Rozmawiał Piotr Metz, Londyn
Porozmawiać ze Stingiem nie jest łatwo. Dobrych kilka lat temu, w Sztokholmie, podczas trasy z orkiestrą symfoniczną Sting zapomniał o wywiadzie telewizyjnym, który miałem z nim umówiony i poszedł na lekcję jogi. Potem już bardzo śpieszył się na lotnisko. W efekcie uratowaliśmy sens podróży całej naszej ekipy, kręcąc rozmowę z muzykiem wyliczoną niemal co do sekundy.
Upływający czas sprawdzałem na zegarku Stinga. Przed naszym kolejnym spotkaniem moja londyńska taksówka utknęła w korku i to on musiał czekać na mnie. Odtąd Sting i jego osobista menedżerka rozpoznają mnie natychmiast. Kiedy poprosiłem o nagranie pozdrowień na benefis Urszuli Dudziak, pokazałem muzykowi ich wspólne zdjęcie zrobione na festiwalu jazzowym we Włoszech, po czym on z pokerową miną powiedział do kamery: „Cześć Ula, nie bardzocię pamiętam, ale pozdrawiam i wszystkiego dobrego!”. Sting jest doskonałym rozmówcą, świetnie rozumiejącym potrzeby mediów. Pomaga, nie gwiazdorzy, nieraz obserwowałem, jak umie dostosować się do poziomu rozmówcy czy medium, które ten reprezentuje. Wyluzowany, potrafi przyjść na poranny wywiad, jakby właśnie wstał z łóżka albo w ogóle się do niego nie kładł. Wciąż w świetnej formie, zdecydowanie nie wygląda na swój wiek – bliski siedemdziesiątki. Jego ostatnia płyta „57th & 9th”, którą zagra na koncercie w Warszawie, swoim gatunkowym melanżem sprawia wrażenie składanki, przez co wzbudziła wśród fanów i krytyków sporo kontrowersji.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.