Film o nastolatkach pogrążonych w odmętach internetu? Pomysł niby banalny, ale Jan Komasa przeobraził go w robiący wrażenie pokoleniowy manifest. I odniósł sukces na festiwalu w Berlinie.
Rozliczenia z komuną i komedie romantyczne – takie produkcje zdominowały rodzimą kinematografię. Filmów o tym, co tutaj i teraz, jest jak na lekarstwo. Trzydziestoletni Jan Komasa to obok Xawerego Żuławskiego jeden z niewielu młodych reżyserów, którzy kręcą obrazy o swoich rówieśnikach, ich doświadczeniach i zastanej rzeczywistości. Komasa inspiracji szuka w tym, co widzi na co dzień. Śmiało można powiedzieć, że jest głosem własnego pokolenia. – Chcę mówić o swoich czasach, dawać im świadectwo – mówi.– Na amerykańskim festiwalu Sundance co roku jest czterdzieści albo i więcej niezależnych filmów takich jak „Juno", które są pokoleniowymi manifestami. W Polsce takich produkcji się nie kręci – dodaje. Subkultura hiphopowa, internet, bogata młodzież ze społecznych liceów, emo, emigracja, narkotyki – to tematy, które Komasa zdołał poruszyć w swoich filmach, mimo że na koncie ma głównie etiudy i dokumenty.
Więcej możesz przeczytać w 8/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.