Ameryka nieco odetchnęła. Rita, wiejąca z prędkością 147-187 km na godzinę, początkowo zapowiadała się jeszcze gorzej od poprzedniczki Katriny. W czwartek została zaklasyfikowana jako huragan piątej, najwyższej kategorii.
Stopniowo hydrolodzy obniżyli klasyfikację do trzeciej, potem do drugiej. Mimo to jeszcze przed głównym uderzeniem wiatru Rita pchnęła w kierunku Nowego Orleanu potężne fale, które po raz kolejny zalały miasto.
Lekcje z apokalipsy
Dotychczasowy bilans strat po sezonie huraganów wynosi ponad 200 mld dolarów i stale rośnie. Już 400 tys. osób z powodu skutków huraganów straciło pracę, a to dopiero początek.
Szybka ewakuacja kilku milionów ludzi nigdy i nigdzie nie przebiegła sprawnie, bo to niewykonalne zadanie. Tak było w wypadku Katriny, tak było też w wypadku Rity. Wzdłuż wybrzeża Zatoki Meksykańskiej - na obszarze 500 mil obejmującym południowy Teksas i Luizjanę - ponad 2,8 mln osób musiało opuścić swoje domy. Houston, czwarte co do wielkości miasto USA, zaczęło się dusić w trakcie ewakuacji; naporu nie wytrzymywały lotniska i drogi wylotowe z miasta. Uciekinierzy zatkali autostrady, tworząc ponad 200-kilometrowe korki. Wkrótce zabrakło paliwa, wody, przegrzane samochody zaczęły się psuć, a po 10-12 godzinach w korku ludzie, którzy obawiali się, że huragan zastanie ich na drodze, zaczęli zawracać do Houston.
Panika konsumentów
Huragany uderzyły w energetyczne zaplecze Ameryki. Zatoka Meksykańska to region wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego, miejsce przeładunku ropy eksportowanej przez USA i siedziba wielu rafinerii. Houston i okoliczne miasta rozkwitły właśnie dzięki temu, że region ten jest sercem przemysłu energetycznego i chemicznego. Zniszczone platformy wydobywcze, porty przeładunkowe, rurociągi, zamknięte rafinerie mogą oznaczać tylko jedno - dramatyczny wzrost cen ropy i jej produktów pochodnych. W oczekiwaniu na te podwyżki Amerykanie ruszają na "zakupy paniczne", jak nazywają ten odruch analitycy rynku. To jeszcze bardziej utrudnia nadążenie z dystrybucją paliwa i sprzyja spekulacjom. Wraz ze wzrostem cen paliw zaczyna się efekt domina: rosną ceny kolejnych produktów i usług, a przede wszystkim dramatycznie zwiększają się rachunki za energię. Koszty energii elektrycznej podskoczą tej zimy o 20-30 proc. Najgorzej będą się mieli Amerykanie, którzy korzystają z ogrzewania gazowego - jego cena może wzrosnąć nawet o 50 proc.
Historia daje nam jednak wiele dowodów na to, że straty spowodowane przez katastrofy naturalne bywają równoważone przez ożywienie sektora budowlanego i zwiększone wydatki publiczne. Tym razem może być inaczej. Gospodarkę USA utrzymuje w dobrej kondycji między innymi namiętne robienie zakupów przez Amerykanów. Tymczasem wyższe rachunki za benzynę, gaz i prąd mogą doprowadzić do spadku zaufania konsumentów. Innymi słowy - zapał Amerykanów do robienia zakupów może nieco ostygnąć. Rośnie też deficyt budżetowy, w miarę jak Kongres zatwierdza kolejne sumy przeznaczone na walkę ze skutkami huraganów.
Kosztowne żywioły
To, jak wiele wydatków stało się koniecznością po uderzeniu huraganów, przerasta wszelkie wyobrażenia. Na przykład koszt walki z komarami, które rozpleniły się po katastrofie i mogą roznosić wirusa Zachodniego Nilu, malarie i inne choroby, obliczany jest na 100 mln dolarów! 10 mln dolarów trzeba przeznaczyć na program łączenia rodzin rozdzielonych w trakcie huraganów, a zwłaszcza na poszukiwanie zaginionych dzieci. Uderzenie żywiołów odnowiło dyskusje o ekologii. Zniszczenie ogromnego pasa mokradeł, który rozciągał się wzdłuż wybrzeża Zatoki Meksykańskiej, jest w dużym stopniu odpowiedzialne za skalę zniszczeń w głębi lądu, między innymi za zdewastowanie Nowego Orleanu. Rząd będzie musiał przeznaczyć około 14 mld dolarów na odtworzenie tej naturalnej strefy buforowej. FEMA (Federal Emergency Management Agency) wydaje ponad 300 mln dolarów dziennie na pomoc w regionach najbardziej dotkniętych przez huragany. Pentagon oddelegował ponad 13 tys. żołnierzy czynnej służby do stref największych zniszczeń.
Koszty tych wszystkich wysiłków rosną w zastraszającym tempie, co oznacza, że ofiarą huraganów padną zapewne takie inicjatywy polityczne jak reforma ubezpieczeń społecznych i medycznych. Nie sposób też przewidzieć, czy przy takiej skali zniszczeń uda się utrzymać cięcia podatkowe, jakie wprowadził prezydent Bush. Zważywszy, że niestrudzony amerykański konsument napędza nie tylko własną gospodarkę, ale utrzymuje też przy życiu produkcję i eksport wielu krajów, pohuraganowy kryzys gospodarczy może objąć spory kawałek świata.
Ekonomiści przypominają też jednak, że USA nieraz w swej historii dawały dowody zdolności wychodzenia z najtrudniejszych opresji, także katastrof naturalnych. Klęski żywiołowe, które nigdy nie oszczędzały Stanów Zjednoczonych, w końcu stawały się bodźcem do budowy bardziej trwałych domów, lepszych tam, nowych rozwiązań komunikacyjnych. Słowem, do wzrostu gospodarczego. Dlatego można mieć nadzieję, że ostatecznie ekonomiczne konsekwencje Rity i Katriny będą podobne do tych po huraganie Andrew w 1992 r. czy zamachach terrorystycznych 11 wrześniach 2001 r. Wtedy to po krótkim trzęsieniu na Wall Street wracała koniunktura nakręcana przez zamówienia płynące z odradzających się miast.
Lekcje z apokalipsy
Dotychczasowy bilans strat po sezonie huraganów wynosi ponad 200 mld dolarów i stale rośnie. Już 400 tys. osób z powodu skutków huraganów straciło pracę, a to dopiero początek.
Szybka ewakuacja kilku milionów ludzi nigdy i nigdzie nie przebiegła sprawnie, bo to niewykonalne zadanie. Tak było w wypadku Katriny, tak było też w wypadku Rity. Wzdłuż wybrzeża Zatoki Meksykańskiej - na obszarze 500 mil obejmującym południowy Teksas i Luizjanę - ponad 2,8 mln osób musiało opuścić swoje domy. Houston, czwarte co do wielkości miasto USA, zaczęło się dusić w trakcie ewakuacji; naporu nie wytrzymywały lotniska i drogi wylotowe z miasta. Uciekinierzy zatkali autostrady, tworząc ponad 200-kilometrowe korki. Wkrótce zabrakło paliwa, wody, przegrzane samochody zaczęły się psuć, a po 10-12 godzinach w korku ludzie, którzy obawiali się, że huragan zastanie ich na drodze, zaczęli zawracać do Houston.
Panika konsumentów
Huragany uderzyły w energetyczne zaplecze Ameryki. Zatoka Meksykańska to region wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego, miejsce przeładunku ropy eksportowanej przez USA i siedziba wielu rafinerii. Houston i okoliczne miasta rozkwitły właśnie dzięki temu, że region ten jest sercem przemysłu energetycznego i chemicznego. Zniszczone platformy wydobywcze, porty przeładunkowe, rurociągi, zamknięte rafinerie mogą oznaczać tylko jedno - dramatyczny wzrost cen ropy i jej produktów pochodnych. W oczekiwaniu na te podwyżki Amerykanie ruszają na "zakupy paniczne", jak nazywają ten odruch analitycy rynku. To jeszcze bardziej utrudnia nadążenie z dystrybucją paliwa i sprzyja spekulacjom. Wraz ze wzrostem cen paliw zaczyna się efekt domina: rosną ceny kolejnych produktów i usług, a przede wszystkim dramatycznie zwiększają się rachunki za energię. Koszty energii elektrycznej podskoczą tej zimy o 20-30 proc. Najgorzej będą się mieli Amerykanie, którzy korzystają z ogrzewania gazowego - jego cena może wzrosnąć nawet o 50 proc.
Historia daje nam jednak wiele dowodów na to, że straty spowodowane przez katastrofy naturalne bywają równoważone przez ożywienie sektora budowlanego i zwiększone wydatki publiczne. Tym razem może być inaczej. Gospodarkę USA utrzymuje w dobrej kondycji między innymi namiętne robienie zakupów przez Amerykanów. Tymczasem wyższe rachunki za benzynę, gaz i prąd mogą doprowadzić do spadku zaufania konsumentów. Innymi słowy - zapał Amerykanów do robienia zakupów może nieco ostygnąć. Rośnie też deficyt budżetowy, w miarę jak Kongres zatwierdza kolejne sumy przeznaczone na walkę ze skutkami huraganów.
Kosztowne żywioły
To, jak wiele wydatków stało się koniecznością po uderzeniu huraganów, przerasta wszelkie wyobrażenia. Na przykład koszt walki z komarami, które rozpleniły się po katastrofie i mogą roznosić wirusa Zachodniego Nilu, malarie i inne choroby, obliczany jest na 100 mln dolarów! 10 mln dolarów trzeba przeznaczyć na program łączenia rodzin rozdzielonych w trakcie huraganów, a zwłaszcza na poszukiwanie zaginionych dzieci. Uderzenie żywiołów odnowiło dyskusje o ekologii. Zniszczenie ogromnego pasa mokradeł, który rozciągał się wzdłuż wybrzeża Zatoki Meksykańskiej, jest w dużym stopniu odpowiedzialne za skalę zniszczeń w głębi lądu, między innymi za zdewastowanie Nowego Orleanu. Rząd będzie musiał przeznaczyć około 14 mld dolarów na odtworzenie tej naturalnej strefy buforowej. FEMA (Federal Emergency Management Agency) wydaje ponad 300 mln dolarów dziennie na pomoc w regionach najbardziej dotkniętych przez huragany. Pentagon oddelegował ponad 13 tys. żołnierzy czynnej służby do stref największych zniszczeń.
Koszty tych wszystkich wysiłków rosną w zastraszającym tempie, co oznacza, że ofiarą huraganów padną zapewne takie inicjatywy polityczne jak reforma ubezpieczeń społecznych i medycznych. Nie sposób też przewidzieć, czy przy takiej skali zniszczeń uda się utrzymać cięcia podatkowe, jakie wprowadził prezydent Bush. Zważywszy, że niestrudzony amerykański konsument napędza nie tylko własną gospodarkę, ale utrzymuje też przy życiu produkcję i eksport wielu krajów, pohuraganowy kryzys gospodarczy może objąć spory kawałek świata.
Ekonomiści przypominają też jednak, że USA nieraz w swej historii dawały dowody zdolności wychodzenia z najtrudniejszych opresji, także katastrof naturalnych. Klęski żywiołowe, które nigdy nie oszczędzały Stanów Zjednoczonych, w końcu stawały się bodźcem do budowy bardziej trwałych domów, lepszych tam, nowych rozwiązań komunikacyjnych. Słowem, do wzrostu gospodarczego. Dlatego można mieć nadzieję, że ostatecznie ekonomiczne konsekwencje Rity i Katriny będą podobne do tych po huraganie Andrew w 1992 r. czy zamachach terrorystycznych 11 wrześniach 2001 r. Wtedy to po krótkim trzęsieniu na Wall Street wracała koniunktura nakręcana przez zamówienia płynące z odradzających się miast.
Więcej możesz przeczytać w 39/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.