Po kairskiej rewolucji pewnie rzadziej będziemy jeździć na wakacje do Egiptu. Ale wygląda na to, że akurat za nami Egipcjanie tęsknić nie będą. Bo turystami jesteśmy fatalnymi: skąpymi, zakompleksionymi, w dodatku z upodobaniem do alkoholu i przypadkowego seksu.
Przez cztery lata pracy jako rezydentka w Hurghadzie widziałam dużo – pijaństwo, chamskie odzywki, awantury o nie dość ciepłe obiady i nie dość zimne drinki. To już mnie nawet nie ruszało. Nie wytrzymałam dopiero gdy jedna z klientek, pani dobrze po pięćdziesiątce, tak się spiła, że na środku plaży zapomniała się z egipskim kelnerem. Dosłownie na plaży. A jej mąż i dzieci w tym czasie pływali 100 metrów dalej. Pomyślałam sobie, że mam dość i rzucam tę pracę – mówi 35-letnia Małgorzata Wrzesińska, która do ubiegłego roku pracowała dla jednego z największych biur podróży. – Niestety, polscy turyści, gdy tylko samolot oderwie się od polskiej ziemi, tracą wszelkie hamulce i zaczynają się zachowywać karygodnie – dodaje była rezydentka.
Więcej możesz przeczytać w 8/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.