Tak, wiem. Mówiłem głupoty – rzuca Ken Loach, zanim jeszcze zdążę mu zadać pytanie. – Każdy wywiad dziennikarze zaczynają od tego, że kilka lat temu ogłosiłem przejście na emeryturę. Byłem wycieńczony po „Klubie Jimmy’ego”, myślałem, że skończę z kinem fabularnym. Ale świat jest dzisiaj zbyt trudny, żeby milczeć. Ja swoje filmy robię gniewem. Jednak gniew Loacha nie jest hałaśliwy. Szczupły, drobny mężczyzna po osiemdziesiątce nie zamierza przekrzykiwać się z populistami i nie zmienia swoich ulubionych błękitnych koszul rozpiętych pod szyją na skórzaną kurtkę z ćwiekami. Mówi cicho, a w jego głosie kryje się coraz więcej zawodu, że świat nie posłuchał, gdy odbierając trzy lata temu Złotą Palmę, przekonywał: „Inna rzeczywistość jest możliwa”. Dlatego znowu staje za kamerą i pokazuje trudny los ludzi, których dziennikarze określają mianem „zwyczajni”. A przecież całe kino Loacha udowadnia ich niezwykłość.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.