Jarosław Kaczyński jest dla młodej polskiej lewicy tym, kim Charles de Gaulle był dla zbuntowanych studentów w 1968 r.
Znalazła się akuszerka nowej polskiej lewicy. W tej roli wystąpią osoby, które jesienią będą uczestniczyć w akcjach przeciw Romanowi Giertychowi. Liderzy młodej lewicy skupieni wokół Sławomira Sierakowskiego nie ukrywają, że podążają śladem studentów, którzy buntując się w maju 1968 r., zbudowali tożsamość lewicy. Tę lewicę symbolizowały takie nazwiska, jak Joschka Fischer czy Daniel Cohn-Bendit. Choć w Polsce brzmi to jak oksymoron, nowa lewica ma być antykomunistyczna. Środowiska nowej lewicy, które przygotowywały się na długi marsz do wejścia na polityczną scenę, dziś mają nadzieję, że anty--Giertychowski bunt młodzieży przyspieszy ten proces. Lider LPR jako minister edukacji spadł im z nieba. Nic tak nie pomaga budować środowisk jak wyrazisty przeciwnik. Kto wie, czy jeszcze lepszym prezentem dla "Krytyki" i jej wyznawców nie była zmiana na stanowisku premiera. Młodzieżowy Marcinkiewicz był dla lewicy trudnym przeciwnikiem. Jarosław Kaczyński, obecny na scenie politycznej "od zawsze", może stanowić wystarczające uzasadnienie dla postulatów wymiany starych elit. Poza tym nowy szef rządu jest dużo bardziej wyrazistym konserwatystą od poprzedniego premiera z PiS.
W 1968 r. odpowiednikiem Kaczyńskiego był we Francji sędziwy generał de Gaulle.
Młodzi ludzie skupieni wokół lewicowych organizacji marzą o wywołaniu jesienią strajku w szkołach i na uczelniach. Na uliczne starcia na wzór wydarzeń w Dzielnicy Łacińskiej w maju 1968 r. polska lewica nie może jednak liczyć. Badania pokazują, że nasza młodzież w myśleniu przypomina amerykańskich rówieśników, ale nie z Berkeley, lecz z konserwatywnego Dartmouth.
Lewicowy miszmasz
Zapewne czeka nas fala ulicznych zadym. Podczas wakacji przedstawiciele różnych organizacji przygotowywali się do wspólnych działań jesienią. Lumpenstudenci, Inicjatywa Uczniowska, Młodzi Socjaliści - te małe grupki chce skupić wokół środowiska kwartalnika "Krytyka Polityczna" jego lider Sławomir Sierakowski. Młodzi lewicowcy stworzyli już modne pismo polityczne, występują w programach publicystycznych, publikują w najważniejszych tytułach. Sam Sierakowski krąży po Polsce, organizuje debaty i bierze udział w festiwalach artystycznych. Środowisko "Krytyki" w ciągu roku zorganizowało prawie dwieście imprez w całej Polsce. Zorganizowało też manifestacje. Następnym krokiem ma być przekształcenie "Krytyki" w miesięcznik, a później wydawanie własnego tygodnika. Sierakowski szuka teraz pieniędzy na lewicowy think tank.
- Musimy mieć lewicowych ekonomistów, tworzyć dla nich programy stypendialne, bo dziś można się przebić tylko z poglądami neoliberalnymi. Musimy naszym przyszłym ekonomistom stworzyć ścieżkę rozwoju, inaczej nie będą w stanie zarabiać kasy - mówi Sławomir Sierakowski. Na razie "Krytyka" nie przedstawiła spójnego pomysłu gospodarczego, postuluje tylko zmianę języka. Sierakowski powtarza, że Polskę zdominowały dwa języki: konserwatywny i liberalny. - Jest Bóg albo rynek. My chcemy wprowadzić do obiegu trzeci język - socjaldemokratyczny - mówi Sierakowski.
Krytycy Sierakowskiego najczęściej zarzucają mu naiwność w myśleniu o prawach rynku. "Czytając Sierakowskiego, łatwo utonąć w trockistowskiej paplaninie, zwłaszcza kiedy pisze on o gospodarce. Z łatwością myli ekonomię z ideologią, a ideologię z polityką gospodarczą" - szydził niedawno na łamach "Wprost" Leszek Miller, były szef SLD.
- Chcemy być jądrem przyszłej formacji - mówi Sierakowski. Na razie buduje sferę przedpolityczną. - Żeby wygrać, trzeba mieć swoją utopię - tłumaczy. - PiS wygrało, bo miało swoją wizję i było konsekwentne. Kaczyński był odważny, przywrócił polityce wielkie tematy. Tak jak odważny był Zapatero w Hiszpanii - zdecydował się na konflikt z Kościołem, który znalazł się w defensywie, utożsamił sukces obywateli z obecnością w Europie, zrozumiał, że sukces jest tu, w Europie, a nie w Ameryce - dowodzi lider nowej lewicy.
Aktywność i przemyślana publiczna obecność środowiska "Krytyki Politycznej" są coraz intensywniejsze. Wokół Sierakowskiego kręci się dziś tłumek doktorantów, pracowników naukowych, dziennikarzy, znanych artystów. Pytany o ludzi spoza redakcji "Krytyki", Sierakowski wymienia: Artur Żmijewski (plastyk), Kinga Dunin (krytyk literacki, feministka), Kazimiera Szczuka (krytyk, feministka), Olga Tokarczuk (pisarka), Beata Stasińska (właścicielka wydawnictwa W.A.B.), Edwin Bendyk (publicysta "Polityki"), Jacek Żakowski (publicysta "Polityki"), Robert Sołtyk (jeden z rzeczników Komisji Europejskiej), Jan Klata (nowa gwiazda młodej polskiej reżyserii), Roman Pawłowski (krytyk teatralny "Gazety Wyborczej"), Maciej Nowak (szef Instytutu Teatralnego). To dość zaskakująca mieszanka, bo na przykład reżyser Klata określa się jako wierzący katolik, zaś Nowak to wprawdzie zdeklarowany homoseksualista, ale krytykuje środowiska gejowskie i przyznaje się, że w wyborach prezydenckich głosował na Kaczyńskiego.
Nowy wspaniały świat
Inspiratorem ofensywy nowej lewicy był Jan Rokita. Kiedy wystąpił z hasłem "Nicea albo śmierć", Sierakowski napisał list w obronie europejskiej konstytucji. Opublikowały go "Frankfurter Allgemeine Zeitung" i "Le
Monde". Szybko powstał kontrlist stu prawicowych intelektualistów. - Wtedy weszliśmy za scenę z wielkim przekazem. Zadzwoniła do mnie Danuta H?bner, zaprosił nas Aleksander Kwaśniewski. Zaczęliśmy się liczyć, łapaliśmy wiatr w żagle - wspomina Sierakowski. Twierdzi, że nowa partia czy koalicja, nowa siła polityczna może wystartować w wyborach najwcześniej za siedem lat.
- Chcemy zbudować projekt, w którym bezpieczeństwo socjalne zostanie połączone z liberalizmem światopoglądowym - mówi Maciej Gdula, jeden z najbliższych współpracowników Sierakowskiego. - Nasza walka z Kościołem nie musi oznaczać chęci wykluczenia go z życia publicznego. Kościół może być przecież polityczny, byle nie był zawsze prawicowy. Niech czasem będzie też lewicowy - dodaje Gdula.
Juliusz Donajski, biznesmen, wydawca pisma "Media i Marketing", który związał się z młodymi lewicowcami, twierdzi, że katalizatorem zmian na lewicy stało się Prawo i Sprawiedliwość. - PiS przełamało schematy myślenia, podważyło nieomylność powszechnie obowiązujących poglądów. Ten nowy świat będziemy teraz kreować. Być może Sławek [Sierakowski] i jego środowisko stworzą ruch będący uzupełnieniem tego, co się teraz dokonuje - mówi Donajski.
Połknąć SLD
"Może będziemy wchodzić na scenę polityczną jako "normalne? ugrupowanie, ale może trzeba będzie wyjść na ulicę" - zastanawiał się niedawno Sierakowski. Niedługo potem los podarował mu Romana Giertycha i tysiące młodych ludzi protestujących na ulicach przeciwko ministrowi edukacji. Na internetowej stronie "Krytyki" pojawił się apel: "Nie zgadzasz się z poglądami głoszonymi przez ministra edukacji Romana Giertycha? Pokaż to innym!". Sam Sierakowski, razem z Adrianem Zandbergiem (działaczem Młodych Socjalistów), wzywał na łamach "Gazety Wyborczej": "Ruch protestu przeciwko Giertychowi musi wyjść poza uczelnie, wejść w spór z nacjonalistycznymi kliszami nie tylko na uniwersytetach, ale i w biednych dzielnicach - w przegranych środowiskach transformacji". Organizatorzy protestów szybko trafili na orbitę "Krytyki".
Na drodze do stworzenia nowej lewicy środowisko "Krytyki Politycznej" musiało coś począć z SLD. Młodzi lewicowcy nie chcieli tej przeszkody omijać szerokim łukiem. Raczej pragnęli oswoić i odmienić sojusz, a potem - do czego się już nie przyznają - połknąć. "Nie interesowało mnie działanie w pięknej, choć słusznej niszy - tłumaczył Maciej Gdula, który kontaktował się z liderami SLD. - Wygodniej byłoby być poza wszystkim, stać z boku. Ale dla wygody nie podejmuje się działania politycznego. My chcieliśmy działać realnie. Oczywiście nie wchodzimy do SLD, bo to byłby nasz koniec. Ale nie wykluczamy, że ta partia kiedyś się zmieni".
Gdy Wojciech Olejniczak został szefem SLD, Sierakowski zadał w "Rzeczpospolitej" "Pięć pytań" o jego zamierzenia. Olejniczak po jakimś czasie zadzwonił do szefa "Krytyki", a ten zabrał go do klubu Le Madame. Tak zaczął się ryzykowny romans polityczny sojuszu z nową lewicą. - Nawet betonowy elektorat nie chce już starych działaczy. Mają do nich żal za przegraną. Chcą młodych ludzi, chcą nowych idei, bo to daje im jakieś nadzieje - mówi Wojciech Olejniczak. Efekt romansu jest taki, że dokument "Państwo socjalne i demokratyczne" (przyjęta kilka miesięcy temu konstytucja programowa SLD) różni się dość radykalnie od poprzednich materiałów programowych tej partii. Był bowiem konsultowany z liderami "Krytyki Politycznej". Złośliwi członkowie sojuszu mówią, że Sierakowski buduje komisję likwidacyjną SLD.
Wzmacniacz z emigracji
Nowa lewica ma dylemat: nie wie, czy pogłębiać współpracę z częścią SLD i zielonymi, czy postawić na organizacje i ludzi, którzy tworzą ruch anty-Giertychowski. "Krytyka" wybierze raczej ten drugi scenariusz. - Społeczeństwo się budzi. Chcemy działać poza establishmentem - deklaruje Sierakowski. To może oznaczać koniec flirtu z Olejniczakiem i SLD.
Nowa lewica liczy na to, że poprze ją część tych młodych Polaków, którzy pracują teraz za granicą, ale zamierzają wrócić do kraju. Byłoby to znaczące wzmocnienie. Tak wzmocniona nowa lewica poczeka, aż prawica, utożsamiana głównie z PiS, się wywróci. Wtedy Sierakowski i jego środowisko mocno wejdą do oficjalnej polityki. Joschka Fischer długo był ulicznym lewackim rozrabiaką, a potem został wicekanclerzem i ministrem spraw zagranicznych Niemiec.
Fot: Z. Furman
W 1968 r. odpowiednikiem Kaczyńskiego był we Francji sędziwy generał de Gaulle.
Młodzi ludzie skupieni wokół lewicowych organizacji marzą o wywołaniu jesienią strajku w szkołach i na uczelniach. Na uliczne starcia na wzór wydarzeń w Dzielnicy Łacińskiej w maju 1968 r. polska lewica nie może jednak liczyć. Badania pokazują, że nasza młodzież w myśleniu przypomina amerykańskich rówieśników, ale nie z Berkeley, lecz z konserwatywnego Dartmouth.
Lewicowy miszmasz
Zapewne czeka nas fala ulicznych zadym. Podczas wakacji przedstawiciele różnych organizacji przygotowywali się do wspólnych działań jesienią. Lumpenstudenci, Inicjatywa Uczniowska, Młodzi Socjaliści - te małe grupki chce skupić wokół środowiska kwartalnika "Krytyka Polityczna" jego lider Sławomir Sierakowski. Młodzi lewicowcy stworzyli już modne pismo polityczne, występują w programach publicystycznych, publikują w najważniejszych tytułach. Sam Sierakowski krąży po Polsce, organizuje debaty i bierze udział w festiwalach artystycznych. Środowisko "Krytyki" w ciągu roku zorganizowało prawie dwieście imprez w całej Polsce. Zorganizowało też manifestacje. Następnym krokiem ma być przekształcenie "Krytyki" w miesięcznik, a później wydawanie własnego tygodnika. Sierakowski szuka teraz pieniędzy na lewicowy think tank.
- Musimy mieć lewicowych ekonomistów, tworzyć dla nich programy stypendialne, bo dziś można się przebić tylko z poglądami neoliberalnymi. Musimy naszym przyszłym ekonomistom stworzyć ścieżkę rozwoju, inaczej nie będą w stanie zarabiać kasy - mówi Sławomir Sierakowski. Na razie "Krytyka" nie przedstawiła spójnego pomysłu gospodarczego, postuluje tylko zmianę języka. Sierakowski powtarza, że Polskę zdominowały dwa języki: konserwatywny i liberalny. - Jest Bóg albo rynek. My chcemy wprowadzić do obiegu trzeci język - socjaldemokratyczny - mówi Sierakowski.
Krytycy Sierakowskiego najczęściej zarzucają mu naiwność w myśleniu o prawach rynku. "Czytając Sierakowskiego, łatwo utonąć w trockistowskiej paplaninie, zwłaszcza kiedy pisze on o gospodarce. Z łatwością myli ekonomię z ideologią, a ideologię z polityką gospodarczą" - szydził niedawno na łamach "Wprost" Leszek Miller, były szef SLD.
- Chcemy być jądrem przyszłej formacji - mówi Sierakowski. Na razie buduje sferę przedpolityczną. - Żeby wygrać, trzeba mieć swoją utopię - tłumaczy. - PiS wygrało, bo miało swoją wizję i było konsekwentne. Kaczyński był odważny, przywrócił polityce wielkie tematy. Tak jak odważny był Zapatero w Hiszpanii - zdecydował się na konflikt z Kościołem, który znalazł się w defensywie, utożsamił sukces obywateli z obecnością w Europie, zrozumiał, że sukces jest tu, w Europie, a nie w Ameryce - dowodzi lider nowej lewicy.
Aktywność i przemyślana publiczna obecność środowiska "Krytyki Politycznej" są coraz intensywniejsze. Wokół Sierakowskiego kręci się dziś tłumek doktorantów, pracowników naukowych, dziennikarzy, znanych artystów. Pytany o ludzi spoza redakcji "Krytyki", Sierakowski wymienia: Artur Żmijewski (plastyk), Kinga Dunin (krytyk literacki, feministka), Kazimiera Szczuka (krytyk, feministka), Olga Tokarczuk (pisarka), Beata Stasińska (właścicielka wydawnictwa W.A.B.), Edwin Bendyk (publicysta "Polityki"), Jacek Żakowski (publicysta "Polityki"), Robert Sołtyk (jeden z rzeczników Komisji Europejskiej), Jan Klata (nowa gwiazda młodej polskiej reżyserii), Roman Pawłowski (krytyk teatralny "Gazety Wyborczej"), Maciej Nowak (szef Instytutu Teatralnego). To dość zaskakująca mieszanka, bo na przykład reżyser Klata określa się jako wierzący katolik, zaś Nowak to wprawdzie zdeklarowany homoseksualista, ale krytykuje środowiska gejowskie i przyznaje się, że w wyborach prezydenckich głosował na Kaczyńskiego.
Nowy wspaniały świat
Inspiratorem ofensywy nowej lewicy był Jan Rokita. Kiedy wystąpił z hasłem "Nicea albo śmierć", Sierakowski napisał list w obronie europejskiej konstytucji. Opublikowały go "Frankfurter Allgemeine Zeitung" i "Le
Monde". Szybko powstał kontrlist stu prawicowych intelektualistów. - Wtedy weszliśmy za scenę z wielkim przekazem. Zadzwoniła do mnie Danuta H?bner, zaprosił nas Aleksander Kwaśniewski. Zaczęliśmy się liczyć, łapaliśmy wiatr w żagle - wspomina Sierakowski. Twierdzi, że nowa partia czy koalicja, nowa siła polityczna może wystartować w wyborach najwcześniej za siedem lat.
- Chcemy zbudować projekt, w którym bezpieczeństwo socjalne zostanie połączone z liberalizmem światopoglądowym - mówi Maciej Gdula, jeden z najbliższych współpracowników Sierakowskiego. - Nasza walka z Kościołem nie musi oznaczać chęci wykluczenia go z życia publicznego. Kościół może być przecież polityczny, byle nie był zawsze prawicowy. Niech czasem będzie też lewicowy - dodaje Gdula.
Juliusz Donajski, biznesmen, wydawca pisma "Media i Marketing", który związał się z młodymi lewicowcami, twierdzi, że katalizatorem zmian na lewicy stało się Prawo i Sprawiedliwość. - PiS przełamało schematy myślenia, podważyło nieomylność powszechnie obowiązujących poglądów. Ten nowy świat będziemy teraz kreować. Być może Sławek [Sierakowski] i jego środowisko stworzą ruch będący uzupełnieniem tego, co się teraz dokonuje - mówi Donajski.
Połknąć SLD
"Może będziemy wchodzić na scenę polityczną jako "normalne? ugrupowanie, ale może trzeba będzie wyjść na ulicę" - zastanawiał się niedawno Sierakowski. Niedługo potem los podarował mu Romana Giertycha i tysiące młodych ludzi protestujących na ulicach przeciwko ministrowi edukacji. Na internetowej stronie "Krytyki" pojawił się apel: "Nie zgadzasz się z poglądami głoszonymi przez ministra edukacji Romana Giertycha? Pokaż to innym!". Sam Sierakowski, razem z Adrianem Zandbergiem (działaczem Młodych Socjalistów), wzywał na łamach "Gazety Wyborczej": "Ruch protestu przeciwko Giertychowi musi wyjść poza uczelnie, wejść w spór z nacjonalistycznymi kliszami nie tylko na uniwersytetach, ale i w biednych dzielnicach - w przegranych środowiskach transformacji". Organizatorzy protestów szybko trafili na orbitę "Krytyki".
Na drodze do stworzenia nowej lewicy środowisko "Krytyki Politycznej" musiało coś począć z SLD. Młodzi lewicowcy nie chcieli tej przeszkody omijać szerokim łukiem. Raczej pragnęli oswoić i odmienić sojusz, a potem - do czego się już nie przyznają - połknąć. "Nie interesowało mnie działanie w pięknej, choć słusznej niszy - tłumaczył Maciej Gdula, który kontaktował się z liderami SLD. - Wygodniej byłoby być poza wszystkim, stać z boku. Ale dla wygody nie podejmuje się działania politycznego. My chcieliśmy działać realnie. Oczywiście nie wchodzimy do SLD, bo to byłby nasz koniec. Ale nie wykluczamy, że ta partia kiedyś się zmieni".
Gdy Wojciech Olejniczak został szefem SLD, Sierakowski zadał w "Rzeczpospolitej" "Pięć pytań" o jego zamierzenia. Olejniczak po jakimś czasie zadzwonił do szefa "Krytyki", a ten zabrał go do klubu Le Madame. Tak zaczął się ryzykowny romans polityczny sojuszu z nową lewicą. - Nawet betonowy elektorat nie chce już starych działaczy. Mają do nich żal za przegraną. Chcą młodych ludzi, chcą nowych idei, bo to daje im jakieś nadzieje - mówi Wojciech Olejniczak. Efekt romansu jest taki, że dokument "Państwo socjalne i demokratyczne" (przyjęta kilka miesięcy temu konstytucja programowa SLD) różni się dość radykalnie od poprzednich materiałów programowych tej partii. Był bowiem konsultowany z liderami "Krytyki Politycznej". Złośliwi członkowie sojuszu mówią, że Sierakowski buduje komisję likwidacyjną SLD.
Wzmacniacz z emigracji
Nowa lewica ma dylemat: nie wie, czy pogłębiać współpracę z częścią SLD i zielonymi, czy postawić na organizacje i ludzi, którzy tworzą ruch anty-Giertychowski. "Krytyka" wybierze raczej ten drugi scenariusz. - Społeczeństwo się budzi. Chcemy działać poza establishmentem - deklaruje Sierakowski. To może oznaczać koniec flirtu z Olejniczakiem i SLD.
Nowa lewica liczy na to, że poprze ją część tych młodych Polaków, którzy pracują teraz za granicą, ale zamierzają wrócić do kraju. Byłoby to znaczące wzmocnienie. Tak wzmocniona nowa lewica poczeka, aż prawica, utożsamiana głównie z PiS, się wywróci. Wtedy Sierakowski i jego środowisko mocno wejdą do oficjalnej polityki. Joschka Fischer długo był ulicznym lewackim rozrabiaką, a potem został wicekanclerzem i ministrem spraw zagranicznych Niemiec.
PARYSKI MAJ |
---|
Rewoltę 1968 r. zapoczątkowały wystąpienia studentów Sorbony przeciw administracji Charlesa de Gaulle'a. Wkrótce protesty objęły nie tylko Paryż, ale i inne campusy na świecie. Inspiracją do demonstracji była lewicowa ideologia oraz chęć przeprowadzenia gruntownych zmian społecznych. 3 maja grupa lewicujących studentów z Sorbony zajęła pomieszczenia uniwersyteckie. Studenci wyszli na ulicę. W ciągu kilku dni policja zatrzymała kilkaset osób. Protestujący domagali się uwolnienia aresztowanych studentów. Po odrzuceniu tych żądań 10 tys. demonstrantów zaczęło wznosić barykady na ulicach Paryża. Dołączyli do nich bezrobotni, uczniowie i imigranci. Przełom nastąpił z końcem maja. De Gaulle zapowiedział rozpisanie nowych wyborów i wezwał protestujących pracowników, by powrócili do swych zakładów. 30 maja ulicami Paryża przeszło prawie milion konserwatywnych przeciwników zamieszek. W tym momencie ruch protestacyjny się załamał. (malwi) |
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 36/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.