Gdy Berlusconi obśmiewał oskarżenie pewny, że nigdy nie stanie przed sądem, bo nadal zamierza rządzić, komentarze we włoskiej prasie nie były jednoznaczne. To, że broniła go prawica, to oczywiste, seksista Berlusconi jest dość klasycznym obrońcą wartości chrześcijańskich, a jego przypadek potwierdza starą prawdę, że „drogowskazy niechętnie chodzą po drogach, które wskazują". Również w Polsce. Ale Berlusconiego broniła też, bardziej bądź mniej jawnie, brać dziennikarska. „Takie wielkie pieniądze! Ta nieograniczona władza!”. A przede wszystkim: „Te piękne młode kobiety – czyż nie o to nam wszystkim chodzi? Czyż nie jest to powód do zazdrości?”.
Zjawisko zwane „Berlusconi" ma wiele możliwych interpretacji. Najpopularniejsza jest ta, że Włosi lubią to, czego nauczył ich premier jako właściciel trzech stacji telewizyjnych, czyli seksistowski show. Mówi się, że premier wychował sobie całe pokolenia obywateli, którzy widzą wyłącznie świat wtłoczony w telewizyjny ekran i których cieszy to, co kolorowe, bezmyślne i wiąże się z d…
U nas jest bardziej pruderyjnie, ale owa podwójna redukcja: rzeczywistości do przekazu medialnego i przekazu medialnego do show, stała się również faktem, choć my zamiast seksu mamy katastrofę smoleńską.
Mówi się też, że we Włoszech mamy do czynienia z antyfeministyczną reakcją zwrotną na upodmiotowienie kobiet. Do głosu z całą siłą dochodzą dawno przebrzmiałe ideologie, czyli te, które wspierając się na religii, promują społeczeństwo narodowo jednorodne, hierarchiczne, a w nim – tradycyjną rolę kobiet. A jaka ona była przez wieki? Dwoista. „Kobieta" jako posłuszna żona i matka oraz kobieta jako obiekt seksualny ( jedno idzie z reguły w parze z drugim). Ilekroć Kościół rygoryzował etykę oczyszczającą relacje małżeńskie z seksu, tylekroć rosła liczba domów publicznych i swoboda mężczyzn. Im więcej chwalono tradycyjną rodzinę, tym chętniej mężczyźni korzystali z wolności seksualnej. W Polsce nie mamy do czynienia z negatywną reakcją zwrotną, bo ideologie konserwatywne mają się – nieprzerwanie od lat – bardzo dobrze. I zrozumienia dla równych praw kobiet – wśród polityków – jak na lekarstwo.
Najsmutniejszą interpretacją zjawiska „Berlusconi" byłoby stwierdzenie, że oświeceniowa koncepcja praw człowieka (człowieka, a nie tylko mężczyzny) ciągle nie potrafi się zakorzenić w Europie, że ciągle zasady egalitaryzmu traktowane są z przymrużeniem oka, co widać po stosunku różnych państw i ich przywódców do kobiet i ruchów emancypacyjnych. Włochy z tego punktu widzenia wypadają fatalnie. Dla Berlusconiego nie jest problemem politycznym poważna dyskryminacja kobiet, odciętych we Włoszech od dostępu do władzy (7 proc. kobiet w parlamencie, 2 proc. w zarządzaniu) ani brak skutecznej minister do spraw przeciwdziałania dyskryminacji. Mara Carfagna została nią nie z powodu swoich kompetencji ani politycznej woli do walki z dyskryminacją, lecz ponieważ wpadła premierowi w oko jako modelka topless. W Polsce, jeśli chodzi o stosunek premiera do dyskryminacji kobiet, jest znacznie lepiej (premier jest rzeczywiście egalitarystą i człowiekiem nowoczesnym), choć jak już pojedzie się w teren, to lokalni liderzy problemów dyskryminacji ani nie rozumieją, ani zrozumieć nie chcą. A minister Radziszewska – wiemy, jaka jest. To znaczy wiemy, że nie jest modelką topless. Poza tym różnice między Polską a Włochami nie są tak duże, jak by to na pierwszy rzut oka wyglądało.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.