Zajęcia z wychowania do życia w rodzinie (WDŻ) w jednej z warszawskich szkół w ubiegłym roku szkolnym. Dzieci z piątej klasy, 10-latki. Lekcje prowadzi katecheta. Prosi, żeby każdy anonimowo napisał na kartkach pytania związane z tematem zajęć, a on przy wszystkich odpowie. „Kiedy pierwszy raz robił pan to coś?”, „Wie pan, co to jest 69?”. Na większość pytań pan musiałby odpowiedzieć: „Wiem, że jesteście ciekawi, ale to moja prywatna sprawa”. Nie czytał ich głośno, dzieci później sobie opowiadały, co napisały. Powyższe dwa pytania były najłagodniejsze. – Chłopaki napisali jakieś zboczone rzeczy, jak to oni – opowiada uczennica tej klasy. Na lekcji rozmawiali w końcu o tym, co jest w podręczniku. Okazało się, że dzieci wiedzą więcej, niż podejrzewał pan od WDŻ. Co nie znaczy, że wiedzą to, co powinny. – To nie szkoła, ale grupa rówieśnicza i media mają na dzieci największy wpływ – mówi psychoterapeuta i seksuolog z Uniwersytetu SWPS Michał Pozdał. Z mediów i od rówieśników uczniowie dowiadują się rzeczy, które później na przerwach pozwalają rechotać przy koszarowych skojarzeniach. Nie maja pojęcia, że wiedza o seksie to nauka o szacunku do siebie i partnera, o stawianiu granic i o ludzkiej fizjologii.
Było źle i tak zostanie
Od tego roku w szkołach obowiązuje nowa podstawa programowa WDŻ (dla klas, które objęła już reforma edukacji). Nie zanosi się na to, że dzięki niej dzieci dowiedzą się tego, co powinny. Jest krytykowana jako anachroniczna, podporządkowana jedynie katolickiej moralności, a przede wszystkim nieżyciowa. – To, co teraz będzie się działo w szkołach, jest nieadekwatne do rzeczywistości – mówi Pozdał. – Dookoła króluje seksualizacja każdej sfery życia, a dzieci w szkole będą się uczyć średniowiecznego modelu rodziny. Przeżyją dysonans poznawczy. Nowa podstawa programowa koncentruje się właśnie na rodzinie. O seksie wspomina tylko w kontekście małżeństwa, jakby poza tym on nie istniał. A jednak według badań młodzi ludzie rozpoczynają współżycie średnio w wieku 18 lat, a często nawet 15. Raczej nie myślą wtedy o małżeństwie. Z badań prof. Zbigniewa Izdebskiego wynika, że wstrzemięźliwość seksualną do ślubu zachowuje 1 proc. 29-latków. W dodatku Polacy coraz rzadziej decydują się na ślub, chociaż prowadzą aktywne życie seksualne. Tej rzeczywistości z lekcjami w szkole pogodzić się nie da. Krytyków szkolnego programu razi podkreślanie, że życie zaczyna się od poczęcia – traktują to jako indoktrynację ideologiczną. Uważają za hipokryzję pomijanie kwestii seksualności innej niż hetero, jakby młodzieży to nie dotyczyło. Dojrzewające osoby LGBT nie usłyszą na lekcjach niczego o swojej seksualności, a ich koledzy i koleżanki nie dowiedzą się, że wszyscy, niezależnie od swojej orientacji, zasługują na szacunek. Krytykę budzi też przedstawienie masturbacji wyłącznie jako czynności prowadzącej do uzależnienia, choć jest ona naturalna w okresie dojrzewania. Oraz to, że nowa podstawa nie wspomina o przemocy seksualnej ze strony rówieśników ani w rodzinie. – Nowa podstawa programowa zajęć WDŻ jest zindoktrynowana ideologicznie.
Ale to nie znaczy, że wcześniej była dobra, a teraz konserwatywny rząd ją zepsuł – zaznacza psycholożka i seksuolożka Agata Kozłowska, wolontariuszka w Grupie Edukatorów Seksualnych Ponton, która organizuje w szkołach warsztaty edukacyjne na temat seksu. Ponton prowadzi także młodzieżowy telefon zaufania, a coroczne raporty ze swojej działalności przekazuje do Ministerstwa Edukacji Narodowej. – Wcześniej też było źle. Zajęcia szkolne od dawna nie uwzględniają potrzeb młodzieży. I nadal nie będą uwzględniać – dodaje Kozłowska.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.