W zdrowej rodzinie hierarchia jest prosta: najważniejsze są potrzeby dziecka. Wokół jego rozwoju, zdrowia, bezpieczeństwa, nauki kręci się dzień za dniem, rok za rokiem. – Gdy rodzic przewlekle choruje, karuzela rodzinna zostaje zachwiana. Wszystko zaczyna się kręcić wokół chorego. Czy wziął leki, czy zrobił badania, jak się dziś czuje – mówi terapeutka Jolanta Zmarzlik, specjalistka do spraw przeciwdziałania przemocy w rodzinie i ochrony dzieci przed krzywdzeniem, biegła sądowa. Jeśli choroba dotyka psychiki, na najbliższych spada jeszcze większy ciężar. – Dziecko jest uczone, że musi chodzić na paluszkach, żeby nie denerwować mamusi, gdy ta jest smutna. Albo jest od małego uczulane, żeby chować w domu noże, paski i sznurki, żeby tata nie odebrał sobie życia.
Dziecko uczy się rozpoznawać najdrobniejszą zmianę humorów, bo może rodzic znów wybuchnie agresją i trzeba będzie uciekać lub się chować – wymienia Zmarzlik. Osoby z zaburzeniami psychicznymi całą swoją siłę i energię wkładają w to, aby w ogóle utrzymać się na powierzchni. Dosłownie walczą o przetrwanie, więc wszystko inne, również dzieci, schodzi na dalszy plan. Często całe rodzinne zasoby, finansowe i emocjonalne, są pożytkowane tylko na chorego. Dla dziecka po prostu ich już nie starcza. Dzieci, które na ogół kochają rodziców bez względu na okoliczności, winą za to, co dzieje się w domu, obarczają siebie.
Oskarżają się, że mają własne potrzeby, choć wciąż słyszą, że to rodzic potrzebuje pomocy. Dlatego często starają się być przezroczyste, nie istnieć. Albo przeciwnie – robią wszystko, aby przykuć uwagę dorosłych, podejmują zachowania autodestrukcyjne, ryzykowne. Badania przeprowadzone na uniwersytecie w Newcastle przez światowej sławy psychiatrkę prof. Lynne McCormack dowodzą, że dzieci wychowane przez rodzica dotkniętego chorobą psychiczną nawet w dorosłym życiu zmagają się z samotnością i niezrozumieniem. Czują się niewidzialne, niesłyszane, zepchnięte na drugi plan, tak jak czuły się w dzieciństwie w domu rodzinnym. „Często takie dzieciństwo wiąże się z walką o przetrwanie fizyczne lub emocjonalne. Czują się zdradzone przez dorosłych, którzy ich zawiedli. Mają słabą samoocenę i zaniżone poczucie własnej wartości” – pisze naukowczyni. Gdy te dzieci dorastają, dużo częściej niż przeciętnie występują u nich zaburzenia psychiczne. Ryzyko rośnie, jeśli nie zostanie im zapewnione na czas wsparcie psychologa.
System
Według specjalistów zadaniem lekarzy, terapeutów, opieki społecznej jest zainteresowanie się losem dzieci chorego pacjenta. I zadbanie o ich bezpieczeństwo fizyczne i psychiczne. Idealny system działałby tak, że gdy chory trafia pod opiekę lekarzy, ci z automatu szukają specjalistycznej opieki także dla jego partnera i dzieci. Ale to tylko teoria. Polska rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej. Nie ma dobrych systemowych rozwiązań. Właściwie nie ma żadnych rozwiązań. System nie przewiduje efektywnej pomocy ani wsparcia dla rodziny i dzieci osób chorujących psychicznie. – Jeśli dziecko jeszcze nie choruje, nie zdiagnozowano u niego żadnego zaburzenia, system go w ogóle nie obejmuje. W poradniach specjalistycznych nie ma profilaktyki – tłumaczy prof. Jarosław Michałowski z poznańskiego wydziału USWPS. Gdy zatem dziecko trafi pod opiekę specjalisty, na ogół jest już za późno: wtedy trzeba je leczyć, zamiast zapobiegać chorobie. Chyba że czujny i sprytny specjalista nagnie reguły i w trosce o przyszłość dziecka „wymyśli” jakąś drobną dysfunkcję, na przykład zaburzenie adaptacyjne. Ale na takie kombinacje nie należy liczyć. – Dochodzi do konfliktu interesów.
Lekarz prowadzący chorego, np. samotną matkę w głębokiej depresji, będzie chciał dla niej i jej leczenia jak najlepiej. Chroniąc ją, będzie postulował, aby nie odbierano jej małego dziecka, bo wtedy chora straci motywację do leczenia i istnieje duże ryzyko, że popełni samobójstwo, bo jedynie dziecko dotychczas trzymało ją przy życiu. A dla kilkulatka być może byłoby lepiej, gdyby trafił do rodziny zastępczej, niż przez wiele lat tymczasowo przebywał w domu dziecka i czekał, żeby mama wyzdrowiała i w końcu mogła się nim zająć. Co oczywiście nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle się zdarzy – twierdzi Zmarzlik. Gdy dziecko jest starsze, już samodzielne, często dochodzi do parentyfikacji, czyli przejęcia przez nie roli opiekuna osoby dorosłej. Wówczas syn lub córka poświęca się opiece nad rodzicem i uczy się stawiać jego potrzeby ponad swoje. – Wszyscy są zachwyceni, że nastolatka tak dzielnie dba o chorą matkę czy ojca. Należy się jednak zastanowić, jak wysoką cenę zapłaci za to w dorosłym życiu – mówi psycholożka.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.