Warszawski market, który chwali się tym, że ma duży asortyment produktów bio. Wchodzimy do środka i patrzymy, co takiego zdrowego leży na półkach. A tam np. owsianka z dopiskiem „eko”, do której dodano aż trzy rodzaje cukrów i pektynę albo biodesery sojowe z zagęszczającym karagenem, biopłatki kukurydziane ze słodem jęczmiennym, biomajonezy z gumą ksantanową, ekociastka z utwardzonym olejem palmowym i kilkoma rodzajami cukrów, ekomusli typu crunchy z cukrem, syropem kukurydzianym i olejem palmowym. Tutaj nawet biobulion w kostkach ma cukier, a na dodatek niezdrowy tłuszcz palmowy. I tak można by wymieniać bez końca. A to wszystko za cenę nawet o 100 proc. wyższą od normalnej żywności bez „bio” i „eko” w nazwie. Przykładowo taka ekoowsianka kosztuje 53 zł/kg. W tym samym sklepie zwykła owsianka jest o połowę tańsza. Za ekomusli typu crunchy zapłacimy 34 zł/kg (nie eko: 18 zł), za biobulion w kostkach – 71 zł/kg (zwykły: 33 zł/kg), biopłatki kukurydziane – 22 zł/ kg (zwykłe – 9 zł/ kg). Może więc chociaż te wszystkie ekoprodukty kosztują więcej, bo są po prostu zdrowsze? Niekoniecznie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.