Kiedyś wyznałem, że mam dwa mózgi. Umiem analizować nimi sprzeczne sprawy. Mam z tym wiele radości. Umiem być sprzymierzeńcem i przeciwnikiem w tej samej chwili, gdyż potrafię (mam nadzieję) myśleć analitycznie chłodno, ale też potrafię reagować pod wpływem romantycznej gorączki, a to są niekiedy dwie różne sprawy. Jest we mnie empatia zmieszana z poczuciem sprawiedliwości oraz – co najważniejsze – z respektem dla prawa. Jestem umysłowym keksem.
Prawo to jest najbardziej wątła część działalności ludzkiej. Staramy się z wszystkich sił uregulować stosunki międzyludzkie na różnych płaszczyznach, a potem się okazuje, że ten sam paragraf oznacza dla różnych ludzi coś zupełnie innego. Na przykład polskie prawo do nauki religii w szkole oznacza w tej samej sekundzie brak prawa do nauczania religii innej niż katolicka – to już jest według mnie bezprawie jawne. A dla wielu ludzi jest standardem do przyjęcia. Wedle jednych bojownicy o wolność to wedle innych terroryści. Palacze marihuany to przestępcy, choć przecież tak naprawdę to ludzie pragnący żyć w pokoju i korzystać z dóbr natury, jak z rabarbaru.
dziwię się, że ludzie niezbyt lotni nie dostrzegają różnic między poszczególnymi aspektami jego życia. Z jednej strony pragną dla niego więzienia, choć nie widzieli dowodów w sprawie, z drugiej chcą go kumotersko uwolnić od odpowiedzialności, nie badając nawet, czy nie jest notorycznym przestępcą. Obie strony są siebie warte. W tym wszystkim także ja biedny, z dwoma mózgami chyboczę się na linie i usiłuję złapać intelektualny balans. Chcę być fair wobec własnego umysłu.
Nigdy nie słyszałem o protestach przeciwko gloryfikacji Władysława Jagiełły, nikt nie domaga się wydłubywania z sufitów kasetonów z jego wizerunkiem, choć przecież został mężem królowej Jadwigi, kiedy ta miała 11 lat. Nie słyszałem wrzasku moralistów wobec obyczajów panujących wśród Romów, Czeczenów i przedstawicieli innych kultur, gdzie 12-letnie dziewczynki powszechnie zostają żonami dojrzałych mężczyzn. Dlaczego nie interweniuje tam polskie prawo? I odpowiadam sam sobie: nie czyni tego z poczucia taktu, bo nie ma jasności, co w tych związkach jest podłością, a co obyczajem, co jest pożądaniem, co wyzyskiem, a co miłością.
Dla mnie jedynym niepodlegającym dyskusji i godnym napiętnowania występkiem Polańskiego była ucieczka artysty z USA i uniemożliwienie przeprowadzenia procesu. Nie dał szansy nam, umówionym w tej sprawie ludziom, na stwierdzenie, czy złamał prawo. Tylko tyle. Reszty nie wiem i pewnie nie wie nikt poza Polańskim. A teraz cała ta sprawa jest wyciągana z worka z kamieniami do użycia w zupełnie innej sprawie, w której ludzie się także umówili, tyle że inaczej.
Uhonorowanie twórcy jest podziękowaniem mu za to, co dał ludziom w swojej dziedzinie. Jego prywatny życiorys może tu nie mieć nic do rzeczy. Może się zdarzyć, że kryminalista kiedyś uratuje ludzkość jakimś niebotycznym wynalazkiem i to będzie fakt, za który ta ludzkość, jeśli chce być przyzwoita, powinna mu oddać cześć. Tak jak z drugiej strony powinna go ukarać za przestępstwo, które popełnił w innym obszarze swojego życia. Dla mnie nic nie stoi na przeszkodzie, by Nagrodę Nobla w jakiejś dziedzinie odebrał człowiek doprowadzony z więzienia. Umiem oddzielać od siebie różne sprawy. Nie ma we mnie głodu zemsty. Gdyby było inaczej, powinienem ów zbawienny hipotetyczny wynalazek odrzucić, dzieł skazańca nie kupować, nie czytać, jego filmów nie oglądać.
Powiem wam, co ja robię w takich sytuacjach. Otóż pozostawiam decyzję stosownym sądom: kalifornijskiemu w sprawie kryminalnej i gdyńskiemu w sprawie artystycznej. Pikietowanie werdyktu tego ostatniego świadczy według mnie o umysłowym niedowładzie równym temu, który obserwuję w wykonaniu ludzi filmu, kiedy żądają uniewinnienia Polańskiego w procesie karnym.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.