Ludzie, spoko. Dajmy sobie trochę czasu. Nie naparzajmy się. Że nasza demokracja kuleje? Że Misiewicze wokół? To przecież nie od dziś („Staszek chciał się sprawdzić w biznesie” – pamiętacie?). Że kombinowanie w omijaniu podatków? Że lepiej zlikwidować konkursy, bo i tak zawsze będą ustawiane? Że z każdej kolejnej ekipy wychodzi pańska pycha i lekceważenie zwykłego obywatela? A jak ma być? Demokracje zachodnie mają za sobą 300-400 lat docierania się do stanu dzisiejszego. A działy się w tym czasie u nich rzeczy straszne. Przemoc, morderstwa, korupcja, nepotyzm. My po pięknej Konstytucji 3 maja mieliśmy 123 lata zaborów, czyli wymazania z mapy Europy. Wszystkie instytucje państwowe organizujące życie naszych przodków były obce, a więc wrogie. Patriotyzmem było je oszukiwać. Tej niechęci do instytucji władzy i stanowionych praw nie zlikwidowało całkowicie w całym narodzie 20 lat II Rzeczypospolitej, choć wychowało pokolenie patriotów, „państwowców”, głównie w środowiskach inteligenckich. Znałam takich. Jednak przyszła okupacja niemiecka, w czasie której oszukiwanie instytucji państwowych narzuconych przez hitlerowskiego okupanta, także sabotaż, duży i mały, były bohaterstwem. O szmuglerach, warszawskich cwaniaczkach tego okresu, kręcono filmy. Po 1945 r. powstało według wzorów radzieckich niesuwerenne państwo polskie. Jego instytucje też nie cieszyły się pełnym zaufaniem. Zatem omijanie prawa podatkowego czy innego było traktowane z wyrozumiałością. To jeden wzór zachowań. A drugi wyrósł z dziedzictwa lat walki o niepodległość. Symbolizował go wojownik, powstaniec, partyzant, romantyk. Bohater, który cały XIX w. bronił polskości, co zaowocowało w 1918 r. odrodzeniem państwa polskiego, a po 1945 r. tragedią Żołnierzy Wyklętych.
Taką mieliśmy historię, która pozostawiła w nas trwałe ślady. A może nawet uformowała specyficzne geny? Z tym bagażem, który trudno nazwać srebrami rodzinnymi, weszliśmy w transformację, czyli budowanie wolnej, demokratycznej Polski. Prawdziwe srebra – ruch Solidarności, szybko zaczęły ciążyć, bo nijak nie współgrały z implantami zachodniego kapitalizmu. Jakiś czas władze udawały, że wartości Solidarności są wciąż ważne, ale praktyka dokonywanych przemian temu przeczyła. Systematycznie niwelowano wielkie zakłady pracy wraz z ludźmi, bo teraz ich zmarginalizowanie znaczyło postęp i cywilizacyjne dołączenie do Europy. Do języka polityków wkradła się hipokryzja i tak trwa do dziś. Warto to sobie uświadomić i coś wreszcie z tym zrobić. A więc zamiast rzucać w siebie grzechami, od których żadna strona nie jest wolna, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Nasza historia nie składa się z samych szlachetnych czynów dumnego narodu, jak chciałaby obecna polityka historyczna. Jak w każdej wspólnocie pojawiały się wstydliwe incydenty, niemądrzy przywódcy i prymitywne zachowania. Jednocześnie jest to historia ciekawa, bogata, świadcząca o sile i energii narodu, jeśli nie zamknie się jej w jednej narracji syndromu ofiary, Chrystusa narodów zdradzanego przez wszystkich: obcych i swoich. Nie czuję dziś przyzwolenia na inne, otwarte, wszechstronne spojrzenie na ostatnie dzieje Polski. Z kolei nasi Europejczycy od ciepłej wody w kranie jeszcze niedawno z niesmakiem całą tę przeszłość starali się odesłać do lamusa. Taka moherowa, zacofana cywilizacyjnie przeszłość. Jednak odrabiamy lekcje z demokracji. Oto pod wpływem opinii publicznej polityk Misiewicz musiał odejść ze swoich stanowisk. A stało się to za czasów rządów, jak twierdzą niektórzy, autorytarnych, bolszewickich, prowadzących kraj do tyranii. Jeśli jednak media, czyli czwarta władza, mogą wykosić polityka ze stołków – nie jest tak źle. g
JANINA JANKOWSKA, DZIENNIKARKA I REPORTERKA RADIOWA, W LATACH 80. DZIAŁACZKA OPOZYCJI DEMOKRATYCZNEJ
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.