W środę rano ABW podała, że zatrzymała dwie osoby, które planowały zamach na mieszkających w Polsce muzułmanów. Zgromadzili broń i materiały wybuchowe, chcieli wzorować się na norweskim skrajnie prawicowym terroryście Andersie Breiviku, który zastrzelił na wyspie Utøya 69 młodych osób. Breivik, zanim znalazł się w więzieniu, należał do narodowo-konserwatywnej Partii Postępu, określał się jako ultranacjonalista, za swoich najważniejszych wrogów uważał muzułmanów, a za swoją misję ratowanie europejskiego chrześcijaństwa. Schwytani przez ABW polscy niedoszli terroryści mieli już na koncie ataki na muzułmanów, tyle że słowne czy fizyczne. Marsz Niepodległości w Warszawie. Tłum skanduje: „Islamistów nie wpuścimy, polskie kozy obronimy”.
Organizator Robert Bąkiewicz narzeka ze sceny na elity: – Ani słowem nie mrukną, kiedy Żydzi chcą ograbić naszą ojczyznę! – Idą biali wojownicy, narodowi katolicy – skandują uczestnicy marszu. Krzyczą o Żydach, „zboczeńcach”, „Murzynach”, „lewakach” i islamistach. Bąkiewicz objaśnia, na czym polega „marksizm kulturowy”: na plugawieniu dzieci w szkołach. Marsz przechodzi przez miasto i kończy się na błoniach przed Stadionem Narodowym przy akompaniamencie religijnych pieśni płynących ze sceny. Wrocław, Marsz Polaków zorganizowany przez byłego księdza Jacka Międlara przy pomocy ONR i Ruchu Narodowego. Na czele pochodu Międlar krzyczy: – Polska leży plackiem przed Brukselą i Tel Awiwem! Pół godziny po rozpoczęciu marsz zostaje rozwiązany przez policję za antysemickie hasła.
Demonstranci nie poddają się, rzucają w stronę policji butelkami i kamieniami. Warszawski Marsz Niepodległości również organizują środowiska związane z ONR, Młodzieżą Wszechpolską i Ruchem Narodowym, jednak i tam, i we Wrocławiu ulicami idą też osoby nienależące do żadnej organizacji. One też wznoszą okrzyki. We wrześniu działający przy ONZ Komitet ds. Likwidacji Dyskryminacji Rasowej wezwał Polskę do delegalizacji grup propagujących rasizm – ONR, Młodzieży Wszechpolskiej, Falangi, stowarzyszenia Duma i Nowoczesność – oraz do raportu z wykonania zadania w ciągu roku. Duma i Nowoczesność po reportażu „Superwizjera” – „Urodziny Hitlera” jest już zdelegalizowana, pozostałe organizacje działają. Pytanie b rzmi: czy ich delegalizacja powstrzyma w Polsce rasizm, ksenofobię, homofobię i inne przejawy dyskryminacji oraz agresji wobec grup uznanych za „wroga”? Czy – aby nie znaleźli się kolejni naśladowcy Breivika – wystarczy decyzja sądu o rozwiązaniu organizacji? Przecież ludzie, którzy ją tworzą, zostaną.
Brunatne fakty
Kilka dni przed 11 listopada i demonstracjami narodowców antyrasistowskie i antyfaszystowskie Stowarzyszenie „Nigdy Więcej” opublikowało kolejną już edycję „Brunatnej Księgi”, czyli raportu z monitoringu zdarzeń na tle rasistowskim i ksenofobicznym. Opisane zostały w niej sprawy głośne, jak atak na pierwszy Marsz Równości w Białymstoku, a także mniej znane, jak wypowiedzi polityków pod adresem Żydów, zaczepki i pobicia obcokrajowców, często Ukraińców. Jak piszą autorzy raportu, w ostatnich miesiącach odnotowano wiele aktów przemocy wobec osób należących do mniejszości seksualnych, a pogardę wobec nich publicznie wyrażali politycy, dziennikarze i duchowni.
Przemoc werbalną stosują działacze organizacji wymienianych przez ONZ, ale nie tylko. Robiły to osoby publiczne, niezwiązane organizacyjnie ze skrajną prawicą. W „Brunatnej Księdze” znalazła się np. wypowiedź abp. Marka Jędraszewskiego o „tęczowej zarazie”. Episkopat nie odciął się oficjalnie od tej wypowiedzi, a o. Pawła Gużyńskiego, dominikanina, który zachęcał w mediach społecznościowych, by wysyłać do metropolity listy z wezwaniem do dymisji, prowincjał zakonu wysłał na trzytygodniową pokutę do klasztoru kontemplacyjnego.
Gdyby zgodnie z zaleceniem ONZ w Polsce zdelegalizowano organizacje skrajnej prawicy, biskup nadal mógłby głosić swoje kazania, przez miasta nadal mogłyby przechodzić marsze z ksenofobicznymi i homofobicznymi hasłami, a niezrzeszeni w żadnych organizacjach rasiści nadal czuliby się bezkarnie, zaczepiając i bijąc obcokrajowców. Dlatego warto się zastanowić, co można zrobić, aby w Polsce rzeczywiście, a nie tylko deklaratywnie przeciwdziałać przemocy na tle rasowym, narodowym czy ze względu na orientację seksualną. – Sama delegalizacja organizacji nie wystarczy, żeby poradzić sobie z problemem rasizmu, ksenofobii i idącej za tym przemocy – mówi o. Paweł Gużyński. – Powinno temu towarzyszyć konsekwentne wykonywanie prawa oraz wysiłek edukacyjny. Bez tego delegalizacja mogłaby się okazać ruchem pozornym – dodaje.
Delegalizacja mało skuteczna
Do delegalizacji grupy narodowców w III RP już doszło. 10 lat temu sąd zdelegalizował brygadę ONR w Brzegu, która działała od 2003 r. Sąd zdecydował o delegalizacji na podstawie dowodów zebranych w dwóch sprawach. Pierwsza dotyczyła uroczystości państwowych w 2005 r. na Górze św. Anny, gdzie grupka członków stowarzyszenia krzyczała faszystowskie hasła, m.in.: „Znajdzie się kij na żydowski ryj”, „Żydzi z Polski precz”. Druga odnosiła się do publicznego hajlowania podczas tych samych uroczystości w kolejnych dwóch latach. Działając w Brzegu, narodowcy konsekwentnie nakręcali niechęć mieszkańców miasta do romskich sąsiadów.
Rozklejali w mieście wlepki z hasłem „strefa wolna od Cyganów”. Kolportowali informacje, że ogromną większość mieszkań komunalnych zajmują Cyganie, kradnąc w ten sposób to, co należy się białym. Rzeczywiście mieszkania dostawali głównie Romowie, ale dlatego, że byli najuboższymi mieszkańcami, a nie ze względu na specjalne traktowanie przez miejskie władze, jak rozpowiadali narodowcy. Z kolei władze, nie chcąc dawać legitymacji grupkom ekstremistów, nie podejmowały z nimi rozmów ani nie reagowały na liczne pisma – zgodnie z filozofią no platform, czyli nie ma pola do dialogu. Eksperci nie byli jednak w tej sprawie jednomyślni, część z nich uważała, że polityka no platform prowadzi do radykalizacji działaczy, natomiast dialog, nawet trudny, pozbawia ich argumentów i w konsekwencji osłabia ich wpływy.
W końcu w Brzegu wybuchły zamieszki. Przez dwa dni podburzeni przez narodowców miejscowi chuligani obrzucali mieszkania Romów koktajlami Mołotowa. Założycielem ONR Brzeg był Tomasz Greniuch, historyk. Po likwidacji brygady, w 2010 r. rozpoczął studia doktoranckie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, wstąpił do działającego tam Akademickiego Klubu Myśli Społeczno-Politycznej Vade Mecum, gdzie spotkał przyszłych skrajnie prawicowych polityków. Greniuch był jednym z organizatorów pierwszego Marszu Niepodległości w Warszawie, który wtedy, ponad 10 lat temu, zgromadził ok. 300 osób i był widocznym, głośnym, ale jednak marginalnym wydarzeniem.
Likwidacja brygady w Brzegu nie przeszkodziła Greniuchowi w dalszej działalności w środowisku narodowców, jest teraz szefem opolskiego IPN. Druga w historii III RP organizacja zdelegalizowana z powodu faszyzmu to stowarzyszenie Duma i Nowoczesność, którego członkowie czcili w lesie urodziny Hitlera, organizowali rasistowskie koncerty. Efekt? Jeden z liderów stowarzyszenia Jacek Lanuszny kandydował właśnie do Sejmu. Chociaż delegalizacja obu organizacji była uzasadniona, wiele nie dała. ONR wprawdzie nie jest potężną organizacją, ale konsekwentnie rośnie w siłę, a bez wątpienia rosną w Polsce wpływy narodowców – w ostatnich wyborach dostali się do Sejmu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.