Ale czytam teraz w „Wyborczej" pośmiertne wspomnienie Joanny Sokolińskiej o Hannie Świdzie-Ziembie, wybitnej i niekonwencjonalnej uczonej, autorce niezwykle ciekawych prac o młodzieży w PRL. Uwielbiam fajki od liceum, ale mimo wszystko, kiedy pierwszy raz spotkałem panią profesor, by porozmawiać z nią o przygotowywanym przez siebie artykule, nie mogłem wyjść z podziwu. Przypalała papierosa od papierosa, aż w końcu przypominała jakąś zjawę rodem z romantycznego dramatu, pływającą w szarym dymie.
Pisze Sokolińska: „Uważała, że inteligent nie jest od tego, żeby myśleć o rzeczach materialnych. Inteligent kupuje pasztetową albo szynkę – na co go stać, zjada, żeby mieć to z głowy, i czym prędzej wraca do myślenia – najwartościowszej działalności człowieka".
Komisarz Wallander, bohater Henninga Mankella, byłby idealnym inteligentem wedle definicji pani profesor. Nawet tę nieszczęsną pasztetową wsuwa regularnie, plus jakieś pozbawione smaku kiełbasy i kaszanki, które przeleżały się w lodówce, a jak ta pusta, to kupi zapiekankę albo jakieś danie do odgrzania w mikrofalówce. Brr! Bardzo cenię intelektualne moce szwedzkiego policjanta, ale zdecydowanie bliższy jest mi jego sycylijski kolega po fachu, komisarz Montalbano, dziecię Andrei Camilleriego. Ten to sobie lubi pojeść. Ba, kiedy po dłuższym niewidzeniu przylatuje do niego narzeczona i Montalbano zmierza już do domu na jej spotkanie, zaczepia go znajomy restaurator, informując, że właśnie kupił świeżutkie barweny. Hm, cóż robi Montalbano? Jak to co? Je, je i je, tłumacząc później ukochanej, że spóźnienie i zalatujący smażeniną płaszcz wzięły się z konieczności nagłego przesłuchania świadka w restauracji. Gdy widzi, że jego zastępca posypuje parmezanem makaron z małżami, oburzony prycha: „Nawet hienie, która przecież jest hieną i żywi się ścierwem, żołądek przewróciłby się na drugą stronę na samą myśl, że makaron z małżami można posypać parmezanem". Aż boję się przyznać, że i mnie się zdarza zachowanie niegodne hieny. Dobrze, że nie czyta tego żaden Sycylijczyk ani neapolitańczyk.
Pytanie, czy myślenie wyklucza dbałość o rzeczy materialne, przypomina dylemat, czy artysta musi być biedny. No, może przymierać głodem i tryskać talentem, ale takiemu Vargasovi Llosie raczej nigdy nie brakowało na ceviche. Pozwolę więc sobie pozostać przy przekonaniu, że zamiłowanie do drobnych i większych przyjemności życia nie wpływa ujemnie na zdolność i chęć myślenia.
Żeby pozostać przy Camillerim. Można czytać go w każdej sytuacji, ale czyż lektura nie będzie ze wszech miar bardziej owocna, gdy najpierw kupimy butelkę białego Corvo, ulubionego wina komisarza (nawet w Polsce żaden wielki zbytek, można dostać za 40 zł), i zaopatrzymy się w świeżą rybę w zaprzyjaźnionym sklepiku na Mokotowie? A może ośmiorniczki, chociaż ostatnim razem za bardzo je wysmażyłem? Mój przyjaciel Paweł Bravo, który zaraził mnie Camillerim, wyciągnął mnie również do Kuchni Dantego. Dwóch Włochów, mieszkających i pracujących w Warszawie, raz na jakiś czas w przypadkowych lokalach na mieście gotuje po kilka włoskich dań, a w przerwach między serwowaniem posiłków recytuje „Boską komedię" w oryginale, by następnie czytać jej polskie tłumaczenie, próbując zrozumieć jego sens. Kilkadziesiąt zebranych osób (które płacą po 40 zł za wieczór) pokłada się ze śmiechu, a przy okazji rodzą się najbardziej nieprzewidziane dyskusje. Przy naszym stoliku najbardziej mnie zafrapowała rozmowa o związku między wyborami a wzrostem liczby poszukiwań haseł żydopodobnych w Google.
No cóż, może to słabość, skłonność do hedonizmu, ale uwielbiam debaty przy stole, gdy w trakcie dyskusji o Viktorze Orbánie i jego lewicowych krytykach rozmawiamy również o tym, gdzie w Warszawie można kupić najlepszy kindziuk prosto z Litwy i jak długo go potem suszyć na wieszaku, czy zupa z suma jest lepsza w Bor Pince czy U Madziara, co też Paulina dodała do pomidorów, że te bruschetty tak obłędnie smakują, czy bundz tylko owczy, czy krowi też daje radę, jakim cudem blogerce Lisce wychodzą te wszystkie chleby, a nam nie? Kultura masła i piwa czy oliwy i wina? Jakie znaczenie miało, że Hitler był wegetarianinem?
Co nie zmienia faktu, że polecam wszystkim wydaną nieco ponad rok temu książkę profesor Świdy-Ziemby „Młodzież PRL. Portrety pokoleń w kontekście historii". Może być i z pasztetową, ale mnie się lepiej czyta z kozim serem, myśliwską i tatarem (koniecznie z żółtkiem, oliwą, maggi, musztardą, cebulą, ogórkiem kiszonym i – co dla niektórych bulwersujące – z anchois).
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.