Kiedy słyszę od kogoś słowo „zburzyć", to od razu mam ciarki. Zburzyć, rozwalić czy – mówiąc mało wytwornie – rozpieprzyć można wszystko – pytanie po co, dlaczego i to najważniejsze: co potem? Zburzyć można rzeczy nieprzydatne pod każdym względem, także historycznym, ale nie można zburzyć starej, opuszczonej i przegniłej wiejskiej chaty krytej słomą, która stanowi dowód na istnienie w przeszłości innych kultur i jest elementem skansenu.
Zburzyć nie można obozu w Auschwitz, choć nie niesie miłych wspomnień i nic się tam nie dzieje z rzeczy usługowo-produkcyjno-rekreacyjnych (i nie ma tam sadzawki). Choćby jego utrzymanie kosztowało miliard – trzeba ten miliard wysupłać. To miejsce zostać musi nietknięte po wsze czasy na dowód wyjątkowego bestialstwa członków ludzkiego gatunku.
Nie można zburzyć zamku krzyżackiego w Malborku, choć Krzyżacy to byli ludzie okrutni i Polsce nieprzyjaźni, gdyż ta imponująca budowla budzi i dziś podziw swoim rozmachem i konstrukcją architektoniczną. Jest niecodziennym dowodem historii.
Burzenie z pobudek ideologicznych i emocjonalnych jest odruchem ludzi pozbawionych inwencji własnej, ludzi o przerośniętej ambicji. Zauważyłem to, gdy wykładałem w szkole filmowej. Młodzi adepci reżyserii i sztuki aktorskiej mieli powtarzający się od rana do wieczora jeden wielki cel: zniszczyć, ośmieszyć, zrujnować konkurentów i istniejące w tej dziedzinie gwiazdy. Zaczynali od strącania z piedestału Andrzeja Wajdy i Quentina Tarantino, choć o ich pracach niewiele wiedzieli. Były to według nich największe zawalidrogi blokujące ich wędrówkę ku sławie. Gdy ich pytałem o pomysły na filmy – nie mieli żadnych. Ale jak Wajda odejdzie, to będą je mieli.
Potem schodzili z działaniami na struktury poziome. Jeździli po sobie wzajemnie na portalach internetowych i czatach, dopisywali sobie obrzydliwe komentarze o kolegach, dezawuowali ich na milion sposobów, choć sami nie mieli jeszcze żadnego dorobku. Kochali to robić. Pod wieczór zliczali dokonania: obaliłem („zburzyłem") mit, ze ona jest utalentowana, napisałem, że się puszcza, i uwierzyli, niech wie, że mnie łatwo nie pokona.
Tłumaczyłem im wtedy na podstawie wymyślonego naprędce diagramu, jak wygląda relacja adepta i mistrza. Rysowałem dwa cokoły, jeden postumencik miał niecały centymetr wysokości i na nim stał mój uczeń, drugi miał metr wysokości i na nim stał powszechnie respektowany mistrz. I mówiłem: Zobacz, co się stanie, jeśli cały swój wysiłek włożysz w strącenie tego mistrza z jego cokołu. Jeśli ci się w końcu uda i używając intryg, obrzydliwych pomówień i plotek, zdezawuujesz go w oczach swoich przyjaciół, być może w końcu mistrz spadnie w waszych oczach z cokołu i przestanie się dla was liczyć. Ale niestety, twój cokół ma nadal tylko pół centymetra. Nie stałeś się większy. Nie zastąpiłeś mistrza na jego postumencie – wciąż tkwisz w kategorii „nikt ważny". I nie widać najmniejszych szans, byś ją opuścił. Wielcy politycy miewali wielkie projekty twórcze i z nimi przechodzili do historii. Kennedy zapowiedział lot człowieka na Księżyc. Nie zajmował się rozbiórką Empire State Building. Gdyby Radosław Sikorski podczas spotkania z Obamą napomknął, że ten „powinien toto zburzyć”, wywołałby zdziwienie i zostałby politycznym symbolem groteski.
Talibowie afgańscy, gdy doszli do władzy, podjęli szereg nieodwracalnych decyzji, by burzyć. Nie wiem, czy tam się tego minister Radek nauczył. Wszystko, co im ideologicznie nie pasowało – także bezcenne monumenty Buddy – wyleciało w powietrze. Zniknęło.
Budować jest znacznie trudniej, niż burzyć. Wie to każdy, kto jako dzieciak biegał po plaży i kopniakiem rozwalał czyjeś misterne zamki. Zbudować własny to jednak inna bajka. Byłbym przeszczęśliwy, gdyby pan minister stworzył jeden malutki, maciupeńki dom kultury gdzieś w Polsce. By w nim się zjawił z jakimś słynnym malarzem i zapalił młodych ludzi do działania w sztuce. By jego rozliczni przyjaciele dali parę wykładów z różnych dziedzin. Po prostu niech coś zbuduje, zanim cokolwiek zburzy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.