Krzysztof Krauze jeszcze niedawno deklarował, że teraz zajmie się "jasną stroną życia". Jeśli ktoś potraktował serio te obietnice, może się poczuć nabity w butelkę. "Plac Zbawiciela" jest dziełem niemal tak samo dołującym jak "Plac Waszyngtona" Agnieszki Holland. Wykorzystanie tytułu, jaki pierwotnie miał nosić film "Dług", mówi samo za siebie. Kłopoty bohaterów i tym razem zaczynają się od niefortunnej operacji finansowej. Potem akcja rozwija się jednak w innym kierunku, gdyż banki udzielające kredytów mieszkaniowych nie nasyłają nożowników na swych zalegających ze spłatami klientów. Intencje reżyserskiej pary są przejrzyste: oto w sercu wielkiego miasta rozgrywają się tragedie, które mało kto dostrzega, a nikt nie chce lub nie potrafi im zapobiec. Film jest sprawnie zrealizowany i dobrze zagrany. Momentami można jedynie odnieść wrażenie, że dla dramaturgicznego efektu poświęcono psychologiczną wiarygodność postaci (straszliwa teściowa, zakompleksiona i zadziwiająco bierna żona). "Plac Zbawiciela" będzie miał wzięcie u krytyków i na festiwalach filmowych, ale trudno mu wróżyć długi żywot na ekranach kin.
Wiesław Chełminiak
"Plac Zbawiciela", reż. Joanna Kos-Krauze, Krzysztof Krauze, Best Film
Więcej możesz przeczytać w 36/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.