Wiesenthalowi należała się Nagroda Nobla za sprawiedliwość
Były ambasador Izraela w Polsce, profesor na Uniwersytecie Warszawskim i w Instytucie Izraelsko-Polskim na uniwersytecie w Tel Awiwie, przewodniczący Knesetu (1992-1996), delegat Knesetu do Rady Europy (1984-1999), od 2000 r. przewodniczący Światowej Rady Yad Vashem
Dziewięćdziesiąt sześć lat temu w Buczaczu urodził się Szymon Wiesenthal. Położone w jarze Dniestru powiatowe miasteczko Buczacz jest przepiękne. Na początku wieku żyli tam w zgodzie Żydzi i Polacy, i Ukraińcy, i Ormianie. Były więc katolicki kościół, cerkiew i synagoga. A także ratusz - najpiękniejszy na Podolu. Miasto tętniło życiem kulturalnym. Stąd pochodzi noblista, pisarz Samuel Agnon. Szymonowi Wiesenthalowi także należała się Nagroda Nobla. Powinien ją dostać za sprawiedliwość. Za poświęcenie całej energii życiowej na szukanie sprawiedliwości.
Wstyd Niemców
Kiedy zaczęła się okupacja, Wiesenthal był we Lwowie. Skończył studia architektoniczne na politechnice w Pradze. Poznałem go. Sprawiał niesamowite wrażenie. Przystojny, błyskotliwy, oczytany. Posługiwał się przebogatą polszczyzną, aż lubiło się go słuchać. Ale był też dziedzicem Habsburgów, więc jego niemiecki był równie doskonały. Czytał lepiej i rozumiał w tym języku więcej niż wszyscy gestapowcy, którzy go później nękali. Wiesenthalom udało się uniknąć wywózki na Syberię przez Rosjan. Dzieła dopełnili Niemcy. W trakcie II wojny światowej zabili 89 członków tej rodziny. Zabito niemal wszystkich Żydów z Buczacza i innych podolskich miasteczek. Szymon przeszedł obozowy szlak. Był więziony we Lwowie, w obozie Janowska i w Bełżcu, skąd trafił do Mauthausen w Austrii. Tuż po wyzwoleniu tego obozu w maju 1945 r. Wiesenthal zajął się tropieniem niemieckich zbrodniarzy.
Swoje Centrum Dokumentacji Żydowskiej Wiesenthal założył w 1947 r. Wiedział, że setki tysięcy Niemców było zaangażowanych w machinę śmierci. Podobne liczby wynikały z naszej dokumentacji. Wiedzieliśmy, że w "logistyce śmierci" uczestniczyło 600 tys. Niemców. Skazano ledwie garstkę, 6-7 tys. Część z nich nie dostała wyroków lub były one bardzo łagodne. Ten był chory, ten okazywał się staruszkiem, ów tłumaczył, że nie ma świadków jego zbrodni, świadków, których przecież wcześniej zabił. To była wielka niesprawiedliwość. Wiesenthal od początku tłumaczył, jaki jest jego cel. "Chcę pokazać ludziom, że naziści nie mogli zabić milionów osób bez konsekwencji" - mówił, kiedy w 1977 r. w Los Angeles otwierał potężne Centrum Szymona Wiesenthala. Chciał pokazać, że zbrodnie nazistów są wielkim wstydem dla narodu niemieckiego. Że nie może być tak, że zbrodniarze wracają do domów, zakładają rodziny, mają dzieci, wnuki, cieszą się opieką. Że powinni za swoje winy zapłacić. Jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale uważam, że powinna być utrzymana wobec nazistów.
Dumny Żyd
Zwykło się mówić, że Wiesenthal "polował" na nazistów. To nieprawda. To słowo nacechowane jest negatywnie. A nic takiego nie stało za motywami Wiesenthala. On po prostu szukał sprawiedliwości.
Krytykowano go również za to, że jego poszukiwania nie są zgodne z prawem międzynarodowym. Kłopot w tym, że postępowanie niektórych państw także nie było zgodne z prawem. Niemieccy zbrodniarze znaleźli przecież schronienie w Argentynie, Boliwii, Gwatemali, a także w USA i Wielkiej Brytanii. Część przywódców tych krajów wiedziała, że ukrywa nazistów. I nie robiła nic. Wiesenthal musiał coś zrobić. Jego informacje były na wagę złota. Gdyby nie on, Mossad nigdy nie wytropiłby w Argentynie Adolfa Eichmanna ani Franza Stangla. Gdyby nie on, pod sąd nie trafiłoby 1100 zbrodniarzy hitlerowskich. Także dzięki niemu runął mit o neutralności Austriaków w czasie wojny, a Argentyna została zmuszona do przeprosin.
W zeszłym tygodniu umarł dumny Żyd z Polski. Szymon z Buczacza. Szkoda, że nie dostał Nagrody Nobla. Teraz jest na pewno w niebie. Jeśli Bóg otworzy mu bramy i zapyta, z jakim pakunkiem przychodzi, ten pewnie odpowie: "Szukaliśmy Cię podczas Zagłady. Chciałem później naprawić te wielkie krzywdy. Szukałem sprawiedliwości dla świata".
Notował Grzegorz Sadowski
Dziewięćdziesiąt sześć lat temu w Buczaczu urodził się Szymon Wiesenthal. Położone w jarze Dniestru powiatowe miasteczko Buczacz jest przepiękne. Na początku wieku żyli tam w zgodzie Żydzi i Polacy, i Ukraińcy, i Ormianie. Były więc katolicki kościół, cerkiew i synagoga. A także ratusz - najpiękniejszy na Podolu. Miasto tętniło życiem kulturalnym. Stąd pochodzi noblista, pisarz Samuel Agnon. Szymonowi Wiesenthalowi także należała się Nagroda Nobla. Powinien ją dostać za sprawiedliwość. Za poświęcenie całej energii życiowej na szukanie sprawiedliwości.
Wstyd Niemców
Kiedy zaczęła się okupacja, Wiesenthal był we Lwowie. Skończył studia architektoniczne na politechnice w Pradze. Poznałem go. Sprawiał niesamowite wrażenie. Przystojny, błyskotliwy, oczytany. Posługiwał się przebogatą polszczyzną, aż lubiło się go słuchać. Ale był też dziedzicem Habsburgów, więc jego niemiecki był równie doskonały. Czytał lepiej i rozumiał w tym języku więcej niż wszyscy gestapowcy, którzy go później nękali. Wiesenthalom udało się uniknąć wywózki na Syberię przez Rosjan. Dzieła dopełnili Niemcy. W trakcie II wojny światowej zabili 89 członków tej rodziny. Zabito niemal wszystkich Żydów z Buczacza i innych podolskich miasteczek. Szymon przeszedł obozowy szlak. Był więziony we Lwowie, w obozie Janowska i w Bełżcu, skąd trafił do Mauthausen w Austrii. Tuż po wyzwoleniu tego obozu w maju 1945 r. Wiesenthal zajął się tropieniem niemieckich zbrodniarzy.
Swoje Centrum Dokumentacji Żydowskiej Wiesenthal założył w 1947 r. Wiedział, że setki tysięcy Niemców było zaangażowanych w machinę śmierci. Podobne liczby wynikały z naszej dokumentacji. Wiedzieliśmy, że w "logistyce śmierci" uczestniczyło 600 tys. Niemców. Skazano ledwie garstkę, 6-7 tys. Część z nich nie dostała wyroków lub były one bardzo łagodne. Ten był chory, ten okazywał się staruszkiem, ów tłumaczył, że nie ma świadków jego zbrodni, świadków, których przecież wcześniej zabił. To była wielka niesprawiedliwość. Wiesenthal od początku tłumaczył, jaki jest jego cel. "Chcę pokazać ludziom, że naziści nie mogli zabić milionów osób bez konsekwencji" - mówił, kiedy w 1977 r. w Los Angeles otwierał potężne Centrum Szymona Wiesenthala. Chciał pokazać, że zbrodnie nazistów są wielkim wstydem dla narodu niemieckiego. Że nie może być tak, że zbrodniarze wracają do domów, zakładają rodziny, mają dzieci, wnuki, cieszą się opieką. Że powinni za swoje winy zapłacić. Jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale uważam, że powinna być utrzymana wobec nazistów.
Dumny Żyd
Zwykło się mówić, że Wiesenthal "polował" na nazistów. To nieprawda. To słowo nacechowane jest negatywnie. A nic takiego nie stało za motywami Wiesenthala. On po prostu szukał sprawiedliwości.
Krytykowano go również za to, że jego poszukiwania nie są zgodne z prawem międzynarodowym. Kłopot w tym, że postępowanie niektórych państw także nie było zgodne z prawem. Niemieccy zbrodniarze znaleźli przecież schronienie w Argentynie, Boliwii, Gwatemali, a także w USA i Wielkiej Brytanii. Część przywódców tych krajów wiedziała, że ukrywa nazistów. I nie robiła nic. Wiesenthal musiał coś zrobić. Jego informacje były na wagę złota. Gdyby nie on, Mossad nigdy nie wytropiłby w Argentynie Adolfa Eichmanna ani Franza Stangla. Gdyby nie on, pod sąd nie trafiłoby 1100 zbrodniarzy hitlerowskich. Także dzięki niemu runął mit o neutralności Austriaków w czasie wojny, a Argentyna została zmuszona do przeprosin.
W zeszłym tygodniu umarł dumny Żyd z Polski. Szymon z Buczacza. Szkoda, że nie dostał Nagrody Nobla. Teraz jest na pewno w niebie. Jeśli Bóg otworzy mu bramy i zapyta, z jakim pakunkiem przychodzi, ten pewnie odpowie: "Szukaliśmy Cię podczas Zagłady. Chciałem później naprawić te wielkie krzywdy. Szukałem sprawiedliwości dla świata".
Notował Grzegorz Sadowski
LISTA WIESENTHALA Dzięki Szymonowi Wiesenthalowi skazano ponad 1100 nazistów. |
---|
Adolf Eichmann - organizator "ostatecznego rozwiązania" kwestii żydowskiej, odpowiedzialny za wywiezienie do obozów zagłady ponad 3 mln Żydów. W 1946 uciekł z amerykańskiego więzienia i ukrył się w Argentynie. W 1959 r., po śmierci jego ojca, żona Eichmanna - już wtedy rozwódka - podpisała nekrolog nazwiskiem męża - był to znak dla Wiesenthala, że zbrodniarz żyje. Został porwany do Izraela, a 1 czerwca 1962 r. sąd w Tel Awiwie skazał go na śmierć. Franz Stangl - komendant obozu zagłady w Treblince. Po internowaniu i więzieniu w Austrii w maju 1948 r. uciekł do Syrii, skąd w 1951 r. wyemigrował do Brazylii. Tam, dzięki rozpracowaniu przez Wiesenthala organizacji ODESSA (pomagającej byłym członkom SS) oraz jego interwencji w Waszyngtonie, został zatrzymany przez służby specjalne i deportowany w 1967 r. do RFN, gdzie za ludobójstwo skazano go na dożywotnie więzienie. Karl Silberbauer - wysokiej rangi oficer SS, odpowiedzialny za zamordowanie Anny Frank. Wiesenthal rozpoczął jego poszukiwania w 1958 r., kiedy dowiedział się od schwytanych byłych gestapowców, że Silberbauer żyje. Wytropił go w Wiedniu i 11 listopada 1963 r. rozpoczęto oficjalny proces Silberbauera. Oskarżony bronił się, tłumacząc, że wykonywał tylko rozkazy. Został uniewinniony, aż do emerytury pracował jako policjant. Zmarł w 1973 r. (AG) |
Więcej możesz przeczytać w 39/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.