Biznesmen oskarża kandydata PO o przyjęcie 50 tys. zł Czy członek władz mazowieckiej PO i kandydat do Sejmu Mariusz Popielarz przyjął 50 tys. zł za obietnicę pomocy biznesmenowi? Tak twierdzi Roman Wargulewski z Ostrołęki. – Najlepiej by było, gdyby pan Popielarz zawiesił swoje członkostwo w partii – komentuje sprawę ostrołęcki poseł PO Andrzej Kania. Popielarz jest szefem Platformy w Ostrołęce, miejskim radnym i kandydatem do Sejmu. – Przed wyborami samorządowymi pożyczyłem mu 50 tys. zł na kampanię. Usłyszałem obietnicę rozmaitych korzyści, które mógłbym odnieść po wyborach, oraz zapowiedź zwrotu pieniędzy. Korzyści nie chciałem, ale na zwrot pieniędzy liczyłem. Nie dostałem ich do dziś – mówi Wargulewski, znany ostrołęcki przedsiębiorca, jeden z najbogatszych ludzi w mieście. Twierdzi, że pieniądze przekazał Popielarzowi w gotówce. Nie ma jednak na to dowodów. Jego wersję potwierdza za to działacz warszawskiej PO Mirosław Skorupski. Popielarz zapewnia nas, że historia jest zmyślona. – Nie brałem żadnych pieniędzy. Ta sprawa to dla mnie wizerunkowy kłopot i zależy mi na jak najszybszym jej wyjaśnieniu. Nie wykluczam, że Wargulewskiego inspirują moi polityczni przeciwnicy – mówi. Polityk złożył w tej sprawie zawiadomienie na policji. Oskarżeniami wobec Popielarza zajmują się obecnie władze PO. – To poważna sprawa, bardzo niekorzystna dla Platformy. Najlepiej by było, gdyby do czasu jej wyjaśnienia pan Popielarz zawiesił członkostwo w partii – mówi poseł PO Andrzej Kania. Sprawą zainteresowała się także Julia Pitera, minister ds. walki z korupcją. Po zapoznaniu się z nią przyznała rację Popielarzowi. Kwestię bada zarząd mazowieckiej PO. MK
Napieralski sprzedał, Olejniczak stracił Sprzedaż siedziby SLD na ulicy Rozbrat w Warszawie za 35 mln zł uderzy po kieszeni Wojciecha Olejniczaka. Wyremontował tu część pomieszczeń i jako jedyny z siódemki lewicowych europosłów urządził swe biuro . – Nie wiemy, kiedy nas wyrzucą. Może da się utrzymać do wyborów? – mówi pracownik biura. Żartuje, że biuro Olejniczaka zawyżyło cenę nieruchomości, bo to jedyne nowoczesne pomieszczenie w budynku. Na zwrot poniesionych na remont kosztów nie ma co liczyć. – Jedyna rekompensata to uścisk dłoni prezesa (Grzegorza Napieralskiego) – dodaje pracownik biura. AP
Brytyjskie media krytykują Tuska za „guziczki" Brytyjski portal informacyjny Metro nie zostawia na polskim premierze suchej nitki po jego niedawnym wystąpieniu na konferencji prasowej. Tamtejsi dziennikarze porównują niewybredny żart Tuska, dotyczący dekoltu jednej z dziennikarek, do zachowań znanego z medialnych wpadek Silvia Berlusconiego. Portal jest zdania, że słowa premiera o „guzikach” letniego stroju dziennikarki i o tym, że „lubi lato”, wyprzedzają w rankingu na najbardziej absurdalną wypowiedź nawet zdanie włoskiego premiera, który ofiarom trzęsienia ziemi radził to doświadczenie uznać za „wakacyjne biwakowanie”. Także portal jednego z największych brytyjskich dzienników „The Daily Telegraph”, twierdzi, że słowa Donalda Tuska mogą nadszarpnąć jego reputację. Gazeta przypomina także inny skandal z udziałem polityka PO Roberta Węgrzyna, który kilka miesięcy temu zszokował opinię publiczną obleśnymi wypowiedziami na temat osób homoseksualnych.
Google kontra Chiny Google po raz kolejny stał się obiektem cyberataku. Ślady hakerów prowadzą do chińskiego miasta Janin. Sprawa ma charakter polityczny, ponieważ włamywano się do kont internetowych członków amerykańskich agencji rządowych, urzędników z Korei Południowej oraz chińskich dziennikarzy i dysydentów politycznych. Chiński rząd zaprzecza, jakoby miał coś wspólnego z atakiem, a Pekin grozi USA pogorszeniem stosunków. Amerkańska sekretarz stanu Hillary Clinton twierdzi, że sprawą powinno się zająć FBI. Specjaliści podejrzewają jednak, że hakerzy mogli działać na własny rachunek, a następnie zdobyte informacje odsprzedać chińskiemu rządowi. To już drugi tak spektakularny chiński cyberatak na Google. Do pierwszego doszło w 2009 r. Amerykańska firma groziła wówczas wycofaniem się z tamtejszego rynku. Ostatecznie jednak nie podjęła takiej decyzji – wycofanie się z Chin mogłoby ją kosztować 300 mln dolarów. Google ma 30-proc. udział w chińskim rynku wyszukiwarek internetowych. KI
Collegium Civitas w naszym rankingu Niestety na skutek naszego błędu (bardzo przepraszamy) warszawska uczelnia Collegium Civitas nie znalazła się w opublikowanym tydzień temu we „Wprost" rankingu szkół wyższych. Collegium Civitas zajęło w nim 4. miejsce wśród uczelni niepublicznych, uzyskując w sumie 202,32 pkt: 67,81 – za ofertę edukacyjną, 64,97 – za zaplecze naukowo- -dydaktyczne i 69,54 – za współpracę z otoczeniem społeczno-biznesowym i międzynarodowym. Szkoła powstała w 1997 r. z inicjatywy Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk. Dziś działa pod patronatem pięciu instytutów PAN: Instytutu Filozofii i Socjologii, Instytutu Historii, Instytutu Studiów Politycznych, Instytutu Sztuki oraz Instytutu Slawistyki. Prowadzi studia licencjackie i magisterskie z zakresu socjologii, stosunków międzynarodowych, politologii i dziennikarstwa. Ma także uprawnienia do przyznawania stopnia doktora nauk humanistycznych w zakresie socjologii. Kształci się w niej ok. 1700 studentów i uczestników studiów podyplomowych. Współpracuje z kilkudziesięcioma uczelniami i instytucjami w Europie i na świecie. Pełny ranking dostępny jest w internecie pod adresem www.wprost.pl. RP
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.