MICHAŁ WITKOWSKI
Cieszenie się, bycie uśmiechniętym, szczęśliwym, pięknym, młodym i bogatym na zawołanie dokładnie we wtorek o 20 to obowiązek ludzi show-biznesu, prowadzących sylwestrowe konferansjerki. Te nieszczere uśmiechy starych stewardes i dowody wielkiego ożywienia (kiedy od szóstej rano trwają próby i już 12 godzin się jest na nogach, i tak bardzo chce się spać) zawsze przypominały mi fantastyczny wręcz fałsz adwokatów zaciekle broniących faceta, o którego winie są przekonani najbardziej ze wszystkich na sali, którego nienawidzą i w żadnym razie nie chcieliby spotkać go w ciemnej uliczce. Stoję więc przed Wami i prowadzę sylwestrową konferansjerkę. Jest mi zimno, jestem dziko głodny i wykończony, nienawidzę Was. Uśmiecham się i mówię, że chwilowo jest tu zimno, ale zaraz na tej scenie zrobi się bardzo, bardzo gorąco, ponieważ pojawi się tu Beata Kozidrak! Chce mi się siku. W słuchawce zwanej suflerem słyszę, żebym się tak nie darł, bo jest jakiś zepsuty pogłos w mikrofonie. Mam katar i w ogóle się rozkładam, i wszyscy na tym świecie mają katar, wszyscy są chorzy, wszyscy biorą leki na zatoki. Za kulisami jeden wielki szpital. Każda gwiazda zamawia wrzątek i wrzuca do niego różne musujące aspiryny.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.