Potomkowie arystokracji i szlachty sięgają po władzę
W 1460 r. w miejscowości Czartoria niedale-ko dzisiejszej Ostrołęki Konrad III Rudy, książę mazowiecki, osiedlił rycerza Mikołaja herbu Lubicz. Miał on strzec przed Krzyżakami granicy mazowiecko-pruskiej. Ponad 550 lat później potomek Mikołaja - Arkadiusz Czartoryski - został radnym Ostrołęki. W poprzedniej kadencji był prezydentem tego miasta. Już w ponad stu miejscowościach we władzach samorządowych zasiadają przedstawiciele dawnych rodów arystokratycznych i szlacheckich. Tym razem sprawują władzę nie z nadania książęcego, ale dzięki kartce wyborczej.
W II Rzeczypospolitej arystokraci prowadzili działalność publiczną, nie mogąc się posługiwać tytułami ani herbami czy korzystać z przywilejów rodowych. Zakazywała tego konstytucja z 1921 r. Art. 96 konstytucji mówił: "Rzeczpospolita Polska nie uznaje przywilejów rodowych ani stanowych, jak również żadnych herbów, tytułów rodowych i innych, z wyjątkiem naukowych, urzędowych i zawodowych". Polska Ludowa wydała arystokracji prawdziwą wojnę. Dekret PKWN o reformie rolnej wywłaszczał ze skutkiem natychmiastowym i bez odszkodowania wszystkich właścicieli majątków ziemskich o powierzchni ponad 50 hektarów. Służby przeprowadzające wysiedlenia miały "usunąć właściciela w ciągu trzech dni, nie pozwalając mu zabrać nic poza przedmiotami osobistego użytku". W przepisach dodatkowych znalazł się zakaz zamieszkiwania byłych właścicieli w promieniu 30 kilometrów od ich dawnych majątków. Ofiarą tego przepisu padł między innymi Jan Zamoyski, ostatni ordynat rodowego majątku. Za wjazd na "zabroniony teren" trafił do więzienia.
Czartoryscy i Zamoyscy
Arkadiusz Czartoryski traktuje swoje pochodzenie jak dodatkowy walor rynkowy.
- Kiedy rozmawiam z part-nerami z Niemiec, Francji, Czech czy Węgier, zawsze wspominam o moich przodkach, którzy też przyjeżdżali na rozmowy do ich krajów. Dzięki kontaktom we Francji Czartoryskiemu udało się na przykład ściągnąć do Ostrołęki francuskiego producenta opakowań.
Marcin Zamoyski, prezydent Zamościa, jest potom-kiem założyciela miasta - kanclerza Jana Zamoyskiego herbu Jelita. - Gdy zostałem prezydentem Zamościa po raz pierwszy, w 1990 r., moje pochodzenie mogło mieć znaczenie. Było swoistą demonstracją: z jednej strony - potrzeby zmian, z drugiej - nawiązania do innej tradycji niż PRL-owska - opowiada Marcin Zamoyski. - Mam nadzieję, że ponowny wybór w tym roku to już zasługa moich cech, a nie pocho-dzenia.
Zakorzenieni
Na północnym i wschodnim Mazowszu, w gminach w okolicach Przasnysza, Ostrołęki, Łomży i Ciechanowa potomkowie miejscowej szlachty stanowią prawie połowę radnych. Przed trzystu, czterystu laty stanowiska komorników, podczaszych czy podsędków zajmowali tu Czartoryscy, Żabokliccy, Morawscy czy Kołakowscy. Ich potomkowie są obecnie wójtami, prezydentami i radnymi. - Niektórzy rządzą tu od ponad sześciuset lat - z przerwą w czasach PRL. Ludzie wybierają ich do lokalnych władz, bo z tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie wiedzą, że oni są "swoi" w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wyborcy są przekonani, że te osoby kierują się honorem, są mniej podatne na korupcję, lepiej rozumieją dobro wspólne. Z kolei potomkowie arystokratycznych i szlacheckich rodzin zdają sobie sprawę z tego, że wyborcy oczekują od nich wyższych standardów - tłumaczy Adam Pszczółkowski, badacz dziejów szlachty.
Zbigniew Żaboklicki jest wójtem Krzynowłogi Małej koło Przasnysza. Zdecydował się na pracę w samorządzie, wzorując się na swoim pradziadku działającym na tym samym terenie. - Sądzę, że ludzie wybierają takie osoby jak ja ze względu na swego rodzaju pamięć pokoleniową. W wielu rodzinach z pokolenia na pokolenie opowiada się o osobach, które coś dla tej ziemi zrobiły.
W Dzierzgowie i Krasnem niedaleko Przasnysza wójtami są bracia Marcin i Paweł Kołakowscy herbu Kościesza. Ich przodkowie zajmowali tam różne stanowiska publiczne przez ponad trzysta ostatnich lat. Na wójta gminy Rzekuń (po raz drugi) został wybrany Bogusław Tyszka. Potomkowie Tyszki, podobnie jak antenaci Mikołaja z Czartorii, osiedli w Rzekuniu w XV wieku z nadania księcia mazowieckiego. W niedalekim Troszynie wójtem został (po raz trzeci) Edwin Mierzejewski, potomek rycerza osiadłego w tej miejscowości w XVI wieku.
Szlachectwo zobowiązuje
Mariusz Roman herbu Ślepowron jest radnym w Gdyni. W XIV wieku jego potomkowie osiedli na pograniczu mazowiecko-pruskim. W tradycji rodzinnej nazwisko Roman tłumaczy się jako nadane komuś, kto zajmował się kontaktami handlowymi z rzymskimi kupcami. - Świadomość posiadania szlacheckich przodków wymusza na mnie dbałość o honor, przestrzeganie zasad i wyższych standardów etycznych - mówi Mariusz Roman.
Radnym Gdyni jest również Andrzej Czaplicki. Jego przodek Mroczesław wyróżnił się walecznością podczas wojny trzynastoletniej z Krzyżakami. Za zasługi w tej wojnie otrzymał od króla dobra ziemskie na Mazowszu. Podobnie jak Arkadiusz Czartoryski Andrzej Czaplicki pieczętuje się herbem Lubicz.
- Moi przodkowie byli posłami na Sejm Wielki, który uchwalił Konstytucję 3 maja. Mam więc kogo naśladować - opowiada Andrzej Czaplicki. Roman i Czaplicki są radnymi Prawa i Sprawiedliwości.
Kolegą Czaplickiego i Romana, i tak jak oni radnym Gdyni, jest Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski herbu Pietyróg (reprezentuje Platformę Obywatelską). Jego przodkowie osiedli w Trzebiatkowie niedaleko Bytowa (w województwie zachodniopomorskim). Ziemie w tamtym rejonie nadał im w 1515 r. książę Bogusław X z linii Piastów pomorskich. Dwie boczne gałęzie rodu Zmudy-Trzebiatowskiego - Jutrzenkowie i Młotkowie - zgermanizowały się. Ci pierwsi zmienili nazwisko na Morgenstern (z tej rodziny pochodziła żona Ottona von Bismarcka, kanclerza Niemiec), drudzy zaczęli używać nazwiska Moltke. Podczas pierwszej wojny światowej Helmut von Moltke dowodził wojskami niemieckimi na froncie zachodnim, a jego krewny, również Helmut von Moltke, podczas II wojny światowej brał udział w zamachu na Hitlera. Został za to powieszony. - Wciąż czuję się zobowiązany, by udowadniać, że zasługuję na nazwisko i szlachecki herb - mówi Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski.
Jacek Karnowski, wybrany ponownie na prezydenta Sopotu, o swoich szlacheckich korzeniach dowiedział się dopiero kilka miesięcy temu. Jego przodkowie osiedli w okolicach Chojnic. - Nie chciałbym, aby pochodzenie decydowało o tym, jak jestem postrzegany. Dobrze jest mieć oparcie w tradycji rodowej, ale najważniejsze są czyny - mówi Karnowski. Jego zdaniem, tradycje rodowe są ważniejsze dla osób, które od wieków żyją na tym samym terenie. Podobnie sądzi Piotr Siezieniewski, herbu Leliwa, radny Sopotu. Jego ród pochodzi spod Grodna. - Podczas kampanii wyborczej nie wykorzystywałem swojego pochodzenia, bo co mogą mieszkańców Gdyni obchodzić zasługi mojego rodu dla Grodna - opowiada Siezieniewski.
Oryginał zamiast kopii
- Ludzie wybierają potomków szlacheckich rodów, bo w ustnej tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie funkcjonują oni jako osoby zasłużone w pracy dla dobra publicznego. Jeśli ktoś przed stu, a nawet więcej laty miał przodka dziedzica, to ma olbrzymie szanse zostać wybrany na radnego, burmistrza czy wójta. Komunistom nie udało się zlikwidować tych naturalnych zachowań - mówi prof. Edmund Wnuk-Lipiński, socjolog. Polska nie jest tu zresztą wyjątkiem. We francuskich merostwach połowa urzędników pochodzących z wyboru ma szlacheckie korzenie. Podobnie jest w Niemczech, gdzie w lokalnych władzach zasiadają przedstawiciele ponad dwustu rodzin arystokratycznych i szlacheckich.
- Powrót potomków znanych rodów jest dla życia publicznego w Polsce tym, czym dla muzeum czy galerii ponowne powieszenie oryginałów zamiast kopii. Niby wszystkie elementy są takie same, ale w oryginałach jest jakaś nadwyżka wartości - mówi prof. Ireneusz Białecki, socjolog.
W II Rzeczypospolitej arystokraci prowadzili działalność publiczną, nie mogąc się posługiwać tytułami ani herbami czy korzystać z przywilejów rodowych. Zakazywała tego konstytucja z 1921 r. Art. 96 konstytucji mówił: "Rzeczpospolita Polska nie uznaje przywilejów rodowych ani stanowych, jak również żadnych herbów, tytułów rodowych i innych, z wyjątkiem naukowych, urzędowych i zawodowych". Polska Ludowa wydała arystokracji prawdziwą wojnę. Dekret PKWN o reformie rolnej wywłaszczał ze skutkiem natychmiastowym i bez odszkodowania wszystkich właścicieli majątków ziemskich o powierzchni ponad 50 hektarów. Służby przeprowadzające wysiedlenia miały "usunąć właściciela w ciągu trzech dni, nie pozwalając mu zabrać nic poza przedmiotami osobistego użytku". W przepisach dodatkowych znalazł się zakaz zamieszkiwania byłych właścicieli w promieniu 30 kilometrów od ich dawnych majątków. Ofiarą tego przepisu padł między innymi Jan Zamoyski, ostatni ordynat rodowego majątku. Za wjazd na "zabroniony teren" trafił do więzienia.
Czartoryscy i Zamoyscy
Arkadiusz Czartoryski traktuje swoje pochodzenie jak dodatkowy walor rynkowy.
- Kiedy rozmawiam z part-nerami z Niemiec, Francji, Czech czy Węgier, zawsze wspominam o moich przodkach, którzy też przyjeżdżali na rozmowy do ich krajów. Dzięki kontaktom we Francji Czartoryskiemu udało się na przykład ściągnąć do Ostrołęki francuskiego producenta opakowań.
Marcin Zamoyski, prezydent Zamościa, jest potom-kiem założyciela miasta - kanclerza Jana Zamoyskiego herbu Jelita. - Gdy zostałem prezydentem Zamościa po raz pierwszy, w 1990 r., moje pochodzenie mogło mieć znaczenie. Było swoistą demonstracją: z jednej strony - potrzeby zmian, z drugiej - nawiązania do innej tradycji niż PRL-owska - opowiada Marcin Zamoyski. - Mam nadzieję, że ponowny wybór w tym roku to już zasługa moich cech, a nie pocho-dzenia.
Zakorzenieni
Na północnym i wschodnim Mazowszu, w gminach w okolicach Przasnysza, Ostrołęki, Łomży i Ciechanowa potomkowie miejscowej szlachty stanowią prawie połowę radnych. Przed trzystu, czterystu laty stanowiska komorników, podczaszych czy podsędków zajmowali tu Czartoryscy, Żabokliccy, Morawscy czy Kołakowscy. Ich potomkowie są obecnie wójtami, prezydentami i radnymi. - Niektórzy rządzą tu od ponad sześciuset lat - z przerwą w czasach PRL. Ludzie wybierają ich do lokalnych władz, bo z tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie wiedzą, że oni są "swoi" w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wyborcy są przekonani, że te osoby kierują się honorem, są mniej podatne na korupcję, lepiej rozumieją dobro wspólne. Z kolei potomkowie arystokratycznych i szlacheckich rodzin zdają sobie sprawę z tego, że wyborcy oczekują od nich wyższych standardów - tłumaczy Adam Pszczółkowski, badacz dziejów szlachty.
Zbigniew Żaboklicki jest wójtem Krzynowłogi Małej koło Przasnysza. Zdecydował się na pracę w samorządzie, wzorując się na swoim pradziadku działającym na tym samym terenie. - Sądzę, że ludzie wybierają takie osoby jak ja ze względu na swego rodzaju pamięć pokoleniową. W wielu rodzinach z pokolenia na pokolenie opowiada się o osobach, które coś dla tej ziemi zrobiły.
W Dzierzgowie i Krasnem niedaleko Przasnysza wójtami są bracia Marcin i Paweł Kołakowscy herbu Kościesza. Ich przodkowie zajmowali tam różne stanowiska publiczne przez ponad trzysta ostatnich lat. Na wójta gminy Rzekuń (po raz drugi) został wybrany Bogusław Tyszka. Potomkowie Tyszki, podobnie jak antenaci Mikołaja z Czartorii, osiedli w Rzekuniu w XV wieku z nadania księcia mazowieckiego. W niedalekim Troszynie wójtem został (po raz trzeci) Edwin Mierzejewski, potomek rycerza osiadłego w tej miejscowości w XVI wieku.
Szlachectwo zobowiązuje
Mariusz Roman herbu Ślepowron jest radnym w Gdyni. W XIV wieku jego potomkowie osiedli na pograniczu mazowiecko-pruskim. W tradycji rodzinnej nazwisko Roman tłumaczy się jako nadane komuś, kto zajmował się kontaktami handlowymi z rzymskimi kupcami. - Świadomość posiadania szlacheckich przodków wymusza na mnie dbałość o honor, przestrzeganie zasad i wyższych standardów etycznych - mówi Mariusz Roman.
Radnym Gdyni jest również Andrzej Czaplicki. Jego przodek Mroczesław wyróżnił się walecznością podczas wojny trzynastoletniej z Krzyżakami. Za zasługi w tej wojnie otrzymał od króla dobra ziemskie na Mazowszu. Podobnie jak Arkadiusz Czartoryski Andrzej Czaplicki pieczętuje się herbem Lubicz.
- Moi przodkowie byli posłami na Sejm Wielki, który uchwalił Konstytucję 3 maja. Mam więc kogo naśladować - opowiada Andrzej Czaplicki. Roman i Czaplicki są radnymi Prawa i Sprawiedliwości.
Kolegą Czaplickiego i Romana, i tak jak oni radnym Gdyni, jest Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski herbu Pietyróg (reprezentuje Platformę Obywatelską). Jego przodkowie osiedli w Trzebiatkowie niedaleko Bytowa (w województwie zachodniopomorskim). Ziemie w tamtym rejonie nadał im w 1515 r. książę Bogusław X z linii Piastów pomorskich. Dwie boczne gałęzie rodu Zmudy-Trzebiatowskiego - Jutrzenkowie i Młotkowie - zgermanizowały się. Ci pierwsi zmienili nazwisko na Morgenstern (z tej rodziny pochodziła żona Ottona von Bismarcka, kanclerza Niemiec), drudzy zaczęli używać nazwiska Moltke. Podczas pierwszej wojny światowej Helmut von Moltke dowodził wojskami niemieckimi na froncie zachodnim, a jego krewny, również Helmut von Moltke, podczas II wojny światowej brał udział w zamachu na Hitlera. Został za to powieszony. - Wciąż czuję się zobowiązany, by udowadniać, że zasługuję na nazwisko i szlachecki herb - mówi Zygmunt Zmuda-Trzebiatowski.
Jacek Karnowski, wybrany ponownie na prezydenta Sopotu, o swoich szlacheckich korzeniach dowiedział się dopiero kilka miesięcy temu. Jego przodkowie osiedli w okolicach Chojnic. - Nie chciałbym, aby pochodzenie decydowało o tym, jak jestem postrzegany. Dobrze jest mieć oparcie w tradycji rodowej, ale najważniejsze są czyny - mówi Karnowski. Jego zdaniem, tradycje rodowe są ważniejsze dla osób, które od wieków żyją na tym samym terenie. Podobnie sądzi Piotr Siezieniewski, herbu Leliwa, radny Sopotu. Jego ród pochodzi spod Grodna. - Podczas kampanii wyborczej nie wykorzystywałem swojego pochodzenia, bo co mogą mieszkańców Gdyni obchodzić zasługi mojego rodu dla Grodna - opowiada Siezieniewski.
Oryginał zamiast kopii
- Ludzie wybierają potomków szlacheckich rodów, bo w ustnej tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie funkcjonują oni jako osoby zasłużone w pracy dla dobra publicznego. Jeśli ktoś przed stu, a nawet więcej laty miał przodka dziedzica, to ma olbrzymie szanse zostać wybrany na radnego, burmistrza czy wójta. Komunistom nie udało się zlikwidować tych naturalnych zachowań - mówi prof. Edmund Wnuk-Lipiński, socjolog. Polska nie jest tu zresztą wyjątkiem. We francuskich merostwach połowa urzędników pochodzących z wyboru ma szlacheckie korzenie. Podobnie jest w Niemczech, gdzie w lokalnych władzach zasiadają przedstawiciele ponad dwustu rodzin arystokratycznych i szlacheckich.
- Powrót potomków znanych rodów jest dla życia publicznego w Polsce tym, czym dla muzeum czy galerii ponowne powieszenie oryginałów zamiast kopii. Niby wszystkie elementy są takie same, ale w oryginałach jest jakaś nadwyżka wartości - mówi prof. Ireneusz Białecki, socjolog.
Arystokraci i ziemianie w służbie publicznej |
---|
Anna Radziwiłł Doktor nauk humanistycznych, nauczycielka. Podsekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Konstanty Radziwiłł Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Właściciel prywatnej przychodni lekarskiej i wykładowca w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Warszawie. Aleksander Małachowski Polityk Unii Pracy. Absolwent Wydziału Prawa i Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego, członek "Solidarności". Marszałek senior obecnego Sejmu. Stefan Niesiołowski Polityk ZChN i AWS. Profesor zoologii, wykładowca Uniwersytetu Łódzkiego. Więzień polityczny w latach 70., internowany w stanie wojennym. Witold Gintowt-Dziewałtowski Poseł SLD z Elbląga. Prezydent tego miasta w latach 1994-1998. Z wykształcenia ekonomista, absolwent Uniwersytetu Gdańskiego. Bronisław Komorowski Polityk Platformy Obywatelskiej. Minister obrony narodowej w rządzie Jerzego Buzka. Andrzej Jan Wielowieyski Polityk Unii Wolności, senator Bloku Senat 2001. Prawnik z wykształcenia. Podczas wojny żołnierz Armii Krajowej. Zbigniew Romaszewski Senator Bloku Senat 2001. Z wykształcenia fizyk. Działacz antypeerelowskiej opozycji od połowy lat siedemdziesiątych. |
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.