W sercu Hiszpanii żyje lud opóźniony cywilizacyjnie o kilka stuleci
Kiedy Krzysztof Kolumb odkrywał nowe ludy, w Hiszpanii na odkrycie czekało plemię Hurdów. Właśnie w 1492 r., gdy włoski żeglarz w służbie królewskiego dworu Hiszpanii wylądował na Bahamach, w Hiszpanii natrafiono na ślad tego plemienia. Zdumienie musiało być podobne jak przy spotkaniu Kolumba z nagusami z amerykańskich wysp. Hurdowie bowiem to lud żyjący przez setki lat w izolacji, w dzikich, zalesionych górach, w skrajnej biedzie i zacofaniu, wśród legend i mitów o groźnych olbrzymach, które wchodzą nocą do domów i uśmiercają mieszkańców.
Spóźniona cywilizacja
Hurdowie żyją - jak przed wiekami - w północnej części Estremadury, czyli niemal dokładnie w sercu Półwyspu Pirenejskiego. Wiele ich siedzib nie zmieniło się od tamtych czasów; stoją przytulone do siebie przy wąskich, krętych, kamiennych ścieżkach-uliczkach. Domostwa są kamienne, o ciasnych przeżartych wilgocią drzwiach i małych oknach, przeważnie oddzielone od głównej ścieżki koślawymi schodami. Z niektórych mieszkań dochodzi pochrząkiwanie świń i zapach gnoju.
Kiedy chodzę po wiosce Hurdów, pada deszcz, a pochyłą uliczką, a także z płaskich łupkowych dachów spływają potoki burej wody. Taki kamienny kanion, bo trudno to nazwać ulicą, był główną sceną w filmie Luisa Buuela, który tutaj w 1932 r. nakręcił swój dokument "Ziemia bez chleba". A potem miał z tego powodu sporo przykrości. Oburzenia nie taił generał Franco. Film ukazał bowiem światu, że istnieje lud, którego poziom życia bardziej pasuje do początków pierwszego tysiąclecia niż do cywilizacji XX wieku.
Modlitwa o deszcz
Wioska Hurdów nazywa się El Gasco i liczy 215 mieszkańców. Ci ludzie do lat 70. XX wieku byli odcięci od reszty kraju. Dopiero gdy powstała tu szosa z Nuomoral i doprowadzono prąd elektryczny, znaleźli się we wspólnym z Hiszpanią świecie. Przed wioską, a raczej na progu jej starej części szosa urywa się, zakończona betonową, wiszącą nad przepaścią platformą. Ta platforma na wysokich słupach stanowi rodzaj Plaza Mayor, głównego placu, gdzie jednak nie ma sklepów czy pubów i tylko czasem ktoś przemknie w gęstym deszczu. Szum deszczu przygłusza dochodzący z dołu hałas rzeki Arrozcerezal, a może i wielkiego wodospadu Miacera.
W drodze powrotnej nagle zatrzymujemy samochód, by spojrzeć na wiszące nad szosą, kruszące się i osypujące skały. Na kamiennej ścianie widnieje szeroki żółty pas, a na nim mozolnie wspinający się starszy mężczyzna. Dokąd zmierza ten człowiek, ześlizgujący się co chwila po mokrych kamieniach? Mój przewodnik mówi, że mężczyzna "ma na górze plantację oliwek, do której musi dotrzeć. A żółte pasy oznaczają najwygodniejsze szlaki wspinaczki".
Poboczem przesuwa się wózek z łopoczącym parasolem, prowadzony przez nastolatka z przechyloną głową i bolesnym grymasem twarzy. Hurdowie, jak wielu mieszkańców Estremadury, wchodzą w związki małżeńskie z bliskimi krewnymi, a to zapewne jedna z ofiar tego fatalnego obyczaju.
Trwający całymi dniami ulewny deszcz w kraju gnębionym suszą wprowadza ludzi w stan radosnego podniecenia. Pytam, czy modlono się o deszcz. "Tak, są tu przecież księża i kościoły". Tyle że ludzie nie należą do najbardziej religijnych w Hiszpanii. Hurdowie byli poganami jeszcze jakiś czas po odkryciu w XV wieku. Ich nawrócenie spowodowała dopiero pełna energii księżna Alba.
Luis Buuel i król Alfons XIII
Oliwne drzewa w północnej Estremadurze mają po 150 czy 200 lat, korkowe dęby osiągają wiek 400-500 lat, sami Hurdowie zaś rzadko żyją dłużej niż 50 lat. A jak było kiedyś? Louis Buuel namalował w swoim 27--minutowym filmie ponury obraz. Pokazał kalekie domy bez okien i mieszkańców wioski El Gasco, którzy nie znali wówczas nawet chleba. Buuel przedstawił wypadki ludzkiej degradacji, spowodowanej warunkami życia, głodem i chorobami. Hurdowie - twierdził reżyser - byli przeważnie analfabetami. Ubrani w łachmany, bosonodzy, wędrujący kilometrami do pracy. Wnętrza mieszkań to ciemne nory pełne zwierząt domowych i robactwa. Bywało, że niektórzy ludzie występujący przed kamerami, których Buuel przedstawiał jako nękanych chorobami, nazajutrz po wizycie filmowców umierali.
Król Alfons XIII odwiedził Hurdów 10 lat przed Buuelem. Był wstrząśnięty. Ludzie z głodu słaniali się na nogach, panowała malaria. Jedyne mleko, jakie król otrzymywał do kawy, było mlekiem karmiącej matki.
Hurdom nigdy nie poświęcano wiele uwagi. Wspominał ich Miguel de Unamuno, zauważyli Madoz, Legendre, Maranon i Buuel. Są historycy, którzy twierdzą, że przed setkami lat na terenach zamieszkanych przez Hurdów rezydował król Rodrigo ze swoim dworem i że wielu przedstawicieli plemienia ma królewskie pochodzenie. Bardziej prawdopodobnie brzmią jednak informacje o wpływach muzułmańskich - tędy prowadził szlak marszu Arabów, a jednym z ważnych miast tego obszaru jest Caminomorisco (droga Maurów).
Spokój w El Gasco
Ze zdziwieniem ogląda się kaktusy rosnące po sąsiedzku z paprociami. W podobnej harmonii żyli tu przez wieki chrześcijanie, Arabowie i Żydzi. I choć później stosunki się nieco skomplikowały, ludzie w Estremadurze szczycą się spokojnym, aczkolwiek nader skromnym życiem. W prowincji nigdy nie dochodziło do aktów gwałtu ze strony baskijskich bojówek ETA, nie było zamachów terrorystycznych. Jeżeli już kraj dotyka nieszczęście, to co najwyżej w postaci spadania łupkowych dachówek po huraganie czy wielkiej ulewie.
To nie jest już Buuelowska "Ziemia bez chleba", choć chleba nadal nie ma w nadmiarze. Liczne rzeczki i cienkie wstążki wodospadów wzdłuż poboczy szosy Ex 204 znajdują się - jak przed tysiącem lat - na tym samym miejscu. Trwają też pojedyncze celtyckie okrągłe domy, rzymskie drogi i mosty, arabskie mury miast.
Widok starej, nadal zamieszkanej części wioski El Gasco i przygnębiających ubogich form bytowania każe podejrzewać, że w krainie Hurdów nie wszystko z odwiecznych smutków, dziwnych obyczajów i osobliwego stylu życia wypalił upał i zmył deszcz.
Spóźniona cywilizacja
Hurdowie żyją - jak przed wiekami - w północnej części Estremadury, czyli niemal dokładnie w sercu Półwyspu Pirenejskiego. Wiele ich siedzib nie zmieniło się od tamtych czasów; stoją przytulone do siebie przy wąskich, krętych, kamiennych ścieżkach-uliczkach. Domostwa są kamienne, o ciasnych przeżartych wilgocią drzwiach i małych oknach, przeważnie oddzielone od głównej ścieżki koślawymi schodami. Z niektórych mieszkań dochodzi pochrząkiwanie świń i zapach gnoju.
Kiedy chodzę po wiosce Hurdów, pada deszcz, a pochyłą uliczką, a także z płaskich łupkowych dachów spływają potoki burej wody. Taki kamienny kanion, bo trudno to nazwać ulicą, był główną sceną w filmie Luisa Buuela, który tutaj w 1932 r. nakręcił swój dokument "Ziemia bez chleba". A potem miał z tego powodu sporo przykrości. Oburzenia nie taił generał Franco. Film ukazał bowiem światu, że istnieje lud, którego poziom życia bardziej pasuje do początków pierwszego tysiąclecia niż do cywilizacji XX wieku.
Modlitwa o deszcz
Wioska Hurdów nazywa się El Gasco i liczy 215 mieszkańców. Ci ludzie do lat 70. XX wieku byli odcięci od reszty kraju. Dopiero gdy powstała tu szosa z Nuomoral i doprowadzono prąd elektryczny, znaleźli się we wspólnym z Hiszpanią świecie. Przed wioską, a raczej na progu jej starej części szosa urywa się, zakończona betonową, wiszącą nad przepaścią platformą. Ta platforma na wysokich słupach stanowi rodzaj Plaza Mayor, głównego placu, gdzie jednak nie ma sklepów czy pubów i tylko czasem ktoś przemknie w gęstym deszczu. Szum deszczu przygłusza dochodzący z dołu hałas rzeki Arrozcerezal, a może i wielkiego wodospadu Miacera.
W drodze powrotnej nagle zatrzymujemy samochód, by spojrzeć na wiszące nad szosą, kruszące się i osypujące skały. Na kamiennej ścianie widnieje szeroki żółty pas, a na nim mozolnie wspinający się starszy mężczyzna. Dokąd zmierza ten człowiek, ześlizgujący się co chwila po mokrych kamieniach? Mój przewodnik mówi, że mężczyzna "ma na górze plantację oliwek, do której musi dotrzeć. A żółte pasy oznaczają najwygodniejsze szlaki wspinaczki".
Poboczem przesuwa się wózek z łopoczącym parasolem, prowadzony przez nastolatka z przechyloną głową i bolesnym grymasem twarzy. Hurdowie, jak wielu mieszkańców Estremadury, wchodzą w związki małżeńskie z bliskimi krewnymi, a to zapewne jedna z ofiar tego fatalnego obyczaju.
Trwający całymi dniami ulewny deszcz w kraju gnębionym suszą wprowadza ludzi w stan radosnego podniecenia. Pytam, czy modlono się o deszcz. "Tak, są tu przecież księża i kościoły". Tyle że ludzie nie należą do najbardziej religijnych w Hiszpanii. Hurdowie byli poganami jeszcze jakiś czas po odkryciu w XV wieku. Ich nawrócenie spowodowała dopiero pełna energii księżna Alba.
Luis Buuel i król Alfons XIII
Oliwne drzewa w północnej Estremadurze mają po 150 czy 200 lat, korkowe dęby osiągają wiek 400-500 lat, sami Hurdowie zaś rzadko żyją dłużej niż 50 lat. A jak było kiedyś? Louis Buuel namalował w swoim 27--minutowym filmie ponury obraz. Pokazał kalekie domy bez okien i mieszkańców wioski El Gasco, którzy nie znali wówczas nawet chleba. Buuel przedstawił wypadki ludzkiej degradacji, spowodowanej warunkami życia, głodem i chorobami. Hurdowie - twierdził reżyser - byli przeważnie analfabetami. Ubrani w łachmany, bosonodzy, wędrujący kilometrami do pracy. Wnętrza mieszkań to ciemne nory pełne zwierząt domowych i robactwa. Bywało, że niektórzy ludzie występujący przed kamerami, których Buuel przedstawiał jako nękanych chorobami, nazajutrz po wizycie filmowców umierali.
Król Alfons XIII odwiedził Hurdów 10 lat przed Buuelem. Był wstrząśnięty. Ludzie z głodu słaniali się na nogach, panowała malaria. Jedyne mleko, jakie król otrzymywał do kawy, było mlekiem karmiącej matki.
Hurdom nigdy nie poświęcano wiele uwagi. Wspominał ich Miguel de Unamuno, zauważyli Madoz, Legendre, Maranon i Buuel. Są historycy, którzy twierdzą, że przed setkami lat na terenach zamieszkanych przez Hurdów rezydował król Rodrigo ze swoim dworem i że wielu przedstawicieli plemienia ma królewskie pochodzenie. Bardziej prawdopodobnie brzmią jednak informacje o wpływach muzułmańskich - tędy prowadził szlak marszu Arabów, a jednym z ważnych miast tego obszaru jest Caminomorisco (droga Maurów).
Spokój w El Gasco
Ze zdziwieniem ogląda się kaktusy rosnące po sąsiedzku z paprociami. W podobnej harmonii żyli tu przez wieki chrześcijanie, Arabowie i Żydzi. I choć później stosunki się nieco skomplikowały, ludzie w Estremadurze szczycą się spokojnym, aczkolwiek nader skromnym życiem. W prowincji nigdy nie dochodziło do aktów gwałtu ze strony baskijskich bojówek ETA, nie było zamachów terrorystycznych. Jeżeli już kraj dotyka nieszczęście, to co najwyżej w postaci spadania łupkowych dachówek po huraganie czy wielkiej ulewie.
To nie jest już Buuelowska "Ziemia bez chleba", choć chleba nadal nie ma w nadmiarze. Liczne rzeczki i cienkie wstążki wodospadów wzdłuż poboczy szosy Ex 204 znajdują się - jak przed tysiącem lat - na tym samym miejscu. Trwają też pojedyncze celtyckie okrągłe domy, rzymskie drogi i mosty, arabskie mury miast.
Widok starej, nadal zamieszkanej części wioski El Gasco i przygnębiających ubogich form bytowania każe podejrzewać, że w krainie Hurdów nie wszystko z odwiecznych smutków, dziwnych obyczajów i osobliwego stylu życia wypalił upał i zmył deszcz.
Więcej możesz przeczytać w 1/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.