Przykład z tych najpoważniejszych, czyli los Julii Tymoszenko. Wprawdzie państwa zachodnie ochłodziły stosunki z Ukrainą, Hillary Clinton wzywa do jej uwolnienia i apeli takich jest więcej, ale poza słowami nie dzieje się nic, a Julia Tymoszenko jest traktowana jak zwyczajna przestępczyni, bez dostępu do lekarza i rodziny. Nawet rzekomo specjalne stosunki Polski z Ukrainą nic nie dają. Polscy politycy albo uważają, że nie wypada kwestionować decyzji rzekomo niezależnego sądu ukraińskiego, albo jak opozycja – nabrali wody w usta. Ukraina to nie Chiny i dla Polski powinna mieć kluczowe znaczenie. Jeżeli przeważają tu kalkulacje polityczne (żeby nie zepchnąć Ukrainy w ramiona Moskwy), to są to kalkulacje mylne, bo nic nie czyniąc, już spychamy.
Zresztą ta obojętność, świadcząca o zdziczeniu Zachodu, dotyczy także świata arabskiego i sytuacji po domniemanie demokratycznych rewolucjach. Czy ktokolwiek zajmuje się teraz Libią i innymi krajami regionu? Śniąc o rewolucji demokratycznej, zostawiliśmy ten świat samemu sobie i przestał nas obchodzić, jak tylko jeden przywódca został schwytany i dogorywa, a drugi zabity gdzieś na pustyni. Dzikość tu się wyraża – jak często – w obojętności.
Przykład również poważny, czyli reakcje na próbę samobójczą pułkownika Mikołaja Przybyła. Reakcje od skandalicznych sugestii, że to był popis i że nie chciał się zabić lub że nie umie strzelać, po skierowanie go do szpitala psychiatrycznego, co ma podsunąć najwygodniejsze dla wszystkich rozwiązanie, świadczą o obojętności zdumiewającej. Nikt nie chce poważnie zająć się tym, o co pułkownikowi chodziło i czy może miał rację lub dostateczną motywację do takiego czynu. Gdyby się tym zainteresowano, mogłoby być nieprzyjemnie, więc lepiej zostawić sprawę i dyskutować z tej okazji o potrzebie istnienia osobnej prokuratury wojskowej lub o braku takiej potrzeby. Co ma piernik do wiatraka? Za mało wiemy, by móc osądzać, ale widzimy brak cywilizowanej empatii i nadmiar zaufania do rozwiązań instytucjonalnych. Wszyscy powtarzają idiotycznie: tak, to naturalnie tragedia, ale… Podobnie jest niestety w przypadku sporu władz, lekarzy i aptekarzy. Ile razy słyszeliśmy ze wszystkich stron (znowu nie rozstrzygam racji), że najważniejszy jest pacjent, a przecież naprawdę to jest on dla wszystkich najmniej ważny.
Wreszcie trzeci przykład. Mieszkam w dużej gminnej wsi, z której jest 11 kilometrów do pobliskiego miasteczka, gdzie są licea, szpital, policja i duże sklepy. Od ponad pół roku nie ma państwowej komunikacji, a prywatnym przewoźnikom się nie opłaca. Otóż 20 lat temu staruszki opowiadały, jak przed wojną szły na bosaka do miasteczka sprzedać tuzin jajek, a kupić sól, naftę i zapałki. Teraz, kto nie ma samochodu, musi też iść (tyle że w butach) lub jechać na rowerze. Czy to jest rozwinięta cywilizacja, czy dzicz? Jak państwo może pod pozorem nierentowności uniemożliwić ludziom kontakt ze światem? Zapewnienie takiego kontaktu należy do jego obowiązków konstytucyjnych, stanowi zapewnienie bezpieczeństwa, ale to już nikogo nie obchodzi. Zdziczenie.
Co się stało takiego, że wszystko zaczyna się sypać, a spod lukrowanej polewy wyglądają kawałki zakalca? Można tu jeszcze przytaczać rozwój wydarzeń na Węgrzech, protesty w Rosji i przypadek Michaiła Chodorkowskiego czy z zupełnie innego poziomu – zdumiewające nasycenie reklam telewizyjnych treściami popkultury skrzyżowanej z prymitywną erotyką i najbardziej chamskimi sugestiami, co wziąć, żeby stało. Sześćset lat temu sprawdzano dokładnie, czy małżeństwo zostało dopełnione, a teraz dalej zagląda się nam bez przerwy do sypialni. I to jest zjawisko w kulturze popularnej zupełnie nowe, po pewnym okresie ucywilizowania znowu wszystko jest na sprzedaż, a my się z tym musimy godzić.
Otóż wzorem wielu myślicieli sądzę, że cywilizowana otoczka jest bardzo cienka i że niech tylko przyjdą nieco trudniejsze czasy, natychmiast znika. A zaufanie do instytucji, że nie dopuszczą, by dzikość – obecna w nas wszystkich – znalazła zewnętrzne ujście, jest sensowne tylko do pewnego stopnia. Instytucje są bezcenne, dopóki wszystko idzie dobrze, i stają się bezradne oraz zbędne, kiedy zaczyna się walić. Wtedy wracają takie podstawowe miary, jak poczucie dobra czy sumienie, natomiast sumienia trzeba szukać ze świecą, a i tak się raczej nie znajdzie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.