Dziennik starej rockmanki
Wolność to dla mnie uczciwe obserwowanie świata. Dostrzeganie jego złożoności, zachowywanie otwartego umysłu – powiedziała mi kiedyś Laurie Anderson. Jej „Serce psa” jest jednocześnie hymnem na cześć rzeczywistości, elegią dla bliskich, którzy odeszli, filozoficzną refleksją nad życiem i buddyjską medytacją nad śmiercią. Spowiedzią dojrzałej, świadomej siebie kobiety, która nie boi się dotknąć własnych ran i przyznać się do błędów. W filmie Anderson zastanawia się nad mechanizmami pamięci. Tworzy niesamowitą narrację. Zanurza się w codzienności, gdzie każdy drobiazg kryje metafizyczny sens. Artystka jednym tchem opowiada o swoim zmarłym psie, dawnym przyjacielu, zabójstwie Osamy bin Ladena, wypadku z dzieciństwa i poszukiwaniu miłości. Wszystkim rządzi przewrotna logika, która sprawia, że od filmu nie da się oderwać. Jest tu pytanie, ile się straciło na życiowej drodze. Ale i współczesny, zmieniający się świat. Nowy Jork po 11 września. Coraz bardziej korporacyjna rzeczywistość, strach złamanej terroryzmem Ameryki. W „Sercu psa” nie brakuje też ciepła i ironii, która pozwala przyrównać slogan agencji bezpieczeństwa publicznego do filozofii języka Wittgensteina. I oczywiście do muzyki. Nie tylko tworzonej przez artystów. W świetnej ścieżce dźwiękowej odgłosy robaków w trawie zlewają się z gwarem Nowego Jorku, warkotem samochodów na ulicach, szczekaniem psów. Bo w tym wszystkim Anderson opowiada również o sztuce. Przy okazji pojawiają się tu istotne postacie nowojorskiej bohemy: Julian Schnabel, David Foster Wallace, Gordon Matta-Clark. Autorki nie interesują jednak konwencje ich dzieł, lecz ich życie i wrażliwość. Bo ostatecznie tym jest „Serce psa” – pięknym hołdem dla życia i wrażliwości.
Tańce Carlosa
Carlosa Saurę muzyka wciągnęła bez reszty. Po filmach o tangu i flamenco tworzy muzyczny portret Argentyny. Od ludowych pieśni „wolnego i dumnego chłopaka z San Carlos” czy „poganiaczy mułów i krów z Andów” poprzez ogniste wyznania miłości do Santiago po tańce „górskich kotów”. Są tu utwory zmysłowe, nostalgiczne wyrazy tęsknoty, wyznania wolności i czysta, nieskrępowana karnawałowa fiesta. Wreszcie – jest tu kawałek historii Ameryki Południowej. Choć trzeba się przygotować nie tyle na film, ile na 90 minut barwnego koncertu.
„Argentyna, Argentyna”, reż. Carlos Saura
Aurora Films
Wolność Hediego
Ślub, praca, sypialnia, plany na przyszłość i marzenia. Młodemu Tunezyjczykowi wszystko zaplanowała matka. Ale przychodzi moment, kiedy fałsz jego życia eksploduje. Debiutant Mohamed Ben Attia opowiada o wychodzeniu spod władzy rodziny, przełamywaniu nakazów tradycji, o próbie odnalezienia własnej tożsamości. A wszystko to w zmieniającej się po arabskiej wiośnie ludów Tunezji. Ten film przypomina, że świat zawsze jest bardziej skomplikowany, niż nam się wydaje.
„Hedi”, reż. Mohamed Ben Attia
Art-House
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.