Lepiej zatrzymać się na lata na wzroście 5-procentowym, niż po wskoczeniu na 7 proc. stoczyć się do zera
Jeśli szybszy od zakładanego wzrost rozwiązuje tyle problemów, to pojawia się pokusa, by jego tempo jeszcze zwiększyć. Ponieważ gdy osiągniemy 7 proc., będą dodatkowe miliardy na bankrutujące szpitale czy skup przerośniętych świń. Tu jednak pojawiają się ekonomiści, którzy mówią: "Hola, hola, uważajmy, by wzrost gospodarczy nie był za szybki. A zwłaszcza by nadmierne tempo krótkookresowe nie popsuło wskaźników długookresowych".
"Za szybki wzrost" politykom wydaje się podobnym oksymoronem jak Rosjaninowi określenie "zbyt dużo wódki". Politycy bowiem nie mogą uwierzyć, że gospodarka rozwijająca się zbyt szybko może się przegrzać i bez "chłodzenia" grozi jej katastrofa. "Efekt cieplarniany" w gospodarce istnieje. Przekonały się o tym Japonia i Korea, które wpadły w czarną dziurę gospodarki zerowzrostowej. Od tego ryzyka nie są też wolne kraje średnio rozwinięte i w fazę wyhamowania wzrostu, po Hiszpanii, wchodzą Chiny czy kraje nadbałtyckie. Gospodarka ma wbudowany mechanizm wahadłowy i szybszy wzrost tworzy czynniki, które będą go ograniczać. Rosnąca produkcja zwiększa zatrudnienie, wyczerpując rezerwy siły roboczej - i w Polsce coraz trudniej znaleźć pracowników. Rosnące płace powodują, że każdy nowo zatrudniony pracownik jest coraz droższy - i w Polsce po 6-procentowym wzroście płac mamy mieć w 2007 r. wzrost 8-procentowy. Rosnące dochody sprawiają, iż chętniej sięgamy po kredyty - i w Polsce ich dynamika jest szalona. Wreszcie, rosnący popyt ciągnie ceny w górę, zwiększając inflację - i w Polsce zagrożenie inflacją dostrzegają wszyscy analitycy.
Przedstawione procesy mogą prowadzić do katastrofy. Na szczęście gospodarka jest mądrzejsza od polityków i samonapędzający się wzrost produkuje też nieprzekraczalne ograniczenia fizyczne (brak ludzi) i finansowe (spadek rentowności). Mam nadzieję, że sprawią one, iż w 2007 r. produkcja sama z siebie zacznie wyhamowywać i PKB wzrośnie nie o 6 proc., lecz o 5 proc. Jeśli tak się nie stanie, to całą nadzieję pokładam w RPP, która nadmierny entuzjazm firm może ostudzić. Lepiej bowiem zatrzymać się na dynamice 5-procentowej i utrzymać ją przez lata, niż po wskoczeniu na 7 proc. stoczyć się do zera.
"Za szybki wzrost" politykom wydaje się podobnym oksymoronem jak Rosjaninowi określenie "zbyt dużo wódki". Politycy bowiem nie mogą uwierzyć, że gospodarka rozwijająca się zbyt szybko może się przegrzać i bez "chłodzenia" grozi jej katastrofa. "Efekt cieplarniany" w gospodarce istnieje. Przekonały się o tym Japonia i Korea, które wpadły w czarną dziurę gospodarki zerowzrostowej.
Przedstawione procesy mogą prowadzić do katastrofy. Na szczęście gospodarka jest mądrzejsza od polityków i samonapędzający się wzrost produkuje też nieprzekraczalne ograniczenia fizyczne (brak ludzi) i finansowe (spadek rentowności). Mam nadzieję, że sprawią one, iż w 2007 r. produkcja sama z siebie zacznie wyhamowywać i PKB wzrośnie nie o 6 proc., lecz o 5 proc. Jeśli tak się nie stanie, to całą nadzieję pokładam w RPP, która nadmierny entuzjazm firm może ostudzić. Lepiej bowiem zatrzymać się na dynamice 5-procentowej i utrzymać ją przez lata, niż po wskoczeniu na 7 proc. stoczyć się do zera.
Więcej możesz przeczytać w 6/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.