Symptomatyczne. Prezydencki minister Miś Kamiński został podpisany w telewizji Polsat jako Konrad Witek, socjolog. Tę pomyłkę naprawdę łatwo usprawiedliwić. Na pierwszy rzut oka Kamiński bardzo kojarzy się z fizjologią.
Andrzej Urbański w pisemku „Gala" pokazał swe prywatne oblicze, o co nie było łatwo, bo zazwyczaj zasłaniają je podbródki. Przy tej okazji chętnie i obficie wypowiadał się o seksie, który – jak stwierdził – to coś „nieprawdopodobnie pięknego". Ponton uprawiający seks – to jest dopiero nieprawdopodobne!
Skoro jesteśmy przy telewizji publicznej (tej, co to ma jednego klienta). Historyjka starawa, ale smaczna. Z okazji urodzin Jana Polkowskiego zorganizowano przyjęcie w jakimś lokalu. Uczestnikom rozdano diabelskie ogony i nakazano je przyczepić. Tak też zrobili, choć wyczuwali idiotyzm sytuacji. Po jakimś czasie pojawił się jubilat, dla którego prezes przygotował z kolei anielskie skrzydła. Sytuacja ta wydała nam się mocno kretyńska i dopiero wywiad dla „Gali" nadał jej nieco sensu. Pewnie chcieli nakręcić pornosa. Czy to aby zgodne z misją?
Lech Kaczyński spóźnił się na podpisanie umowy o tarczy rakietowej dziewięć minut. Uznano to za złośliwość i policzek dla rządu, choć to raczej zwykłe chamstwo wobec Condoleezzy Rice. Na usprawiedliwienie Kaczora trzeba powiedzieć, że jest nie tylko głową państwa polskiego, ale liderem całej Europy Wschodniej i musi się zachowywać trochę po azjatycku. Taka tradycja.
Prezydent parsknął śmiechem, kiedy Donek zaczął mówić po angielsku. Może sobie na to pozwolić, sam oczywiście w obcym języku nie potrafi poprosić o wodę, ale za to uczyni Polskę tak potężną, że cały świat przestawi się na polski.
Tak przy okazji: przypomniała nam się historyjka o lingwistycznych zdolnościach polskich dziennikarzy. Pewien legendarny reporter „Panoramy" niemal wpadł na prezydenta Clintona podczas jego wizyty w Warszawie. Z refleksem wykorzystał tę niesamowitą okazję i przystąpił do dziennikarskich działań. – Mister president! Poland OK? – spytał. – OK! – uśmiechnął się Clinton i poszedł.
Palikot chyba jednak ma rację: prezydent ma coś z głową. Bo czy zdrowy Kaczyński podziękowałby swym poprzednikom za osiągnięcia w polityce międzynarodowej? I to w orędziu telewizyjnym? Nie, zdrowy prezydent mówi tak: „Wałęsa kłamie, media Bolek, platforma ma wielkie ego, wszystko przez Sikorskiego". Albo jakoś podobnie, już nie słuchamy zbyt dokładnie.
Umowa o tarczy antyrakietowej bardzo nie spodobała się oczywiście rozmaitym komuszkom, którzy masowo zaczęli gęgać i których nie chce się nam wymieniać z nazwiska. Z tej okazji przypomnijmy jedynie, jak skrót PZPR rozszyfrował dawno temu w Sejmie Leszek Moczulski: „Płatni Zdrajcy! Pachołki Rosji!"
Jezusicku! Anna Fotyga złożyła dymisję, Kaczor ją przyjął i tak oto wzorzec nabzdyczenia z Sèvres przestał kierować Kancelarią Prezydenta. Podobno to efekt pałacowej wojenki Fotygi z Małgorzatą Bochenek, najbardziej zaufaną z zaufanych faworyt Lecha Kaczyńskiego. No, wiadomo, że jak baby wezmą się za kudły, to nie ma przebacz. To oczywiście potwornie seksistowska konstatacja, ale nic na to nie poradzimy, że prawdziwa.
Przypominamy, że tydzień temu napisaliśmy, co znaczą nazwy naszych partii po turecku. A zatem platforma to Wielkie Cycki, a PiS to Syf i Brud. I faktycznie obie nazwy pasują do hegemonów naszej sceny politycznej. Jedno nam tylko nie pasuje. Czy Andrzej Urbański nie powinien być przypadkiem w PO?
Fot. Z. Furman, A. Jagielak
Andrzej Urbański w pisemku „Gala" pokazał swe prywatne oblicze, o co nie było łatwo, bo zazwyczaj zasłaniają je podbródki. Przy tej okazji chętnie i obficie wypowiadał się o seksie, który – jak stwierdził – to coś „nieprawdopodobnie pięknego". Ponton uprawiający seks – to jest dopiero nieprawdopodobne!
Skoro jesteśmy przy telewizji publicznej (tej, co to ma jednego klienta). Historyjka starawa, ale smaczna. Z okazji urodzin Jana Polkowskiego zorganizowano przyjęcie w jakimś lokalu. Uczestnikom rozdano diabelskie ogony i nakazano je przyczepić. Tak też zrobili, choć wyczuwali idiotyzm sytuacji. Po jakimś czasie pojawił się jubilat, dla którego prezes przygotował z kolei anielskie skrzydła. Sytuacja ta wydała nam się mocno kretyńska i dopiero wywiad dla „Gali" nadał jej nieco sensu. Pewnie chcieli nakręcić pornosa. Czy to aby zgodne z misją?
Lech Kaczyński spóźnił się na podpisanie umowy o tarczy rakietowej dziewięć minut. Uznano to za złośliwość i policzek dla rządu, choć to raczej zwykłe chamstwo wobec Condoleezzy Rice. Na usprawiedliwienie Kaczora trzeba powiedzieć, że jest nie tylko głową państwa polskiego, ale liderem całej Europy Wschodniej i musi się zachowywać trochę po azjatycku. Taka tradycja.
Prezydent parsknął śmiechem, kiedy Donek zaczął mówić po angielsku. Może sobie na to pozwolić, sam oczywiście w obcym języku nie potrafi poprosić o wodę, ale za to uczyni Polskę tak potężną, że cały świat przestawi się na polski.
Tak przy okazji: przypomniała nam się historyjka o lingwistycznych zdolnościach polskich dziennikarzy. Pewien legendarny reporter „Panoramy" niemal wpadł na prezydenta Clintona podczas jego wizyty w Warszawie. Z refleksem wykorzystał tę niesamowitą okazję i przystąpił do dziennikarskich działań. – Mister president! Poland OK? – spytał. – OK! – uśmiechnął się Clinton i poszedł.
Palikot chyba jednak ma rację: prezydent ma coś z głową. Bo czy zdrowy Kaczyński podziękowałby swym poprzednikom za osiągnięcia w polityce międzynarodowej? I to w orędziu telewizyjnym? Nie, zdrowy prezydent mówi tak: „Wałęsa kłamie, media Bolek, platforma ma wielkie ego, wszystko przez Sikorskiego". Albo jakoś podobnie, już nie słuchamy zbyt dokładnie.
Umowa o tarczy antyrakietowej bardzo nie spodobała się oczywiście rozmaitym komuszkom, którzy masowo zaczęli gęgać i których nie chce się nam wymieniać z nazwiska. Z tej okazji przypomnijmy jedynie, jak skrót PZPR rozszyfrował dawno temu w Sejmie Leszek Moczulski: „Płatni Zdrajcy! Pachołki Rosji!"
Jezusicku! Anna Fotyga złożyła dymisję, Kaczor ją przyjął i tak oto wzorzec nabzdyczenia z Sèvres przestał kierować Kancelarią Prezydenta. Podobno to efekt pałacowej wojenki Fotygi z Małgorzatą Bochenek, najbardziej zaufaną z zaufanych faworyt Lecha Kaczyńskiego. No, wiadomo, że jak baby wezmą się za kudły, to nie ma przebacz. To oczywiście potwornie seksistowska konstatacja, ale nic na to nie poradzimy, że prawdziwa.
Przypominamy, że tydzień temu napisaliśmy, co znaczą nazwy naszych partii po turecku. A zatem platforma to Wielkie Cycki, a PiS to Syf i Brud. I faktycznie obie nazwy pasują do hegemonów naszej sceny politycznej. Jedno nam tylko nie pasuje. Czy Andrzej Urbański nie powinien być przypadkiem w PO?
Fot. Z. Furman, A. Jagielak
Więcej możesz przeczytać w 35/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.