Amerykańskie media huczą od spekulacji, że przygotowania do uderzenia na Teheran zaczną się pod koniec lutego. Dziennikarz śledczy Robert Parry, powołując się na źródła w Waszyngtonie i Tel Awiwie, twierdzi, że Biały Dom czeka już tylko, aż lotniskowiec USS "John C. Stennis" dołączy na wodach Zatoki Perskiej do USS "Dwight D. Eisenhower". Gen. Leonid Iwaszow z moskiewskiej Akademii Spraw Geopolitycznych w "Global Research" napisał, że do ataku dojdzie pod koniec kwietnia. Scott Ritter, były inspektor rozbrojeniowy ONZ, utrzymuje natomiast, że USA użyją taktycznej broni nuklearnej.
Bez względu na to, ile w tych przeciekach prawdy, wkrótce akcja wlokącego się od trzech lat serialu "Problem z irańskim programem nuklearnym" nabierze tempa. 21 lutego upływa termin ultimatum, które Rada Bezpieczeństwa postawiła Teheranowi - grożąc sankcjami, zażądała zawieszenia prac związanych ze wzbogacaniem uranu. Irański analityk Nasser Hadian twierdzi, że Teheran, nic sobie nie robiąc z gróźb rady, wkrótce ogłosi, iż uruchomiono sześć kaskad wirówek wzbogacających uran (to kluczowy moment w pracach nad wzbogacaniem atomu). Najpewniej stanie się to 11 lutego, czyli w rocznicę rewolucji islamskiej.Tylko, że to wszystko wcale nie musi znaczyć, że naprawdę idzie wojna. "Prawdziwa polityka rozgrywa się za kulisami" - mawiają Irańczycy i wiele wskazuje, że także w tym wypadku większość deklaracji i spekulacji to gra pozorów. Na razie rzeczywista jest tylko wyśrubowana stawka: bomba nuklearna w rękach islamskich radykałów, pożoga na Bliskim Wschodzie, bezpieczeństwo energetyczne świata, przede wszystkim Europy, i mocarstwowa pozycja Rosji.
Iran chce szkolić i wyposażyć iracką armię. "Chce też wziąć odpowiedzialność za odbudowę Iraku tam, gdzie godną odnotowania porażkę poniosły USA i ich sojusznicy" - ubiegłotygodniowa deklaracja ambasadora Iranu w Bagdadzie miała rozwścieczyć USA. Irańczycy już od trzech lat inwestują potężne pieniądze w Nadżafie, Karbali i Bagdadzie. Ich wpływy polityczne w zdominowanym przez szyitów irackim rządzie rosną z miesiąca na miesiąc, a irańscy "doradcy" wojskowi znani są nad Eufratem głównie z tego, że udzielają wskazówek szyickim bojówkom i przekazują im broń. Ambasador Hassan Kazemi Qomi pytany o ostatnie aresztowanie dwóch irańskich szpiegów odpowiedział, że "to oczywiste, iż pracowali w sektorze wojskowym", bo Bagdad i Teheran podjęły taką współpracę. Podobnie jak w Iraku Iran stara się destabilizować sytuację w Libanie, gdzie popierany przez Teheran szyicki Hezbollah walczy o władzę z prozachodnimi sunnitami. USA nie pozostają Irańczykom dłużne. Jak podaje m.in. Fars News Agency w Camp Ashraf, 260 km od Bagdadu, pod amerykańską ochroną szkolą się członkowie Mujahedine Khalq Organization, organizacji irańskich opozycjonistów. Choć kolejni premierzy Iraku, Ibrahim Jaafari i Nouri Maliki, wydali rozkaz wydalenia ich, a Departament Stanu USA uznaje tę organizację za terrorystyczną, ponad 4 tys. jej członków nikt nie niepokoi.
Bombowy OPEC
"Sytuacja w Zatoce Perskiej przypomina Europę tuż przed wybuchem I wojny światowej" - uważa amerykański oficer stacjonujący w zatoce. Pragnący zachować anonimowość rozmówca Associated Press twierdzi, że napięcie między USA a Iranem osiągnęło masę krytyczną; brakuje tylko incydentu, który - jak zabicie arcyksięcia Ferdynanda - stanie się iskrą zapalną w regionie. "Może zostać popełniony błąd, który sprawi, że ockniemy się nagle w sierpniu 1914 r., choć wierzę, że żadna ze stron nie chce wojny" - mówi oficer. Skutki mogą być fatalne szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę niemoc USA, o której mówił ostatnio sekretarz obrony Robert Gates. "Prawdę mówiąc, negocjacje z Iranem o programie atomowym nie mają sensu, bo Ameryka jeszcze nie ma argumentów, byłaby tylko petentem" - oświadczył.
Argumenty - i to twarde - ma za to Rosja. W ubiegłym tygodniu najwyższy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei podczas wizyty sekretarza rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego Igora Iwanowa oświadczył, że chciałby wraz z rządem w Moskwie powołać organizację państw eksportujących gaz ziemny. Iwanow przyjął propozycję z radością, a przy okazji obwieścił, że Rosja dostarczyła Irańczykom pociski Tor-M1. Wprawdzie później uspokajał, że sojusz energetyczny Moskwy i Teheranu "nikogo nie skrzywdzi", ale w dobre intencje Rosji trudno uwierzyć, szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę sposób, w jaki prowadzi politykę energetyczną wobec sąsiadów i UE.
Wcześniej Rosja i Chiny zaprosiły Teheran do Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Poza nimi zrzesza ona Kazachstan, Kirgistan i Tadżykistan, a w przyszłości mają dołączyć Pakistan, Indie i Mongolia. Iran traktowany jest jednak priorytetowo. - Jeśli dołączy do SOW, organizacja ta będzie kontrolować większość światowych zasobów ropy i gazu. Powstanie nowy OPEC, tyle że z bombami - uważa prof. David Wall z East Asia Institute University of Cambridge. Dla Rosji, której złoża surowców szybko się kurczą, sojusz z Iranem może się okazać "być albo nie być". Zawarcie takiego paktu może też zaważyć na losie europejskich gospodarek. Iran zaś widzi w SOW gwaranta bezpieczeństwa. Może się jednak przeliczyć - choć z Pekinem łączą go długoterminowe kontrakty na ponad 100 mld USD, Chińczykom bardziej niż ropa i gaz jest potrzebne bezpieczeństwo. Uzbrojony w bombę nuk-learną Iran tego nie zagwarantuje.
Przyjaciele Ahmadineżada
Ajatollahowie mogą się także przeliczyć co do sytuacji wewnętrznej. Mahmud Ahmadineżad zdaje się wierzyć w motto swego mentora Chomeiniego, że "ekonomia jest dla osłów". Z powodu niedotrzymania obietnic wyborczych poparcie dla prezydenta topnieje błyskawicznie. "W tej sytuacji Ahmadineżad stał się swym największym wrogiem, a amerykańskie jastrzębie są jego najbliższymi przyjaciółmi. Jeśli zniknie ze sceny, nie będzie to efektem sytuacji międzynarodowej, lecz jego niekompetencji" - twierdzi Ali Ansami, dyrektor Iranian Institute Univer-sity of St Andrews. Możliwe więc - przewiduje Nasser Hadian - że ajatollahowie tuż po odpaleniu kaskad wirówek w rocznicę rewolucji ogłoszą, że zgodnie z rezolucją ONZ zamrażają próby z atomem. "Da im to lepszą pozycję wyjściową w negocjacjach, a irański rząd, zachowując twarz, stanie się psychologicznie i politycznie przygotowany do kompromisu" - twierdzi Hadian.
A jeśli Iran nie przestanie pracować nad wzbogacaniem uranu? Międzynarodowy Instytut Studiów Strategicznych (IISS) ogłosił kilka dni temu, że Teheran dysponuje 250 tonami sześciofluorku uranu. Jeśli irańscy naukowcy zaczną go przetwarzać, a system będzie działał bezawaryjnie, to w 9-11 miesięcy uzyskają 25 kg wzbogaconego uranu do pierwszej głowicy nuklearnej, a pierwszą bombę A Iran będzie miał za dwa, trzy lata. Niekoniecznie jednak można odetchnąć. Eksperci IISS wyliczyli termin powstania bomby, zakładając, że Iran ma 3 tys. wirówek. Tymczasem rząd w Teheranie w narodowej strategii zapisał, że chce zbudować kaskady 60 tys. takich urządzeń.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.