Kto był na obozie harcerskim, zrozumie sens tego, co się w Polsce stało. Ci z innego obozu zabrali nam flagę! By obronić honor i odzyskać panowanie nad obozem, trzeba flagę odzyskać.
Zmonopolizować flagę PiS próbowało od lat. Na partyjnych konwencjach – morze flag. Na miesięcznicowych i rocznicowych demonstracjach – flagi. Jasne, nikt nikomu flagi używać nie zabrania, ale podświadomość dostawała jasny sygnał. Flaga niby jest wspólna, jednak trochę bardziej ich. Teraz, gdy flaga jest z kirem, a czerń świetnie komponuje się z bielą i czerwienią, jest jeszcze bardziej ich. A flaga nie jest wyłącznie pozbawionym większego znaczenia rekwizytem.
Oczywiście owijanie się biało-czerwoną flagą to za mało, by zdobyć władzę. Ale to element układanki. Pomysł PiS na zdobycie władzy sprowadza się do czterech „S" – sztandar, Smoleńsk, siatka, strach. Na siatkę, czyli drożyznę, i wzbudzanie strachu, czyli wielkiego niepokoju o to, co będzie, pora wkrótce nadejdzie, w czym pomoże związek „PiS-odarność”. Na razie PiS zajmuje się pierwszymi dwoma „S”, do czego używa słów. Słowa, rzeczowniki najbardziej emocjonalnie nasycone – zdrada, zaprzaństwo, upokorzenie, i przymiotniki w stopniu najwyższym mają – jak powiedziałby Jarosław Kaczyński – zdepatriotyzować politycznego wroga. Polskość, patriotyzm, prawość – to oni. Cała reszta to w najlepszym razie oportunizm, małe kompromisy, jeszcze mniejsza stabilizacja, duchowy grill. Z tej strony księżyca uzurpacja strony przeciwnej wydaje się niby oczywista w swej bezczelności i nieestetyczności. Cały ten ofiarny ton, brednie o podziemiu, kuriozalny patos, tania egzaltacja. A jednak ta, excuse le mot, narracja gdzieś wchodzi człowiekowi pod skórę. Bo może i oni są śmieszni, ale tacy wzmożeni, ideowi, czegoś pragnący, a tu takie mniej patriotyczne ścibolenie i rozmemłanie.
Otóż flagę należy odzyskać. Tym bardziej że już wkrótce Dzień Flagi. Trzeciomajowe wystąpienia prezydentów nigdy nie wzbudzały mojego nadmiernego zainteresowania. Tym razem będzie inaczej.
Czekam z niecierpliwością na to, co o Polsce, patriotyzmie i fladze powie prezydent, który przez „prawdziwych patriotów" nazywany jest Komoruskim i zdrajcą. To jego wystąpienie może być ważniejsze od przemówienia inauguracyjnego. Czekam też na to, co w najbliższych dniach i tygodniach będzie mówił premier Tusk.
W swym exposé już w ósmym akapicie mówił o „dumnym narodzie". Tylko w pierwszych czterech akapitach słowo „duma” wypowiedział sześciokrotnie. I słusznie mówił. W następnych latach o dumie mowa była jednak prawie wyłącznie w kontekście „zielonej wyspy”. Cztery „S” Platformy – spokój, stabilizacja, sukces, ścibolenie, brzmiały z roku na rok coraz mniej sexy. Tym bardziej że kryzys, drożyzna, inflacja. A do tego druga strona uderzyła w narodowe surmy, wytoczyła największe działa, rozpoczęła bój o sprawę najważniejszą, Narodową, Patriotyczną, Polską, bój na śmierć i życie. Platformie, rządowi, prezydentowi i premierowi zabrano flagę. A jednocześnie stracili oni wolę i siłę, by znaleźć język, który pozwoli odzyskać milionom Polaków poczucie, że nikt im prawa do patriotyzmu, polskości i dumy nie odbierze. W swym exposé premier Tusk mówił, że „Polacy nie są skazani na wybór między cynicznym konformizmem a cynicznym radykalizmem”. Nawet teraz brzmi to sensownie, ale co to dziś w praktyce oznacza? Premier musi to Polakom powiedzieć. Znaleźć odpowiednią formułę, odpowiednie słowa i odpowiednie gesty. Tu nie wystarczą dwa artykuły do gazety. W swym wystąpieniu inauguracyjnym prezydent Komorowski mówił, że „Rzeczpospolita jest dobrem wspólnym”. Świetnie, ale co to konkretnie znaczy w sytuacji, gdy on sam ze wspólnoty patriotycznej jest przez swych wrogów wykluczany? Co to oznacza w momencie, gdy na pozycje jakoś tak mniej patriotyczne spychani są wszyscy, którzy nie podzielają wizji świata i wizji Polski prezentowanej przez prezesa i jego totumfackich?
W istocie więc najważniejsze osoby w państwie muszą na nowo ten nasz nowoczesny patriotyzm zdefiniować, nazwać. Nowoczesny, czyli taki, który nie tylko nie wstydzi się tradycji, nie chowa flagi, nie boi się pamięci. Lecz jednocześnie taki, który nie jest wyłącznie patriotyzmem pretensji, wściekłości, frustracji, pogrzebów, ekshumacji, krypt, pomników, tablic, cmentarzy, flag z kirem i tablic o świcie. Patriotyzm nadziei, przyszłości, obywatelstwa, wspólnoty domaga się nowego opisu. A zadanie to tylko z pozoru wydaje się proste. Gdyby było takie proste, druga strona nie zmonopolizowałaby flagi z taką łatwością.
Zgadzam się, że odwoływanie się do nadziei i aspiracji jest o niebo trudniejsze niż odwoływanie się do frustracji, fobii i kompleksów. Trudniej łączyć, niż szczuć, budować, niż niszczyć. Efekt nie przychodzi natychmiast, zysk nie jest łatwy. Ale prezydent i premier powinni spróbować. Muszą spróbować.
Za czterysta dni cała Polska będzie radośnie podekscytowana nadchodzącym największym wydarzeniem na naszej ziemi w erze pokoju – wielkim turniejem Euro 2012. Flagi będą wszędzie. Flagę należy jednak odzyskać już teraz, byśmy za tych czterysta dni mogli myśleć wyłącznie o piłce.
Oczywiście owijanie się biało-czerwoną flagą to za mało, by zdobyć władzę. Ale to element układanki. Pomysł PiS na zdobycie władzy sprowadza się do czterech „S" – sztandar, Smoleńsk, siatka, strach. Na siatkę, czyli drożyznę, i wzbudzanie strachu, czyli wielkiego niepokoju o to, co będzie, pora wkrótce nadejdzie, w czym pomoże związek „PiS-odarność”. Na razie PiS zajmuje się pierwszymi dwoma „S”, do czego używa słów. Słowa, rzeczowniki najbardziej emocjonalnie nasycone – zdrada, zaprzaństwo, upokorzenie, i przymiotniki w stopniu najwyższym mają – jak powiedziałby Jarosław Kaczyński – zdepatriotyzować politycznego wroga. Polskość, patriotyzm, prawość – to oni. Cała reszta to w najlepszym razie oportunizm, małe kompromisy, jeszcze mniejsza stabilizacja, duchowy grill. Z tej strony księżyca uzurpacja strony przeciwnej wydaje się niby oczywista w swej bezczelności i nieestetyczności. Cały ten ofiarny ton, brednie o podziemiu, kuriozalny patos, tania egzaltacja. A jednak ta, excuse le mot, narracja gdzieś wchodzi człowiekowi pod skórę. Bo może i oni są śmieszni, ale tacy wzmożeni, ideowi, czegoś pragnący, a tu takie mniej patriotyczne ścibolenie i rozmemłanie.
Otóż flagę należy odzyskać. Tym bardziej że już wkrótce Dzień Flagi. Trzeciomajowe wystąpienia prezydentów nigdy nie wzbudzały mojego nadmiernego zainteresowania. Tym razem będzie inaczej.
Czekam z niecierpliwością na to, co o Polsce, patriotyzmie i fladze powie prezydent, który przez „prawdziwych patriotów" nazywany jest Komoruskim i zdrajcą. To jego wystąpienie może być ważniejsze od przemówienia inauguracyjnego. Czekam też na to, co w najbliższych dniach i tygodniach będzie mówił premier Tusk.
W swym exposé już w ósmym akapicie mówił o „dumnym narodzie". Tylko w pierwszych czterech akapitach słowo „duma” wypowiedział sześciokrotnie. I słusznie mówił. W następnych latach o dumie mowa była jednak prawie wyłącznie w kontekście „zielonej wyspy”. Cztery „S” Platformy – spokój, stabilizacja, sukces, ścibolenie, brzmiały z roku na rok coraz mniej sexy. Tym bardziej że kryzys, drożyzna, inflacja. A do tego druga strona uderzyła w narodowe surmy, wytoczyła największe działa, rozpoczęła bój o sprawę najważniejszą, Narodową, Patriotyczną, Polską, bój na śmierć i życie. Platformie, rządowi, prezydentowi i premierowi zabrano flagę. A jednocześnie stracili oni wolę i siłę, by znaleźć język, który pozwoli odzyskać milionom Polaków poczucie, że nikt im prawa do patriotyzmu, polskości i dumy nie odbierze. W swym exposé premier Tusk mówił, że „Polacy nie są skazani na wybór między cynicznym konformizmem a cynicznym radykalizmem”. Nawet teraz brzmi to sensownie, ale co to dziś w praktyce oznacza? Premier musi to Polakom powiedzieć. Znaleźć odpowiednią formułę, odpowiednie słowa i odpowiednie gesty. Tu nie wystarczą dwa artykuły do gazety. W swym wystąpieniu inauguracyjnym prezydent Komorowski mówił, że „Rzeczpospolita jest dobrem wspólnym”. Świetnie, ale co to konkretnie znaczy w sytuacji, gdy on sam ze wspólnoty patriotycznej jest przez swych wrogów wykluczany? Co to oznacza w momencie, gdy na pozycje jakoś tak mniej patriotyczne spychani są wszyscy, którzy nie podzielają wizji świata i wizji Polski prezentowanej przez prezesa i jego totumfackich?
W istocie więc najważniejsze osoby w państwie muszą na nowo ten nasz nowoczesny patriotyzm zdefiniować, nazwać. Nowoczesny, czyli taki, który nie tylko nie wstydzi się tradycji, nie chowa flagi, nie boi się pamięci. Lecz jednocześnie taki, który nie jest wyłącznie patriotyzmem pretensji, wściekłości, frustracji, pogrzebów, ekshumacji, krypt, pomników, tablic, cmentarzy, flag z kirem i tablic o świcie. Patriotyzm nadziei, przyszłości, obywatelstwa, wspólnoty domaga się nowego opisu. A zadanie to tylko z pozoru wydaje się proste. Gdyby było takie proste, druga strona nie zmonopolizowałaby flagi z taką łatwością.
Zgadzam się, że odwoływanie się do nadziei i aspiracji jest o niebo trudniejsze niż odwoływanie się do frustracji, fobii i kompleksów. Trudniej łączyć, niż szczuć, budować, niż niszczyć. Efekt nie przychodzi natychmiast, zysk nie jest łatwy. Ale prezydent i premier powinni spróbować. Muszą spróbować.
Za czterysta dni cała Polska będzie radośnie podekscytowana nadchodzącym największym wydarzeniem na naszej ziemi w erze pokoju – wielkim turniejem Euro 2012. Flagi będą wszędzie. Flagę należy jednak odzyskać już teraz, byśmy za tych czterysta dni mogli myśleć wyłącznie o piłce.
Więcej możesz przeczytać w 17/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.