Prezydent zmienia wizerunek – staje się sobą
Chyba Bielana porąbało – skomentował czytelnik nasz artykuł sprzed kilku tygodni. Pisaliśmy m.in., że spin doktorzy prezydenta – przerażeni tym, że „nad jeszcze płynącym Lechem Kaczyńskim już zamarza kra" – postanowili przerobić go na kontrowersyjnego, lecz kochanego przez Czechów Václava Klausa. Tego samego, który przymykał oczy na machlojki finansowe swojej partii, reklamował sprzęt sportowy i miał romans z co najmniej dwiema stewardesami. Mimo to Klaus przoduje w Czechach w rankingach popularności, a naszemu prezydentowi przyszło w tej konkurencji (jeszcze nie olimpijskiej, ale kto wie, o czym w naszym tekście okładkowym) rywalizować z Andrzejem Lepperem i innymi przedstawicielami obumierającego politycznego planktonu. A na dodatek, o zgrozo, Kaczyńskiemu zdarzyło się nazwać ukochanego przez kibiców Leo Beenhakkera „Benhałerem" i zagrzewać do walki polskich piłkarzy z odwróconym biało-czerwonym (przepraszam, wtedy czerwono-białym) szalikiem.
Od kilkunastu dni jednak nie sposób przeoczyć, że mamy do czynienia z zupełnie nowym Lechem Kaczyńskim. Przestał wchodzić w utarczki z Donaldem Tuskiem, podczas których zdarzało mu się nader często nadziewać na bolesne (medialnie) kontry. W ostatnim orędziu (tym po ogłoszeniu przez rząd pomyślnego zakończenia negocjacji o instalacji w Polsce amerykańskiej tarczy antyrakietowej) nie było ani jednego słowa mogącego pogorszyć stosunki z premierem i jego partią. A przecież jeszcze w grudniowym orędziu Kaczyński zakwestionował uczciwość „rządzących w państwie", a 17 marca ogłosił narodowi, że „niektóre siły złamały zgodę narodową". Potem wdał się jeszcze w wojenki z Radosławem Sikorskim w słynnej antypodsłuchowej klatce. Tymczasem w ubiegłym tygodniu wręcz podziękował Tuskowi i jego otoczeniu za „doprowadzenie do finalizacji umowy na temat tarczy antyrakietowej”. Całkowicie zaskoczył tym premiera i jego otoczenie, rzecz jasna. Tak zaskoczył, że Tusk podczas spotkania z amerykańską sekretarz stanu zaczął się zachowywać jak podlotek na pierwszym balu. Potem prezydent, bez żadnych przejawów typowej wcześniej dla niego agresji, z uśmiechem wyłuskał z rąk Tuska i Sikorskiego ich sukces z amerykańską tarczą.
Nie sposób też przeoczyć, że z otoczenia prezydenta Kaczyńskiego zaczęły znikać osoby, które – zdaniem wielu – odbierały mu punkty w sondażach popularności. Najpierw czapkę niewidkę założono Antoniemu Macierewiczowi (i drugiemu raportowi z weryfikacji WSI). Potem gdzieś się podział nielubiany przez dwie trzecie Polaków Zbigniew Ziobro. Kancelarię Prezydenta opuściła także równie nielubiana Anna Fotyga. W drugim szeregu jest już, jak się wydaje, kontrowersyjny (uwaga, to eufemizm) Aleksander Szczygło – choć usilnie walczy o powrót do kancelarii. Z dala od prezydenta utrzymywana jest tak samo wielbiona przez większość Polaków jak Fotyga gwardia jego brata bliźniaka – z Przemysławem Gosiewskim na czele. Jak tak dalej pójdzie, to w odstawkę pójdzie sam Jarosław, który nie dość, że przerżnął ostatnie wybory, to coraz gorzej wypada w testach miłości i uwielbienia narodu. Psuje tym wizerunek Lecha, który chciałby – jak Kwaśniewski – też dziesięć lat pomieszkać w Pałacu Prezydenckim.
Może Bielan powinien porządnie odpocząć? – zastanawiał się kolejny czytelnik po przeczytaniu artykułu opisującego nie najszczęśliwszy, co tu dużo mówić, sposób na wizerunkowy „upgrading" naszego prezydenta. Nie wiemy, czy Adam Bielan posłuchał tej rady. Może po odpoczynku zmienił strategię odnawiania prezydenta? A może prezydent przestał słuchać bądź zmienił doradców? W każdym razie okazuje się, że Lech Kaczyński wcale nie musi być drugim Václavem Klausem. Wystarczy, że jest sobą.
Od kilkunastu dni jednak nie sposób przeoczyć, że mamy do czynienia z zupełnie nowym Lechem Kaczyńskim. Przestał wchodzić w utarczki z Donaldem Tuskiem, podczas których zdarzało mu się nader często nadziewać na bolesne (medialnie) kontry. W ostatnim orędziu (tym po ogłoszeniu przez rząd pomyślnego zakończenia negocjacji o instalacji w Polsce amerykańskiej tarczy antyrakietowej) nie było ani jednego słowa mogącego pogorszyć stosunki z premierem i jego partią. A przecież jeszcze w grudniowym orędziu Kaczyński zakwestionował uczciwość „rządzących w państwie", a 17 marca ogłosił narodowi, że „niektóre siły złamały zgodę narodową". Potem wdał się jeszcze w wojenki z Radosławem Sikorskim w słynnej antypodsłuchowej klatce. Tymczasem w ubiegłym tygodniu wręcz podziękował Tuskowi i jego otoczeniu za „doprowadzenie do finalizacji umowy na temat tarczy antyrakietowej”. Całkowicie zaskoczył tym premiera i jego otoczenie, rzecz jasna. Tak zaskoczył, że Tusk podczas spotkania z amerykańską sekretarz stanu zaczął się zachowywać jak podlotek na pierwszym balu. Potem prezydent, bez żadnych przejawów typowej wcześniej dla niego agresji, z uśmiechem wyłuskał z rąk Tuska i Sikorskiego ich sukces z amerykańską tarczą.
Nie sposób też przeoczyć, że z otoczenia prezydenta Kaczyńskiego zaczęły znikać osoby, które – zdaniem wielu – odbierały mu punkty w sondażach popularności. Najpierw czapkę niewidkę założono Antoniemu Macierewiczowi (i drugiemu raportowi z weryfikacji WSI). Potem gdzieś się podział nielubiany przez dwie trzecie Polaków Zbigniew Ziobro. Kancelarię Prezydenta opuściła także równie nielubiana Anna Fotyga. W drugim szeregu jest już, jak się wydaje, kontrowersyjny (uwaga, to eufemizm) Aleksander Szczygło – choć usilnie walczy o powrót do kancelarii. Z dala od prezydenta utrzymywana jest tak samo wielbiona przez większość Polaków jak Fotyga gwardia jego brata bliźniaka – z Przemysławem Gosiewskim na czele. Jak tak dalej pójdzie, to w odstawkę pójdzie sam Jarosław, który nie dość, że przerżnął ostatnie wybory, to coraz gorzej wypada w testach miłości i uwielbienia narodu. Psuje tym wizerunek Lecha, który chciałby – jak Kwaśniewski – też dziesięć lat pomieszkać w Pałacu Prezydenckim.
Może Bielan powinien porządnie odpocząć? – zastanawiał się kolejny czytelnik po przeczytaniu artykułu opisującego nie najszczęśliwszy, co tu dużo mówić, sposób na wizerunkowy „upgrading" naszego prezydenta. Nie wiemy, czy Adam Bielan posłuchał tej rady. Może po odpoczynku zmienił strategię odnawiania prezydenta? A może prezydent przestał słuchać bądź zmienił doradców? W każdym razie okazuje się, że Lech Kaczyński wcale nie musi być drugim Václavem Klausem. Wystarczy, że jest sobą.
Więcej możesz przeczytać w 35/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.