Symbolem była tu historia niszczenia za państwowe pieniądze Lecha Wałęsy. Prezes PiS Wałęsy nienawidził i nim gardził, czego dowody dawał przez lata. Wałęsę należało więc wykończyć. Przy okazji można by wzmocnić tezę, że III RP była z nieprawego łoża, i odreagować swe kompleksy, że w dziele obalenia komuny prawdziwe zasługi mają nie nasi. Żeby Wałęsę zgnoić, trzeba było jego historię sprowadzić do epizodu „Bolkowego". Zadania tego chętnie, najwyraźniej z pełnym błogosławieństwem pana Kurtyki, podjęli się panowie Cenckiewicz i Gontarczyk. Ich dziełko o Wałęsie mogło jednak nie przejść nawet przez IPN-owskie procedury sprawdzające rzetelność publikacji. Pan Kurtyka procedury więc ominął, a do dziełka dopisał wstępik. Trudno całą działalność IPN sprowadzić do tego wydarzenia, ale trudno też nie uznać, że było one dla IPN symboliczne.
Tyle w temacie „spuścizna". Kto od tamtego skandalu odciąć się definitywnie nie potrafi, na żadną posadę szefa IPN nie zasługuje. A pan Kamiński nie potrafi. Co mówi o epoce Kurtyki? „Po przejęciu władzy w IPN przez Kurtykę to był ten sam IPN, choć wiele się zmieniło”. Pięknie. Przypomina się hasło wywieszone w 1989 r. na gmachu KC – „Partia ta sama, ale nie taka sama”. Otóż panie doktorze Kamiński – po przejęciu władzy w IPN przez pana Kurtykę zmieniło się wszystko, a instytucja, w której także pan dyrektorował, całkowicie się skompromitowała. Dr Kamiński nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, czy opublikowanie takiej książki o Wałęsie było błędem. Za to o książce Grossa Kamiński wie, że IPN by jej nie wydał. Tam nie wie, tu wie. Jego prawo, tylko dlaczego ma takie decyzje podejmować za moje i państwa pieniądze?
W normalnym kraju ma się prawo ukazać i książka Grossa, i książka Gontarczyka oraz Cenckiewicza. Jak książka ma chętnego wydawcę, to wydawca ją wydrukuje. Jak czytelnik będzie chciał, to ją przeczyta. A jak krytyk będzie odczuwał potrzebę, to ją pochwali albo skrytykuje.
Byłoby najlepiej, gdyby państwo zajęło się żłobkami, autostradami i gazem łupkowym. Państwo może oczywiście dotować książki, ale niech nie przystawia im państwowej pieczęci. O historii piszą pani Applebaum, pan Davies, pan Snyder i pan Zamojski – nikt z nich IPN do tego nie potrzebował, a jakoś to i owo udało im się napisać.
Od zawsze drażniła mnie sama nazwa: Instytut Pamięci Narodowej, nie tylko ze względu na jej pretensjonalność. Instytut Pamięci? A niby dlaczego pamięć miałaby być zinstytucjonalizowana? I niby dlaczego miałaby być narodowa? Pamięć Polaków, to rozumiem. Jeden Polak ma taką, drugi inną. Może ten pierwszy ma lepszą, a drugi trochę zdeformowaną, może pierwszy wyciąga z historii wnioski słuszne, a drugi zupełnie niesłuszne. Ale niby dlaczego o tym, które są słuszne, miałoby decydować państwo? W poprzednich latach decydowało, bo jednego kandydata na szefa IPN udało się podłymi metodami odstrzelić, a drugi czuł w sobie ideologiczną gotowość do wspierania jedynie słusznej wersji historii. A ja miałem inną, więc dlaczego miałem sponsorować jego wizję. Tak samo słuszne pretensje mogliby mieć ludzie prawicy, gdyby IPN stał się na przykład słusznolewicowy. Mam pomysł, jak takich sytuacji uniknąć – skasować IPN!
Polska nie potrzebuje kosztującego grube miliony Ministerstwa Historii i Prawdy. Nie ma takiej roboty IPN, której nie mogłyby wykonać inne instytucje. Historycy z uniwersytetów i z PAN albo niehistorycy, jak mają taką ochotę, niech piszą książki. Prokuratorzy, jeśli jest taka potrzeba, niech wszczynają śledztwa. Od edukacji jest Ministerstwo Edukacji, a od narodowego dziedzictwa – Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa (nawiasem mówiąc, jeszcze jedna grafomańska i pretensjonalna nazwa). Teczki można przekazać do Archiwum Akt Państwowych. Albo oddać je Wildsteinowi i Graczykowi. Niech czytają, piszą, potępiają. Likwidacja IPN byłaby operacją trudną i bolesną, ale uspokajam, Polska ją przeżyje, historia i pamięć też.
Rozumiem, że PO, wspierająca w swoim czasie powołanie CBA, lustrację w radykalnej wersji, kandydaturę pana Kurtyki i inne pisowskie pomysły, wciąż ma w swym ciele jad po prawicowym ukąszeniu. Ale warto się go pozbyć do końca bez strachu przed wrzaskiem, że oto znowu zamach na wolność słowa, pamięć, historię i diabli wiedzą co jeszcze. Kandydaturę Łukasza Kamińskiego na szefa IPN należy odrzucić. A zaraz potem zlikwidować trzeba IPN. I w imię taniego państwa, i w imię państwa normalnego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.