Podobno rząd i prezydent mieli się spierać, gdzie podpisać umowę w sprawie tarczy antyrakietowej. Minister Sikorski chciał, żeby w pałacyku MSZ, a kancelaria Kaczyńskiego, żeby w Belwederze. Piszemy „podobno", bo nawet nam – niemającym złudzeń co do żałosności partyjniaków z PO i PiS – w głowie się nie mieści, by wszyscy upadli tam tak nisko. Ale właściwie dlaczego nie? Oni są pewnie jeszcze bardziej ohydni, niż nam wszystkim się wydaje w najgorszych koszmarach.
Przy okazji rządowo-prezydenckiego przeciągania tarczy wypowiedział się wicepremier Waldemar Pawlak. Przypomniał, że solidarność jest wtedy, „kiedy jeden jest z drugim, a nie jeden przeciwko drugiemu". Facet z ZSL poucza gości z Gdańska, czym jest solidarność i – kurde – trudno nie przyznać mu racji. Och, jak my nienawidzimy ludzi, którzy powodują, że musimy przyznawać rację Pawlakowi!
Ostatecznie umowę podpisano w kancelarii premiera. Donek powitał gościa z USA angielszczyzną á la Wojciech Olejniczak, czyli mniej więcej taką, jakiej używa naganiacz do knajpy w greckim kurorcie. Na szczęście Condoleezza Rice stanęła na wysokości zadania i zamiast zamówić u premiera gyrosa, wzięła i podpisała umowę.
Skądinąd pomysł, żeby Donek dukał po angielsku, okazał się trafiony. Wszystkie starsze panie, jakie znamy, zachwycały się angielszczyzną Tuska. Co prawda one same ani be, ani me w tym języku, ale dadzą się zabić za to, że premier w języku Szekspira mówił perfekt. Zdaje się, że niegdysiejsze admiratorki Tadeusza Mazowieckiego znalazły nowy obiekt westchnień.
Językowe eksperymenty premiera będą miały zapewne jeden efekt: nienawiść do Sikorskiego. Ten ma czelność świetnie mówić po angielsku, a niedawno szpanował jeszcze francuszczyzną. W dodatku reprezentacyjnie wygląda. Wszystko to pachnie dymisją szefa MSZ. Może facet skurczyłby się o jakieś 30 centymetrów? To powinno Tuska udobruchać.
Na uroczystość łaskawie zaproszono Lecha Kaczyńskiego. Ale w cywilu, a nie jako prezydenta, bo ten tytuł na zaproszeniu się nie pojawił. Możliwe, że chodziło w ogóle o innego Lecha Kaczyńskiego. Kancelaria premiera tłumaczyła, że to nie była żadna złośliwość, a po prostu wynikało to z przyczyn technicznych. Wiedzieliśmy, że Polska jest zacofana, ale za rządów PO musiało się jeszcze pogorszyć, skoro nie mamy technologii pozwalającej napisać „prezydent" na zaproszeniu.
Premier podobnie jak prezydent chciał wygłosić orędzie, ale w końcu wspaniałomyślnie zrezygnował. Wicepremier Schetyna wyjaśnił, że dwa orędzia jednego dnia naraziłyby Polskę na śmieszność. Co? To oni nie wiedzą, że już od dawna są śmieszni? Ludzie, idźcie do lekarza od oczu!
W zeszłym tygodniu nie zwróciliśmy uwagi na wypowiedź niejakiego Liska, bo mamy taki zwyczaj, że nie zwracamy uwagi na Liska. Tymczasem gostek ów – szef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych – ogłosił, że pokój na Kaukazie to właściwie załatwił Tusk, bo telefonicznie uruchomił Sarkozy’ego. Jak Donek zadzwonił, prezydent Francji wsiadł w samolot, poleciał i załatwił co trzeba. Jest taki stopień lizusostwa, często osiągany przez poprzednią władzę, który ośmiesza okadzaną osobę. O ośmieszeniu Liska przez Liska nie wspominamy, bo to oczywiste.
Gdzie zostaną ustawione rakiety Patriot? Pewnikiem będą ochraniać stolicę, siedzibę tak zacnych instytucji jak Rada Ministrów czy Sejm. Pewnie jesteśmy niesprawiedliwi, ale jakoś nam się to kojarzy ze słynną formułą pewnego łysego uszatka, który ponad dwie dekady temu powiedział, że „rząd się sam wyżywi".
PO chce być jeszcze większa i marzy o nowych członkach. Jak ich pozyskać? Paweł Graś uchyla rąbka tajemnicy:
– Martwe dusze zostaną zastąpione przez nowy nabór – zapowiada. Matko! Będzie branka do platformy! Jak za cara!
Fot. Z. Furman, A. Jagielak
Przy okazji rządowo-prezydenckiego przeciągania tarczy wypowiedział się wicepremier Waldemar Pawlak. Przypomniał, że solidarność jest wtedy, „kiedy jeden jest z drugim, a nie jeden przeciwko drugiemu". Facet z ZSL poucza gości z Gdańska, czym jest solidarność i – kurde – trudno nie przyznać mu racji. Och, jak my nienawidzimy ludzi, którzy powodują, że musimy przyznawać rację Pawlakowi!
Ostatecznie umowę podpisano w kancelarii premiera. Donek powitał gościa z USA angielszczyzną á la Wojciech Olejniczak, czyli mniej więcej taką, jakiej używa naganiacz do knajpy w greckim kurorcie. Na szczęście Condoleezza Rice stanęła na wysokości zadania i zamiast zamówić u premiera gyrosa, wzięła i podpisała umowę.
Skądinąd pomysł, żeby Donek dukał po angielsku, okazał się trafiony. Wszystkie starsze panie, jakie znamy, zachwycały się angielszczyzną Tuska. Co prawda one same ani be, ani me w tym języku, ale dadzą się zabić za to, że premier w języku Szekspira mówił perfekt. Zdaje się, że niegdysiejsze admiratorki Tadeusza Mazowieckiego znalazły nowy obiekt westchnień.
Językowe eksperymenty premiera będą miały zapewne jeden efekt: nienawiść do Sikorskiego. Ten ma czelność świetnie mówić po angielsku, a niedawno szpanował jeszcze francuszczyzną. W dodatku reprezentacyjnie wygląda. Wszystko to pachnie dymisją szefa MSZ. Może facet skurczyłby się o jakieś 30 centymetrów? To powinno Tuska udobruchać.
Na uroczystość łaskawie zaproszono Lecha Kaczyńskiego. Ale w cywilu, a nie jako prezydenta, bo ten tytuł na zaproszeniu się nie pojawił. Możliwe, że chodziło w ogóle o innego Lecha Kaczyńskiego. Kancelaria premiera tłumaczyła, że to nie była żadna złośliwość, a po prostu wynikało to z przyczyn technicznych. Wiedzieliśmy, że Polska jest zacofana, ale za rządów PO musiało się jeszcze pogorszyć, skoro nie mamy technologii pozwalającej napisać „prezydent" na zaproszeniu.
Premier podobnie jak prezydent chciał wygłosić orędzie, ale w końcu wspaniałomyślnie zrezygnował. Wicepremier Schetyna wyjaśnił, że dwa orędzia jednego dnia naraziłyby Polskę na śmieszność. Co? To oni nie wiedzą, że już od dawna są śmieszni? Ludzie, idźcie do lekarza od oczu!
W zeszłym tygodniu nie zwróciliśmy uwagi na wypowiedź niejakiego Liska, bo mamy taki zwyczaj, że nie zwracamy uwagi na Liska. Tymczasem gostek ów – szef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych – ogłosił, że pokój na Kaukazie to właściwie załatwił Tusk, bo telefonicznie uruchomił Sarkozy’ego. Jak Donek zadzwonił, prezydent Francji wsiadł w samolot, poleciał i załatwił co trzeba. Jest taki stopień lizusostwa, często osiągany przez poprzednią władzę, który ośmiesza okadzaną osobę. O ośmieszeniu Liska przez Liska nie wspominamy, bo to oczywiste.
Gdzie zostaną ustawione rakiety Patriot? Pewnikiem będą ochraniać stolicę, siedzibę tak zacnych instytucji jak Rada Ministrów czy Sejm. Pewnie jesteśmy niesprawiedliwi, ale jakoś nam się to kojarzy ze słynną formułą pewnego łysego uszatka, który ponad dwie dekady temu powiedział, że „rząd się sam wyżywi".
PO chce być jeszcze większa i marzy o nowych członkach. Jak ich pozyskać? Paweł Graś uchyla rąbka tajemnicy:
– Martwe dusze zostaną zastąpione przez nowy nabór – zapowiada. Matko! Będzie branka do platformy! Jak za cara!
Fot. Z. Furman, A. Jagielak
Więcej możesz przeczytać w 35/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.