Czy jeden lider (bo wszak nie w pojedynkę) może przestawić administrację publiczną na takie tory, aby zaczęła działać efektywniej, na miarę czasów? Wicepremier Mateusz Morawiecki po ostatnich nominacjach zyskał nowe możliwości, aby odesłać Polskę resortową do lamusa. W zasadzie nie ma innego wyjścia, jeśli administracja publiczna ma zacząć działać tak jak przedsiębiorcy, czyli szybciej i efektywniej. Bez tego szeroko zakrojone zmiany są skazane na porażkę. Jest to wykonalne, co najlepiej pokazało wdrożenie programu 500+. Bez stworzenia zespołu międzyresortowego, współpracującego z fachowcami z biznesu, przede wszystkim z sektora bankowego, nie udałoby się go uruchomić zgodnie z planem. Teraz chodzi o to, aby odważne, nieszablonowe działania stały się regułą, a nie wyjątkiem.
Jeśli mowa o współpracy, trzeba również wspomnieć o zaangażowaniu samorządów, przekazujących pieniądze rodzicom. Można? Można. Inna sprawa, że to nie program 500+ zaprząta teraz uwagę wielu Polek (i Polaków), ale kwestia zaostrzenia przepisów antyaborcyjnych. Kobiety skłoniło to do kolejnego już protestu, bo problemów, z jakimi się borykają, jest wiele. Dość powiedzieć, że w XXI w. nawet w stolicy dużego europejskiego kraju, Warszawie, problemem pozostaje traktowanie kobiet podczas porodu. Czyli coś, co powinno być elementarnym standardem w cywilizowanym kraju. Ja wiem, że parlamentarzyści mają dużo ważnych spraw na głowie, ale czy nie mogliby pracować tak, aby ludzie zajęli się z kolei swoimi sprawami, zamiast rzucać wszystko i wychodzić na ulicę? Czy politycy mogliby wreszcie sprawić, aby Polki nie miały niepotrzebnych zmartwień z powodu tego, że zostaną matkami? Aby nie czuły się obywatelami gorszego sortu? To tak a propos polityki prorodzinnej.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.