Jakie ma pan wrażenia po obejrzeniu „wołynia”?
Mam poczucie, że to film wybitny. A jako historyk mogę dodać, że świetnie łączy polską pamięć o Wołyniu z najnowszymi ustaleniami historycznymi.
Może być źródłem wiedzy o tamtej zbrodni?
Z wyjątkiem kilku szczegółów, do których mam zastrzeżenia, dość prawdziwie przedstawia obraz wydarzeń, choć trzeba pamiętać, że jest to film dokumentalny, a nie dokument. W dodatku WojciechowiSmarzowskiemu udała się rzecz niezwykle trudna – pokazanie historycznej zbrodni jako uniwersalnej opowieści o złu.
Która jednak będzie oglądana tu i teraz. Pomysł na film powstał jeszcze przed majdanem, aneksją krymu i wojną ukraińsko-rosyjską. Dziś ukraina jest w szczególnie trudnej sytuacji, a „wołyń” w łatwy sposób może zostać wyko- rzystany do podsycania waśni pol- sko-ukraińskich, co niewątpliwie działa na korzyść kremla.
Nie podzielam tych obaw, choć je rozumiem. Chyba za bardzo kocham wolność słowa, żebym się godził na uzależnianie swobody wypowiedzi twórców od obaw o reakcje społeczne na ich dzieło. Oczywiście Smarzowski zdawał sobie sprawę z kontekstu politycznego i dzięki tej świadomości uniknął różnych pułapek. Warto sobie uświadomić, że to od nas, zwykłych widzów, zależy rezonans tego filmu. Będą zapewne próby wykorzystania „Wołynia” do kresowo-nacjonalistycznej retoryki wymierzonej w Ukraińców. Ale w gruncie rzeczy przesłanie tego filmu jest zupełnie inne, on jest jednym wielkim ostrzeżeniem przed nacjonalizmem.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.