„Dumni i głośni” – tak w 2004 r. „European Voice” opisał pierwszą polską delegację do Parlamentu Europejskiego. Wówczas do Brukseli jeździli m.in. Andrzej Lepper i jego koledzy. Dziś reprezentują nas najgłośniejsze nazwiska polskiej polityki, ale o ich działalności wyjątkowo cicho. Zwłaszcza o popularnym Zbigniewie Ziobrze. Wygląda na to, że polscy eurodeputowani przeszli do konspiracji.
Wysłani na obcy grunt polscy eurodeputowani trzymają się razem. Jako jedyni stworzyli w PE narodowy klub, którego celem nie jest walka polityczna, lecz wzajemna pomoc. Bardziej doświadczeni deputowani, jak Jacek Saryusz-Wolski, Marek Siwiec czy Bogusław Liberadzki, starają się wspierać nowicjuszy. Wszystko jednak zgodnie z kluczem partyjnym, choćby dlatego że biura poszczególnych frakcji PE są rozsiane na różnych piętrach ogromnego budynku. Zatem Wojciechowi Olejniczakowi bliżej iść po radę do Siwca czy Liberadzkiego niż do Saryusza-Wolskiego, z którego pomocy korzystają za to Jarosław Wałęsa czy Sławomir Nitras. Wciąż też zdarzają się sytuacje, gdy przedstawiciele PiS (którzy trzymają się raczej we własnym gronie) ścierają się z politykami PO. – Starałem się ich przestrzec, zwłaszcza Jacka Kurskiego czy Sławka Nitrasa, że tu jest inaczej niż w Sejmie – mówi Ryszard Czarnecki (PiS). – To, co jest naturalne przy Wiejskiej, tu jest przyjmowane z niesmakiem. I muszę przyznać, że dostrzegam zdecydowany progres – dodaje Czarnecki. Mimo dobrych rad doświadczonych kolegów w Brukseli – jak mówi Nitras – „trzeba sobie radzić samemu, bo to nie przedszkole". PE to szkoła życia i swego rodzaju papierek lakmusowy pokazujący prawdziwe zdolności polityka. Dziś już widać, jak niegdysiejsze gwiazdy polskiej sceny politycznej radzą sobie z nowymi obowiązkami.
Więcej możesz przeczytać w 48/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.