Łamanie kręgosłupów koalicjantów, rozgrywka z prawicowymi radykałami, testowanie centrum. W pierwszym tygodniu nowego Sejmu mieliśmy próbkę tego, jak Jarosław Kaczyński będzie realizować swój główny cel – budowę wielkiej chadeckiej partii o szerokich skrzydłach. Takiej, która będzie wygrywała kolejne wybory i w której nie ma miejsca na nielojalność.
Kwestia estetyki
Gdy zaraz po wyborach PiS zgłosił trójkę kandydatów do Trybunału Konstytucyjnego: Krystynę Pawłowicz, Elżbietę Chojnę-Duch i Stanisława Piotrowicza, świeżo wzmocnieni liczebnie posłowie Porozumienia Jarosława Gowina zaczęli publicznie kręcić nosem na te kandydatury. Marcin Ociepa, wiceminister przedsiębiorczości i technologii, powiedział w Polsat News, że zgłoszone kandydatury nie były przedmiotem uzgodnień koalicyjnych. I że, choć wspomnianym osobom nie można nic zarzucić pod względem merytorycznym, to istotna jest też kwestia estetyki. A na koniec dodał: powinniśmy poważnie się zastanowić, jaki sygnał wyślemy do społeczeństwa, mianując takich sędziów.
– Prezes Jarosław Kaczyński się wściekł, bo jednak gowinowcy w nowym rządzie dostali dużo więcej fruktów niż Solidarna Polska. Minister Jadwidze Emilewicz przydzielono dodatkowe kompetencje z trzech różnych ministerstw. A tymczasem posłowie Porozumienia chodzą po mediach i opowiadają o estetyce – mówi nasz rozmówca ze Zjednoczonej Prawicy. Jego zdaniem to właśnie z tego powodu prezes postanowił przykręcić śrubę gowinowcom i do laski marszałkowskiej pod koniec ubiegłego tygodnia została złożona ustawa likwidująca przywilej niepłacenia składek na ZUS od dochodów przekraczających 30-krotność średniego wynagrodzenia. Porozumienie było przeciwne uchwaleniu tej ustawy i – jak twierdził Jarosław Gowin – wynegocjowało z koalicjantami, że obóz Zjednoczonej Prawicy nie będzie jej forsować. A to spore ustępstwo, gdyż likwidacja limitu oznaczałaby, że do budżetu państwa wypłynie w przyszłym roku ponad 5 mld zł.
Tymczasem kilka dni po triumfalnym ogłoszeniu, że ustawy nie będzie, jak gdyby nigdy nic została ona złożona do laski marszałkowskiej. Tym razem to gowinowcy się wściekli. W nieoficjalnych rozmowach mówili dziennikarzom, że nie rozumieją, o co chodzi, bo ten gest nic nie daje poza zaognieniem sytuacji. Rzecz jasna, gdyby 18 posłów Porozumienia zagłosowało przeciwko tej ustawie – tak jak już deklarował ich lider – to PiS z Solidarną Polską nie miałyby dość głosów, żeby ów projekt przeforsować. Ale tu niespodziewanie do gry weszła Lewica (49 posłów), która zaczęła się zastanawiać, czy nie pomóc PiS w likwidacji limitu 30-krotności składek na ZUS, która jest przecież przywilejem najzamożniejszych pracowników. A to oznacza, że gowinowcy mogą się sprzeciwiać, a limit 30-krotności składek na ZUS i tak zostanie zniesiony.
Dlaczego Jarosław Kaczyński wystawia na próbę cierpliwość i lojalność koalicjanta? – Dlatego, że dostali megasutą michę i teraz nie mogą się stawiać, chodzić po mediach i jojczyć, że im się nie podoba kandydatura Pawłowicz czy Piotrowicza. A jeszcze wysuwają sugestie, że może te kandydatury zostaną zmienione. Prezes jest przekonany, że te osoby mają trafić do Trybunału Konstytucyjnego i gowinowcy muszą je poprzeć. Zostaną złamani, chyba że są gotowi stracić wszystko – mówi polityk Zjednoczonej Prawicy.
Walka na dwa fronty
Dyscyplinowanie koalicjantów to nie jest jedyna operacja, którą prezes PiS będzie musiał przeprowadzić w tej kadencji, żeby zrealizować swój cel budowy wielkiej partii. Kolejną jest spacyfikowanie radykałów we własnej partii. Sfrustrowanych tyn, że PiS postawiło na umiarkowaną politykę i łagodzenie konfliktów, żeby rozrastać się w kierunku centrum i nie dopuścić do trwałego usadowienia się tam PSL. A takie operacje można wykonywać jedynie kosztem niektórych spraw ideowych. Przy czym należy to zrobić tak, by nie dać pola do popisu Konfederacji, która atakuje PiS z drugiej, prawicowej flanki. Zatem PiS będzie zmuszony do prowadzenia działań na dwóch frontach i właśnie mieliśmy przedsmak tego, jak to będzie wyglądało.
Gdy w ubiegłym tygodniu część posłów Prawa i Sprawiedliwości zagłosowała za kandydaturą posłanki Lewicy Magdaleny Biejat na szefową komisji ds. rodziny, na prawicy zawrzało. „Tylko trzech (!) posłów przeciwko powołaniu na szefową komisji Polityki Społecznej i Rodziny przedstawicielki Lewicy. Z PiS PRZECIW głosowały Elżbieta Duda i Dominika Chorosińska. Pozostałych posłów PiS, którzy poparli tę kandydaturę, po prostu nie rozumiem” – grzmiała na Twitterze posłanka tego klubu Anna Maria Siarkowska. Wtórowała jej Marzena Nykiel, szefowa portalu wPolityce.pl, która w bardzo krytycznym tekście stwierdziła: „Są obszary wymagające nadzwyczajnej ochrony. Takie, o które trzeba walczyć bez względu na skutki. (…) Tym obszarem jest rodzina. Oddanie przewodniczenia tak kluczowej komisji w ręce Lewicy jest dla elektoratu prawicowego trudne do pojęcia”.
– Bez względu na skutki – obrusza się jeden z posłów PiS. – Tak uważają tylko wrogowie naszej partii. Może to lepiej, że komisja rodziny dostała się w ręce Lewicy. Może wreszcie ci wszyscy radykałowie przekonają się, że tylko PiS u władzy gwarantuje ochronę wartości. Sprawa wpisu posłanki Siarkowskiej była omawiana przez polityków PiS w kuluarowych rozmowach. Większość posłów uznała, że Siarkowska nie powinna się wtrącać do obsady komisji, w której nie zasiada. Zaś dwie posłanki, które wyłamały się z dyscypliny i zagłosowały, wbrew uzgodnieniom klubów, przeciwko Magdalenie Biejat, powinny dostać reprymendę. – Nasi radykałowie zostali skutecznie spacyfikowani w poprzedniej kadencji – mówi jeden z posłów PiS.
Ale obsada komisji to jest drobna rzecz. Wszyscy zdają sobie sprawę, że prawdziwą tykającą bombą jest kwestia aborcji. Wojna o przepisy regulujące przerywanie ciąży to prawdopodobnie będzie pierwszy poważny konflikt ideowy, który rozegra się w nowym Sejmie i wystawi na próbę lojalność posłów PiS. Robert Winnicki z Konfederacji już zapowiedział, że jego ugrupowanie przedłoży projekt ustawy zaostrzającej przepisy antyaborcyjne, a jeżeli nie uda się w Sejmie zmienić tych przepisów, to skieruje skargę do Trybunału Konstytucyjnego.
Jak wiadomo, jedna skarga w tej sprawie została już złożona i tak długo była przetrzymywana w trybunale, że kadencja Sejmu dobiegła końca, i zgodnie z przepisami sprawa została umorzona. Choć podobno byli w trybunale sędziowie, którzy się palili do jej rozstrzygnięcia, ale prezes Julia Przyłębska skutecznie ich spacyfikowała. Wśród posłów PiS przeważają zwolennicy zakazu przerywania ciąży ze względów eugenicznych, czyli w sytuacji, gdy płód jest ciężko i nieodwracalnie uszkodzony. I oni są sfrustrowani tym, że w poprzedniej kadencji Sejmu nie udało się tego zakazu uchwalić.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.