sporym zainteresowaniem cieszył się program komentatorski "Ale plama" Janusza Rewińskiego i Krzysztofa Piaseckiego w TVN. Całkiem niedawno w publicznej Jedynce ciekawą formułę zaproponowali publicyści "Wprost" Igor Zalewski i Robert Mazurek w swej "Lekkiej jeździe", gdzie przepytywano polityków, zadając im często zaskakujące pytania. Niestety, większość tych programów (poza "Dziennikiem" Fedorowicza) skończyła swój żywot w dosyć tajemniczych okolicznościach. Może naciski były zbyt duże (do Zalewskiego i Mazurka strzelano z armat prasowych po każdym niemal odcinku). Może brakło wiary w to, że polityczna satyra jest nam potrzebna jak rybie woda, głodnemu chleb, a Lepperowi opalenizna.
Satyra: reaktywacja
Pogardzana przez młode kabarety, wycinana przez telewizyjnych ważniaków, podobno niechciana przez widzów, od lat tchórzliwie odpychana satyra polityczna wraca teraz na szklany ekran. To znak, że normalniejemy. Mistrz absurdalnego humoru Szymon Majewski znalazł w swym nowym programie patent, jak nie nudzić polityką. "Szymon Majewski Show" to zwariowany program rozgrywany we wnętrzu przypominającym sklep z ekskluzywnymi kalesonami w Las Vegas. Złoty lew ziejący ogniem, goście nadjeżdżający metrem, orkiestra grająca na żywo i wreszcie sam prowadzący, którego olbrzymie biurko potrafi jeździć. Wygłupy Majewskiego to skrzyżowanie programu publicystycznego, talk-show, teleturnieju, ukrytej kamery i czystego kabaretu. Ta mocno rozrywkowa mieszanka pozwala na przemycenie nie tylko zabawnych, ale także politycznych treści. Polska polityka jest wyjątkowo nadęta i Majewskiemu zgrabnie udaje się spuścić powietrze z jej nabrzmiałego balonu pychy.
W każdym odcinku mamy aktualny komentarz do jakiegoś ważnego wydarzenia z minionego tygodnia, parodie polityków w wykonaniu wyjątkowo dobrze dobranych aktorów i skecze. W jednym z odcinków Majewski wysłał na konferencję prasową Marka Borowskiego aktora udającego hip-hopowca. Ten z wielkim zaangażowaniem zadawał liderowi SDPL pytania, rymując niczym rasowy raper na koncercie. Był to żart z tego, że w kampanię Borowskiego zaangażował się znany raper Mezo. Podczas oficjalnej premiery piosenki wyborczej Samoobrony w wykonaniu grupy Ich Troje Majewski podstawił swoich ludzi, którzy słuchając utworu, przeżyli coś w rodzaju tanecznego orgazmu. Lepper całkiem na serio doszedł do wniosku, że widocznie tak działa na ludzi to arcydzieło.
Hitem w programie Majewskiego okazało się zabawne podstawienie ścieżki dźwiękowej z konferencji prasowej Włodzimierza Cimoszewicza, na której rezygnuje on z kandydowania na urząd prezydenta, oraz z innej jego publicznej wypowiedzi, w której grozi dziennikarzom "Wprost", pod obraz słynnych scen z filmu "Ojciec chrzestny". Marlon Brando mówiący o potrzebie ochrony rodziny głosem Cimoszewicza to satyra polityczna szyta według przepisu: "aktualna, ostra i śmieszna". - Niektórzy mają mi za złe, że ten program jest zbyt ostro miksowany, ale on po prostu jest pełen mojej energii - opowiada "Wprost" Szymon Majewski. - Dla mnie żart jest jak zapałka - zapaliłeś, zgasła. Co tydzień widz musi mieć nową zapałkę - dodaje. Majewski narzeka, że od gości talk-show nie wymaga się w zasadzie niczego: są kimś, kto siada, i zaczyna się rozmowa. On namawia gości do interakcji, do tego, by wraz z nim powyśmiewali jakąś rzecz, zaprasza ich do "kreatywnego współprowadzenia". - Są na przykład tacy ludzie jak Chylińska, która przyszła do programu, a wcześniej sama zadzwoniła i wymyśliła temat. Ona chciała zrobić wielkie jajo. Wręcz poczuła się jakimś satyrykiem - opowiada Majewski. Chwali sztab swoich współpracowników
- "młodych gości" - jak mówi. Wśród nich jest Ola Wolf, która "pisze ten kabaret [pokazywany pod koniec programu], a czasem ja coś dorzucam". Z Radia Zet ściągnął Marcina Dziedzica. Ekipie Majewskiego chodzi o to, by postacie mówiły potocznym językiem - jak Lepper, który rzuca: "Wal się pan!". - O to chodzi, by mówić ostro, gdy cię coś wkurza - tłumaczy Majewski.
Dziecko ulicy
Szymon Majewski mówi o sobie, że wychowała go ulica. - Pamiętam, że jak nie chciałem wrócić na obiad do domu, a byłem głodny, to jadłem chleb dla gołębi. Serio. Teraz ktoś mógłby to wyciągnąć i powiedzieć, że jestem "dziecko ze śmietnika".
-Śmietnik to była moja inspiracja w dzieciństwie - opowiada.
Majewski to komik, który przed laty dał się poznać jako szalony wynalazca w programie "Wieczór z Alicją" Alicji Resich-Modlińskiej (TVP). Prezentował w nim niedorzeczne wynalazki, takie jak przyrząd do ściągania spodni czy giczela, czyli urządzenie służące do zakładania nogi na nogę. Recenzenci wysyłali go wówczas do psychiatry albo proponowali, by go zamknąć. - Ludzie tak reagują, gdy wokół jest szaro i nagle pojawia się ktoś lub coś nietypowego. Facet ma charakter, jest pobudzony, dużo mówi, ma logoreję, zasuwa ze skojarzeniami, no to wiadomo, że jak oglądasz takich ludzi jak Kraśko, Durczok czy Żakowski - z całym szacunkiem dla tych panów - to siłą rzeczy próbuje wysłać się go do czubków - wspomina Szymon Majewski.
Przez wiele lat Majewski współpracował z Radiem Zet, które nadawało jego satyryczną audycję "Sponton". Dla telewizji Canal+ wyprodukował program parodiujący motywy ze znanych filmów - "Szymon Mówi Show". Polska widownia pokochała go jako prowadzącego program z ukrytą kamerą "Mamy cię!" (TVN). - Uwielbiam robić rzeczy nowe, nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że jestem grupą kabaretową, która jeździ z jednym skeczem albo czterdziestoma skeczami i powtarza je przez rok. Dla mnie to są zaduszki umysłowe - mówi Majewski.
- Program Szymona Majewskiego nie ma formuły jedynie politycznej. Pomysły są czerpane z różnych dziedzin, a akurat teraz największą podaż na rynku mają tematy polityczne. Zdecydowaliśmy się zrobić ten program, bo dotychczas nikt inny czegoś takiego nie zrobił. W Polsce zwykle kabareciarze jeżdżą po domach kultury, dając występy na żywo. Dla Majewskiego to za mało, więc zdecydował się na niebywały wysiłek, jakim jest wyprodukowanie co tydzień 45-minutowego telewizyjnego programu kabaretowego - mówi "Wprost" Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN.
Szymon Majewski to jeden z najchudszych komików naszej estrady. Mimo niezdrowego wyglądu często zagląda do siłowni, by nabrać mięśni. Czy starczy mu energii i pomysłów, by jego nowy program wytrwał na antenie dłużej niż inne? Miejmy nadzieję, że tak, bo "Szymon Majewski Show" to w tym sezonie najlepszy telewizyjny kabaret.
Współpraca: Łukasz Radwan
Błazny z polityki
Za komuny kabaret pełnił funkcję wolnych mediów. Na występach Salonu Niezależnych, Pod Egidą Pietrzaka, Teya czy ekipy 60 Minut na Godzinę widzowie słuchający żartów z władzy na chwilę zachłystywali się wolnością. Popularnym typem skeczy była rozmowa dwóch facetów, którzy nie mogli się dogadać. Jeden odgrywał rolę naiwnego inteligenta, a drugi uświadomionego działacza partyjnego, cwaniaka, który debilowi musi wszystko tłumaczyć. Skecze te bawiły, ale też uzmysławiały widzom, że w PRL wszystko jest postawione na głowie.
Gdy po 1989 r. pojawiły się wolne media, kabaret polityczny stracił na znaczeniu. Życie po raz kolejny przerosło kabaret. Satyrze politycznej ciężko było się odnaleźć po zniesieniu cenzury i w epoce, w której konkurencja w postaci demonstrantów przywiązywała zwierzęta hodowlane do bram Sejmu, a bojówki Leppera, pomstując na Balcerowicza, wylewały tony gnoju pod gmachami urzędów. W tym czasie rolę błazeńskich trefnisiów sceny przejęli (często nieświadomie) sami politycy i niektórzy działacze związkowi.
Satyra jak opalenizna Leppera
Kabarety preferujące w swych programach polityczne żarty były uważane za archaiczne i obciachowe. W kręgach młodzieży kabaretowej zapanowała moda na bezpieczny kabaret absurdalny, skrzący się angielskim humorem, tryskający żartem obyczajowym. Świetne kabarety, takie jak Potem, Ani Mru Mru, Kabaret Moralnego Niepokoju, Kabaret Rafała Kmity czy Mumio, operowały w rejonach odległych od satyry politycznej o miliony lat świetlnych.
Niektórzy producenci telewizyjni czuli, że satyrę polityczną trzeba odkurzyć i ubrać w nową marynarkę, że trzeba ją sprzedać w atrakcyjnej formie. Hitem okazał się pomysł Jacka Fedorowicza ("Dziennik telewizyjny" w TVP 1) polegający na przezabawnym montażu wypowiedzi, min i gestów osób publicznych wbrew ich rzeczywistym intencjom. Sporym zainteresowaniem cieszył się program komentatorski "Ale plama" Janusza Rewińskiego i Krzysztofa Piaseckiego w TVN. Całkiem niedawno w publicznej Jedynce ciekawą formułę zaproponowali publicyści "Wprost" Igor Zalewski i Robert Mazurek w swej "Lekkiej jeździe", gdzie przepytywano polityków, zadając im często zaskakujące pytania. Niestety, większość tych programów (poza "Dziennikiem" Fedorowicza) skończyła swój żywot w dosyć tajemniczych okolicznościach. Może naciski były zbyt duże (do Zalewskiego i Mazurka strzelano z armat prasowych po każdym niemal odcinku). Może brakło wiary w to, że polityczna satyra jest nam potrzebna jak rybie woda, głodnemu chleb, a Lepperowi opalenizna.
Satyra: reaktywacja
Pogardzana przez młode kabarety, wycinana przez telewizyjnych ważniaków, podobno niechciana przez widzów, od lat tchórzliwie odpychana satyra polityczna wraca teraz na szklany ekran. To znak, że normalniejemy. Mistrz absurdalnego humoru Szymon Majewski znalazł w swym nowym programie patent, jak nie nudzić polityką. "Szymon Majewski Show" to zwariowany program rozgrywany we wnętrzu przypominającym sklep z ekskluzywnymi kalesonami w Las Vegas. Złoty lew ziejący ogniem, goście nadjeżdżający metrem, orkiestra grająca na żywo i wreszcie sam prowadzący, którego olbrzymie biurko potrafi jeździć. Wygłupy Majewskiego to skrzyżowanie programu publicystycznego, talk-show, teleturnieju, ukrytej kamery i czystego kabaretu. Ta mocno rozrywkowa mieszanka pozwala na przemycenie nie tylko zabawnych, ale także politycznych treści. Polska polityka jest wyjątkowo nadęta i Majewskiemu zgrabnie udaje się spuścić powietrze z jej nabrzmiałego balonu pychy.
W każdym odcinku mamy aktualny komentarz do jakiegoś ważnego wydarzenia z minionego tygodnia, parodie polityków w wykonaniu wyjątkowo dobrze dobranych aktorów i skecze. W jednym z odcinków Majewski wysłał na konferencję prasową Marka Borowskiego aktora udającego hip-hopowca. Ten z wielkim zaangażowaniem zadawał liderowi SDPL pytania, rymując niczym rasowy raper na koncercie. Był to żart z tego, że w kampanię Borowskiego zaangażował się znany raper Mezo. Podczas oficjalnej premiery piosenki wyborczej Samoobrony w wykonaniu grupy Ich Troje Majewski podstawił swoich ludzi, którzy słuchając utworu, przeżyli coś w rodzaju tanecznego orgazmu. Lepper całkiem na serio doszedł do wniosku, że widocznie tak działa na ludzi to arcydzieło.
Hitem w programie Majewskiego okazało się zabawne podstawienie ścieżki dźwiękowej z konferencji prasowej Włodzimierza Cimoszewicza, na której rezygnuje on z kandydowania na urząd prezydenta, oraz z innej jego publicznej wypowiedzi, w której grozi dziennikarzom "Wprost", pod obraz słynnych scen z filmu "Ojciec chrzestny". Marlon Brando mówiący o potrzebie ochrony rodziny głosem Cimoszewicza to satyra polityczna szyta według przepisu: "aktualna, ostra i śmieszna". - Niektórzy mają mi za złe, że ten program jest zbyt ostro miksowany, ale on po prostu jest pełen mojej energii - opowiada "Wprost" Szymon Majewski. - Dla mnie żart jest jak zapałka - zapaliłeś, zgasła. Co tydzień widz musi mieć nową zapałkę - dodaje. Majewski narzeka, że od gości talk-show nie wymaga się w zasadzie niczego: są kimś, kto siada, i zaczyna się rozmowa. On namawia gości do interakcji, do tego, by wraz z nim powyśmiewali jakąś rzecz, zaprasza ich do "kreatywnego współprowadzenia". - Są na przykład tacy ludzie jak Chylińska, która przyszła do programu, a wcześniej sama zadzwoniła i wymyśliła temat. Ona chciała zrobić wielkie jajo. Wręcz poczuła się jakimś satyrykiem - opowiada Majewski. Chwali sztab swoich współpracowników
- "młodych gości" - jak mówi. Wśród nich jest Ola Wolf, która "pisze ten kabaret [pokazywany pod koniec programu], a czasem ja coś dorzucam". Z Radia Zet ściągnął Marcina Dziedzica. Ekipie Majewskiego chodzi o to, by postacie mówiły potocznym językiem - jak Lepper, który rzuca: "Wal się pan!". - O to chodzi, by mówić ostro, gdy cię coś wkurza - tłumaczy Majewski.
Dziecko ulicy
Szymon Majewski mówi o sobie, że wychowała go ulica. - Pamiętam, że jak nie chciałem wrócić na obiad do domu, a byłem głodny, to jadłem chleb dla gołębi. Serio. Teraz ktoś mógłby to wyciągnąć i powiedzieć, że jestem "dziecko ze śmietnika".
-Śmietnik to była moja inspiracja w dzieciństwie - opowiada.
Majewski to komik, który przed laty dał się poznać jako szalony wynalazca w programie "Wieczór z Alicją" Alicji Resich-Modlińskiej (TVP). Prezentował w nim niedorzeczne wynalazki, takie jak przyrząd do ściągania spodni czy giczela, czyli urządzenie służące do zakładania nogi na nogę. Recenzenci wysyłali go wówczas do psychiatry albo proponowali, by go zamknąć. - Ludzie tak reagują, gdy wokół jest szaro i nagle pojawia się ktoś lub coś nietypowego. Facet ma charakter, jest pobudzony, dużo mówi, ma logoreję, zasuwa ze skojarzeniami, no to wiadomo, że jak oglądasz takich ludzi jak Kraśko, Durczok czy Żakowski - z całym szacunkiem dla tych panów - to siłą rzeczy próbuje wysłać się go do czubków - wspomina Szymon Majewski.
Przez wiele lat Majewski współpracował z Radiem Zet, które nadawało jego satyryczną audycję "Sponton". Dla telewizji Canal+ wyprodukował program parodiujący motywy ze znanych filmów - "Szymon Mówi Show". Polska widownia pokochała go jako prowadzącego program z ukrytą kamerą "Mamy cię!" (TVN). - Uwielbiam robić rzeczy nowe, nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że jestem grupą kabaretową, która jeździ z jednym skeczem albo czterdziestoma skeczami i powtarza je przez rok. Dla mnie to są zaduszki umysłowe - mówi Majewski.
- Program Szymona Majewskiego nie ma formuły jedynie politycznej. Pomysły są czerpane z różnych dziedzin, a akurat teraz największą podaż na rynku mają tematy polityczne. Zdecydowaliśmy się zrobić ten program, bo dotychczas nikt inny czegoś takiego nie zrobił. W Polsce zwykle kabareciarze jeżdżą po domach kultury, dając występy na żywo. Dla Majewskiego to za mało, więc zdecydował się na niebywały wysiłek, jakim jest wyprodukowanie co tydzień 45-minutowego telewizyjnego programu kabaretowego - mówi "Wprost" Edward Miszczak, dyrektor programowy TVN.
Szymon Majewski to jeden z najchudszych komików naszej estrady. Mimo niezdrowego wyglądu często zagląda do siłowni, by nabrać mięśni. Czy starczy mu energii i pomysłów, by jego nowy program wytrwał na antenie dłużej niż inne? Miejmy nadzieję, że tak, bo "Szymon Majewski Show" to w tym sezonie najlepszy telewizyjny kabaret.
Współpraca: Łukasz Radwan
Więcej możesz przeczytać w 39/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.