Justyna Nowak: W lipcu resort zdrowia zaprezentował roboczą wersję „Polityki lekowej państwa” na lata 2018-2022. Jak jego pojawienie się przyjął przemysł farmaceutyczny?
Artur Zapart, dyrektor Marketingu i Market Access Astellas Pharma: To niewątpliwie krok w dobrą stronę, bo jak pokazują wszystkie prognozy demograficzne i dane epidemiologiczne, w najbliższym czasie czeka nas znaczący wzrost potrzeb zdrowotnych społeczeństwa, co w prosty sposób wpłynie na konieczność ponownego przyjrzenia się priorytetom w obliczu wyzwań stojących przed systemem ochrony zdrowia. Te priorytety zdefiniował zresztą minister Marcin Czech, prezentując założenia dokumentu, kiedy powiedział, że celem polityki lekowej państwa jest zapewnienie pacjentom szerokiego dostępu do skutecznych i bezpiecznych leków oraz przejrzystego i racjonalnie działającego systemu refundacji leków.
Nie będzie to jednak możliwe bez wzrostu nakładów na ochronę zdrowia.
Oczywiście, że nie. Nikt chyba zresztą nie ma wątpliwości, że nakłady na zdrowie muszą rosnąć. Po pierwsze dlatego, że jest ono największą wartością człowieka, a po drugie – zdrowie stanowi najważniejszą gałąź gospodarki. Wracając do słów ministra Czecha, pozostaje nam monitorować przekładanie założeń dokumentu na konkretne działania. Bo polityka lekowa państwa nie może być teorią. Zdajemy sobie sprawę, że to dokument roboczy i jako przemysł farmaceutyczny możemy czekać na wprowadzenie go w życie. Ale pacjenci nie mogą! Dla wielu z nich, m.in. dla chorych na raka gruczołu krokowego, każdy miesiąc ma znaczenie. Byłoby idealnie, gdybyśmy mogli zaproponować polskiemu pacjentowi takie same możliwości leczenia, jakie oferujemy pacjentom w innych krajach Unii. Kluczowe jest to, by polscy lekarze, którzy są znakomitymi specjalistami, mogli korzystać ze wszystkich dostępnych terapii, zgodnie ze światowymi wytycznymi. I aby polscy pacjenci nie musieli wysyłać dramatycznych apeli i domagać się traktowania na równi z pacjentami z całego świata.
Czytaj też:
Zobacz, ile zarabia się na nielegalnym wywożeniu leków z kraju
W kwietniu minister Szumowski zainaugurował narodową debatę „Wspólnie dla zdrowia”. Zapowiedział w niej wzrost wydatków państwa na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB.
Szkoda, że ten wzrost przewidziany jest dopiero na rok 2024. Martwi to zwłaszcza w kontekście pacjentów onkologicznych, którzy nie mogą pozwolić sobie na czekanie. Rozumiem starania resortu zdrowia o znalezienie optymalnego, najbardziej efektywnego wydatkowania nakładów na zdrowie. Nie może się to jednak odbywać kosztem pacjentów. Pozostaje jeszcze kwestia budżetu refundacyjnego. Zgodnie z obecnymi zapisami można na niego przeznaczyć do 17 proc. wydatków NFZ. Jednak od czasu wprowadzenia limitu nigdy odsetek nie sięgnął nawet 16 proc. Cieszy więc zapowiedź określenia faktycznego budżetu na refundację na stałym poziomie 16,5-17,0 proc. całkowitych wydatków funduszu. Trzeba też docenić zapowiedź, aby wszystkie pieniądze z wynegocjowanych instrumentów dzielenia ryzyka (risk sharing agreements, RSA) przeznaczyć bezpośrednio na refundację nowych cząsteczek. Dziś bowiem nie trafiają one bezpośrednio do budżetu refundacyjnego. Fundusz dysponuje nimi na zasadach ogólnych, co sprawia, że uzyskane środki nie zasilają mechanizmu, który je wypracował, i nie pozwalają na dalszą poprawę dostępności leków. Warto też pochwalić pomysł, by niewykorzystane w danym roku środki na refundację dodatkowo zwiększały pulę na rok następny.
Jedną ze strategii resortu służących poszerzaniu katalogu terapii o udowodnionej skuteczności ma być oddzielenie decyzji administracyjnych dotyczących leków różnych podmiotów w ramach tego samego programu lekowego.
I to jest krok w dobrą stronę. Z własnego doświadczenia wiem, że obecne zapisy mogą opóźniać i blokować proces refundacyjny. Wiele firm, w tym nasza, stało się ofiarami przepisu, w którym możliwość dalszego procedowania zmian w treści programu jest zależna od dobrej woli podmiotu, który ma już lek w tym programie. Doceniam próby rozwiązania tego problemu przez resort, który już od stycznia wprowadził rozwiązanie bliźniacze w postaci dodatkowych równoległych programów lekowych, co z pewnością wpływa na zwiększenie dostępu pacjentów do nowoczesnego leczenia.
Czytaj też:
Walczyć z rakiem jajnika
Jak zatem ten dostęp wygląda w Polsce obecnie?
W projekcie „Polityka lekowa państwa” czytamy, że „(…) dostęp do niektórych terapii jest wciąż niezadawalający. Szczególne wyzwanie stanowi kwestia dostępności innowacyjnych technologii lekowych zgodnie z wytycznymi klinicznymi i standardami europejskimi”. I to jest chyba odpowiedź. Na przykładzie leczenia raka stercza mogę powiedzieć, że polscy pacjenci mają dużo bardziej ograniczone możliwości korzystania z najnowszych terapii i to nie tylko w stosunku do krajów wysoko rozwiniętych. Dostęp do leczenia w krajach o zbliżonym PKB, takich jak Czechy, Słowacja, Bułgaria czy Rumunia, jest dużo lepszy, a nowoczesne terapie szybciej uzyskują refundację. Nie można powiedzieć pacjentowi, że jego szanse na leczenie są mniejsze, bo mieszka po niewłaściwej stronie Odry czy Tatr. Polscy pacjenci mają prawo domagać się najlepszego z możliwych leczenia, a obowiązkiem przemysłu farmaceutycznego, w porozumieniu z resortem zdrowia i płatnikiem, jest im to leczenie zapewnić.
© Wszelkie prawa zastrzeżone
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.