Polityczny establishment zachodniej Europy bardzo długo udawał, że nie dostrzega fatalnych skutków niemieckiej polityki „otwartych drzwi”, mimo że coraz mniej podobała się ona wyborcom, a w zamachach ginęli kolejni niewinni ludzie. Niemcy obudzili się z politycznie poprawnego letargu dopiero wtedy, kiedy antyimigrancka Alternatywa dla Niemiec stała się trzecią siłą w Bundestagu. Znacznie szybciej zareagował za to Sebastian Kurz, 31-letni minister spraw zagranicznych Austrii i lider Partii Ludowej (w skrócie ÖVP), który przejął od stygmatyzowanych na europejskich salonach polityków antyimigracyjną retorykę. Od razu dało mu to awans w sondażach, czyniąc jednocześnie napływ islamskich uchodźców najważniejszym tematem kampanii wyborczej. Jednocześnie w Wiedniu wezwania francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona do pogłębienia unijnej integracji praktycznie zignorowano. Taka strategia okazała się niezwykle skuteczna, bo ÖVP zostanie prawdopodobnie zwycięzcą niedzielnych wyborów powszechnych w Austrii. Przy okazji opór przeciwko przyjmowaniu imigrantów przestanie być kojarzony tylko z Europą Środkową, a polski rząd zyska nowego sojusznika. – Niemcy, Austria, a być może wkrótce także inne kraje, pójdą śladem państw Grupy Wyszehradzkiej, które od dawna przekonują, że napływ imigrantów trzeba kontrolować i to najlepiej poza terytorium Europy – twierdzi w rozmowie z „Wprost” dr Radko Hokovsky, szef czeskiego think tanku Europejskie Wartości i dodaje: – Zachodnioeuropejskie, mainstreamowe partie czytają przecież sondaże i muszą widzieć, że nie da się dziś dominować na scenie politycznej bez krytycznego stanowiska wobec imigracji.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.